2014-06-29
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Podbieg, którym straszą (czytano: 2204 razy)
Podbieg, którym straszą
XI Półmaraton Unisławski za mną. To był mój drugi start na tym dystansie. Pierwszy - Bieg Piastowski, w którym wystartowałem półtora miesiąca temu wiódł z Kruszwicy do Inowrocławia. Plan miałem jasny przebiec poniżej 1:45. Wyszło 1:45:41, więc nic dziwnego, że pozostał po nim lekki niedosyt.
Do Unisławia jechałem nasłuchawszy się strasznych historii o podbiegu rozpoczynającym się w połowie 19 kilometra. Znajomi straszyli nim tak, jak straszy się małe dzieci złą czarownicą, albo niewiernych mężów zemstą teściowej. Byłem ciekaw czy faktycznie jest tak ciężko, miałem wielką ochotę stawić mu czoła, pokazać a może sprawdzić, że nie dam się złamać. Oprócz tego pozostawał inowrocławski niedosyt. 1:45. Czy to w ogóle możliwe?
Czerwcowe treningi zdominowała siła biegowa. W zasadzie w ogóle nie robiłem przebieżek. Skip A, skip A, skip A... Na domiar złego pierwszy tydzień w ogóle odpuściłem, bo ból pachwin, który objawił się ze trzy tygodnie wcześniej nie chciał przejść. Skip A, skip A...
Na 9 dni przed Unisławiem zrealizowałem marzenie, choć prawdę mówiąc był to raczej nieokreślony terminowo plan a nie marzenie. Pobiegłem z mej rodzinnej miejscowości do domu, w sumie 20 km. Zastanawiałem się czy ryzykować czy nie, ale skoro trafiła się okazja to dlaczego nie? Sobota mocne 10 km. Na tyle mocne, że przebiegłem o 4 sekundy szybciej od życiówki. W ostatnim tygodniu było już spokojnie. Dwa wybiegnięcia, w sumie jakieś 13 km.
W niedzielny poranek wyruszyłem z nastawieniem rozprawienia się z z czasem i górką. W biurze zawodów wszystko załatwiłem tak szybko, że wręcz niezauważalnie. Poszedłem do samochodu się przebrać, a tu obok mnie ktoś koniecznie chciał zaparkować. Ot pierwszy traf, gdybyśmy sie umawiali pewnie dłużej byśmy się szukali. To przyjechał Kasjer, któremu marzyło się by wreszcie się rozprawić z 2 godzinami w Unisławiu. Rozgrzewka, start honorowy. Nuda. Start ostry i poszło planowo. Pierwszy kilometr 4:57, drugi 4:59. Gdzieś na trzecim dogoniło mnie śliczne towarzystwo i tak wespół z Milką, jej koleżanką i jednym panem biegliśmy szybciej lub wolniej (choć dziewczyny były zdania, że trzeba szybciej, bo na drugiej dziesiątce zapłacimy za ociąganie się). 4:51-4:55. Gdzieś koło 8 kilometra dziewczyny zostały z tyłu. Szkoda, bo biegło się całkiem miło, były chęci by trochę pożartować. 10-11 km to zbieg. Stromy, dobre 40-50 m deniwelacji i tu postanowiłem lekko pofolgować 4:44-4:40, a później prosto. Doskoczył do mnie chłopak z Grudziądza i równym tempem pobiegliśmy w okolice 15 km, na którym to dopadł mnie lekki kryzys. Tempo spadło do 5:05. Od 17 km nowy towarzysz. Tempo nieco podkręcone. Nogi zaczynają boleć, zbliża się wizja podbiegu. Jakiś kilometr przed nim mój towarzysz się urwał i przyspieszył.
Z podbiegiem rozprawiałem się sam. Jak było? Nieziemsko. Pod górę, pod górę. "Jak będzie zakręt w lewo i skończy się las zrobi się bardzo stromo." Te słowa Kasjera tkwiły mi w głowie i na ten zakręt czekałem. Tempo spadło. 20 kilometr w 5:25, 21 w 5:27. Niesamowita wspinaczka. Gdzieś pod jej koniec zbiegał kolega, który zdążył się zameldować na mecie. Krzyczy bym przycisnął, że za 100 metrów koniec podbiegu. Miałem ochotę go czymś rzucić i powiedzieć parę brzydkich słów. Pobiegłem dalej. Wreszcie ukazała się meta. Jakieś 300 metrów ode mnie. W głowie pojawiło się pytanie czy zdołam przycisnąć, czy dam radę finiszować. Rzuciłem okiem na zegarek, ale jakoś nie zdołałem zarejestrować czasu, postanowiłem pognać ile sił. Zmieniłem rytm, wydłużyłem krok, nogi wyżej, jeszcze dogonić człowieka w niebieskiej koszulce, dopaść go przed metą. Wreszcie. I choć komputer zczytał nasze chipy odwrotnie i oficjalnie go nie wyprzedziłem (choć zdjęcie pokazuje coś innego) nie narzekam. Zdobyłem Unisław, pokonałem podbieg, rozliczyłem się z półmaratonem. 1:44:44 netto.
Podbiegi zaczynają mi się podobać. Zerkając na dane z garmina. Podbieg długości 1620 m. Różnica poziomów 56 m. Mając w nogach ponad 19 km robi to wrażenie.
Za rok postaram się wystartować ponownie.
fot. z podbiegu Waldemar Kowalewski
fot. z mety Jan Chmielewski
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu leniwy-biegacz (2014-06-30,08:22): Pozdrowienia od człowieka w niebieskiej koszulce :-) Faktycznie wyprzedziłeś mnie, odwrotna kolejność w wynikach może wynika z pomiaru netto? kasjer (2014-06-30,09:13): Jak można polubić unisławska górkę?! Biegacze to jednak mają różne odchylenia :))). A sytuacja na mecie może wynikać z tego, że, nie żartuję :), Ty Tomek masz długie nogi. Twoja stopa z czipem była jeszcze daleko za Tobą a Ty już na mecie. Marcin pewnie na mecie postawił stopę z czipem jako pierwszą ale reszta ciała była jeszcze na górce ;))).
Tomek, moja dobra rada - w następnym biegu startuj z przeciwnej stopy to na mecie stopę z czipem postawisz jako pierwszą ;) Ta dobra rada w rewanżu za zrobienie miejsca do zaparkowania ;) kubekkakao (2014-06-30,10:40): Fajny opis biegu, też biegłem w tym roku w Unisławiu (2 raz) i też miałem rachunek do wyrównania z tym podbiegiem, ale dobrze przebiegana zima i okazało się, że podbieg nie taki straszny :) na ostatnim km. było 5.23, na mecie netto 1:42:48 i wynik lepszy od zeszłorocznego o prawie 12 minut ;)
Kilka osób które namówiłem na Unisław też było w tym roku, fajna imprezka, szkoda że organizatorzy nie losowali nagród wśród chętnych (np. jakieś kupony do urny na mecie) byłoby szybciej sojer (2014-06-30,22:18): Marcinie, a czy nie biegliśmy razem od 17 km? Biegł obok mnie ktoś w niebieskiej koszulce, ale jakoś nie miałem nastroju by patrzeć kto (co innego gdyby to była dziewczyna). Jeśli tak to dzięki za dotrzymanie tempa :)
Grzesiu. To nie jest kwestia startu z niewłaściwej nogi. Najzwyczajniej wybrałem zły but. Zastanawiałem się przez chwilę czy chipa nie założyć na lewy, ale wybór padł na prawy. I mam za swoje ;)
A tak poważnie. 133 czy 132 miejsce? Co za różnica. Nagród za to nie dawali :) Woland (2014-07-01,14:40): Gratuluję wyniku i udanej walki z Unisławską Górą. I jeszcze raz dzięki za wspólną podróż! seba72 (2014-07-01,14:56): Gratuluję wyniku - z Twojego opisu widać, że konsekwencja w trzymaniu tempa się opłaciła :)
Ja dowiedziałem się o tym podbiegu w 1992 roku gdy po raz pierwszy biegłem półmaraton z metą w Unisławiu - powiedział mi o tym pewien starszy Pan (Jerzy Prejzner - 70lat) gdy mnie wyprzedzał na 10-tym kilometrze... Miałem nadzieję, że przesadza bo miałem już dość przy upale 36 st. w cieniu... niestety nie oszukał mnie - większość podbiegu przemaszerowałem i od tamtej pory nie zmierzyłem się z nim po raz kolejny - swoim wpisem zachęciłeś mnie by w przyszłym roku tego nareszcie dokonać - dziękuję :)
|