2014-07-01
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Uwaga brzydkie słowo - dieta!! (czytano: 1290 razy)
Jak większość z Was wie, przynajmniej ci fejsbukowi wiedzą, dokonałem rewolucji w swoim żywieniu. A gdy mowa o żywieniu, automatycznie nasuwa się to straszne słowo...
Dieta - słowo, z którym wiąże się tak ogromna liczba nieporozumień, błędnych interpretacji i założeń, przesądów oraz kompletnie fałszywych skojarzeń, że boję się go używać.
Dieta to sposób odżywiania. Koniec. Dieta NIE oznacza automatycznie głodzenia się, wyrzucania z jadłospisu węglowodanów, tłuszczu, czy jakichkolwiek podobnych założeń. Przecież dla niektórych "być na diecie" oznacza właśnie przybierać na wadze!
Ale wróćmy do mnie. Ponieważ wiedziałem doskonale, że odżywiam się katastrofalnie, a do tego moje BMI weszło w nadwagę, poszedłem do dietetyka. Pani zebrała wszelkie informacje o mnie, zrobiła wywiad, kazała opisać dokładnie swoje codzienne menu, aktywność fizyczną, spożycie alkoholu, gusta kulinarne itp itd. Rozmowa trwa około godziny. Potem jeszcze pomiary. 10 dni później dostałem konkretny jadłospis. Jadłospis dla mnie został ułożony na 1800 kalorii, czyli dokładnie tyle, ile wynosi moje fizjologiczne zapotrzebowanie. Czyli dokładnie tyle, ile zużywam nie robiąc niemal nic. Czyli każda aktywność fizyczna oznaczała chudnięcie.
Najważniejsze założenia to:
- 5 posiłków dziennie
- równe odstępy między posiłkami - minimum 3, maksimum 4 godziny
- dużo wody mineralnej - minimum 1,5 litra, a najlepiej 2 litry dziennie
- ostatni posiłek najpóźniej 2 godziny przed spaniem
Coś odkrywczego? Nic. Wszystko wiedziałem wcześniej? Tak. Tylko co z tego, że wiedziałem...
A co w jadłospisie? Wszystko. Tzn. wszystko, co jest człowiekowi potrzebne. Uwielbiam zdziwione okrzyki znajomych wiedzących, że "jestem na diecie" i widzących co jem. "Ale jak to?? Jesz makaron???? Ryż??? Ziemniaki????? Pieczywo????"... TAK!!! Bo zdrowa dieta polega na jedzeniu wszystkiego w ODPOWIEDNICH ilościach. Tłuszcz jest niezbędny do życia! Węglowodany także! Na dłuższą metę jedno i drugie MUSI znajdować się w naszej diecie, bo zwyczajnie padniemy trupem. Z tego powodu wszelkie popularne "diety", typu Dukana, są długofalowo zwyczajnie SZKODLIWE. Naszym celem powinno być nauczenie się konstruowania samemu zbilansowanego menu dla siebie, odpowiednio wyważonego kalorycznie. A nie podążanie szalonymi schematami, które na dłuższą metę nas zabiją, a na krótszą spowodują utratę równowagi organizmu, która najprawdopodobniej skończy się efektem jojo.
Przez pierwsze 8 tygodni miałem trzymać się ściśle dwóch tygodniowych jadłospisów przygotowanych przez dietetyków, stosując je wymiennie, żeby się nie znudzić. Zdarzały mi się drobne odstępstwa, ale nic strasznego. Efekty?
masa ciała: z 75,7kg na 69,6kg
w tym masa tkanki tłuszczowej: z 15kg na 10,5kg
obwód w pasie z 92cm na 85,5cm
procent masy mięśniowej: z 76% na 80%
BMI: z 25,6 na 23,5
wiek metaboliczny: z 32 na 21 (!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!)
Ładnie? Mi się podoba. I motywuje do dalszej pracy. Czy to było trudne? Niezbyt. Nie chodziłem głodny. Tak jak pisałem wcześniej - deficyt kaloryczny zależał od aktywności fizycznej danego dnia. Jeśli nie robiłem nic, to nie było żadnego deficytu.
W ostatnim okresie pofolgowałem sobie trochę, lato=lody, a przede wszystkim sezon na czereśnie! Waga stanęła w miejscu, ale teraz chcę znowu wrócić do zdrowego jedzenia.
Czego się nauczyłem? Np. że samemu można z jogurtu naturalnego i dodatków zrobić znacznie lepszą kompozycję, niż gotowe jogurty smakowe, a zawierającą zero chemii i 3x mniej cukru. Np. że sałatki owocowo-warzywne są fajne. Że ciemne pieczywo jest fajne itp.
A przede wszystkim, że zdrowe żywienie nie oznacza:
- chodzenia głodnym
- jedzenia niesmacznie
Czy wolałbym pizzę zamiast sałatki z brokuła, awokado i pomidorów? Tak, wolałbym. Ale bardziej niż pizzę wolałbym być zdrowy i mieć fajną sylwetkę. I to dla mnie zamyka dyskusję. Zresztą nie zamierzam zupełnie rezygnować z niczego, co lubię. Oczywiście, że będą lody, będzie pizza i będzie alkohol. Po prostu w ilościach kontrolowanych, a przede wszystkim dbając o żywienie w te standardowe, "niegrzeszne" dni.
Zwróćmy uwagę na pewną rzecz - załóżmy, że pizza to 1000 kilokalorii. Jeśli cały tydzień pilnuję się i jem dokładnie tyle, ile zużywam, a raz w tygodniu walnę taką pizzę, to bilans tygodniowy wychodzi mi +1000 kcali. Jeśli natomiast ktoś inny nie zje takiej pizzy, ale nie kontrolując swojego codziennego menu zje każdego dnia o 200kcali więcej, niż zużyje, to jego bilans wynosi +1400kcali. Czyli wypada gorzej niż ja. Proste, prawda? Pamiętajmy - bardziej liczy się to jak żywimy się na co dzień niż to, jak grzeszymy "od czasu do czasu". A zjeść o 200kcali więcej, niż się potrzebuje, naprawdę nietrudno. To ilość zupełnie niezauważalna, szczególnie przy kalorycznych produktach.
Reasumując - staram się w ogóle nie mówić "jestem na diecie", bo to automatycznie przywołuje zupełnie błędne skojarzenia i mylne założenia. Po prostu staram się odżywiać zdrowo stosując proste zasady, o których w zasadzie każdy wie. Tylko ze stosowaniem jest gorzej.
A korzyści widzę już bardzo wyraźne. Mniej na wadze czy dopinanie spodni od garnituru, w które nie było szansy wejść na Sylwestra, to takie najbardziej oczywiste. Ale są i inne, jak np. zmniejszenie zapotrzebowania na sen, ogólnie pojęte lepsze samopoczucie, czy znacznie łatwiejsze powroty do biegania po przerwach.
Każdemu polecam przyjrzenie się swojemu codziennemu menu. W razie czego służę swoimi doświadczeniami. Na zdrowie!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Truskawa (2014-07-01,16:01): Telepatia Michu. Telepatia! Miałam Ci pisać dzisiaj na fejsie żebyś coś gryzdnął w blogu... No po prostu nie wierzę, że wystarczyło pomyśleć! :))) Truskawa (2014-07-01,16:03): Mądry wpis. Podzielam zdanie na temat diety. Mogę się tu podpisać pod całością. Woland (2014-07-01,16:04): Jo jo, ale Ty uważaj, bo ja słyszę wszystkie te Twoje brudne myśli! Truskawa (2014-07-01,16:06): Gópol . :)))) snipster (2014-07-01,20:53): teraz będę miał wyrzuty sumienia jak będę wcinał kolejne ciastka... ;( a odnośnie diety to wszystko się zgadza - jedyna dobra dieta to ta - mniej żreć (i przy okazji zdrowiej) ;) Woland (2014-07-01,23:05): Nie Krzysiek... Myślę, że to jednak Ty pomyliłeś procenty z kilogramami. 40 to faktycznie może być prawda dla lekkiego mężczyzny - ale 40kg, a nie 40%. Bo zastanów się - jeśli mięśnie miałyby stanowić 40%, to co stanowi resztę? Kości są leciutki - to zaledwie jakieś 5%. Tłuszczu powiedzmy 15-20%. A reszta co? Woland (2014-07-02,10:17): To nie są moje wyliczenia, tylko urządzenia do pomiaru składu masy ciała. Mam w tej chwili okolo 55 kg mięśni. Co w tym fizjologicznie niemożliwego?
|