2014-06-21
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Kochana, przeklęta D... (czytano: 837 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.youtube.com/watch?v=2Rvjsc_Qg7w
Jako weteranka odchudzania się (pilnowania tego co i w jakiej ilości zjadam) mogę powiedzieć, że generalnie znam procesy rządzące metabolizmem. Wiem, kiedy następuje wyrzut insuliny i jak się objawia, wiem co z czym i jakich proporcjach, wiem ile w ogóle się powinno jeść (to niekoniecznie znaczy, że się do tej wiedzy zawsze stosuję;)
Wiem, że jestem uzależniona od słodyczy i postanowiłam się w tej kwestii nie oszukiwać, nie obiecywać sobie gruszek na wierzbie, tylko realnie podejść do sprawy i słodycze jeść, ale jednak starać się panować zarówno nad ilością jak i jakością trucizny, którą sobie funduję.
Przede wszystkim zaś wiem, jak wygląda początek każdego odchudzania. Diety - jak kto woli.
A wygląda tak:
Przy realnym (nie piszę o radykalnym, bo nie o radykalizm tu chodzi, ale o sam fakt) konsekwentnym ograniczeniu ilości spożywanych pokarmów pierwszy tydzień jest męką - i to dosłownie, bo boli. Boli pusty żołądek.
Trzeba to przeczekać. Innej rady nie ma. Można sobie pomóc zajadając całe michy zielonej sałaty, pomidorów, marchewkę, można zapijać się wodą, ale to i tak zawsze będzie okłamywanie obkurczanego stopniowo żołądka.
W drugim tygodniu już jest lepiej.
Żołądek jest już obkurczony; już nie mamy ślinotoku na widok wszystkiego, co tylko dałoby się zjeść, już widzimy pierwsze efekty swego wyrzeczenia i walki - a to motywuje.
W końcu mniej więcej po dwóch tygodniach następuje pogodzenie i zaprzyjaźnienie się z nowym stylem jedzenia, a jeżeli dodamy do tego jeszcze ruch, to obwody zaczynają lecieć w dół. I to cieszy.
Przede wszystkim zaś głód odchodzi w niepamięć.
Żołądek jest już przyzwyczajony do nowych porcji i jakości jedzenia, jest obkurczony, widmo ustawicznego poczucia głodu odchodzi w niepamięć (no dobra - w dal).
I ja te mechanizmy naprawdę dokładnie i doskonale znam z autopsji.
Po prostu to tak działa. Zawsze.
W czym więc rzecz?
Czyżbym zaczęła się odchudzać?
Nie, nie zaczęłam.
Oczywiście mogłoby być mnie mniej, ale nie ubolewam nad tym, ile jest mnie teraz i postanowiłam raczej trzymać się w ryzach, niźli wydawać walkę swojemu ciału.
Czemu więc o odchudzaniu i procesach jakie nim rządzą?
Hm...
Jakiś czas temu wspominałam, że jestem chora. No, jestem.
I biorę leki. Jedno lekarstwo - gwoli uściślenia.
Dobrze mi robi - dlatego "kochana" w tytule.
Ale z drugiej strony jednym ze skutków ubocznych tego leku (doświadczanym przez znakomitą większość zażywających je osób) jest nieustające łaknienie. Głód po prostu.
Odkąd zaczęłam tę przeklętą D. zażywać jestem non-stop głodna. Jestem głodna od rana do wieczora; rano, przed południem, w południe, po południu, wieczorem, nawet w nocy...
Jestem obolała z głodu...
Ponieważ jestem świadoma swojego ciała (naprawdę jestem!), więc temu głodowi nie ulegam (ze trzy chwile słabości miałam).
Na początku miałam nadzieję, że ten ustawiczny głód to reakcja na nowy lek, i że organizm się do tego przyzwyczai i z czasem głód zelżeje. Po dwóch miesiącach zażywania wiem, że nic nie zelżało. Zjadłabym wołu z kopytami, ogonem i sierścią, a potem rozejrzałabym się, czy gdzieś mimo nie hasa drugi...
Po rozmowie z moją siostrą (która to draństwo też kiedyś zażywała), wiem, że tak już będzie. Ten głód przy zażywaniu cholernej D. nie zelżeje nigdy.
Hm... ciekawe, czy wytrwam, czy złamię się i zacznę żreć na potęgę, starając się zaspokoić coś, co jest nie do zaspokojenia...?
No i jeszcze jedno...
Smutnawe, ale do przeżycia...
Alkoholu też nie mogę :(
Na szczęście nie muszę i nie odczuwam głodu alkoholowego :)
Hu! Ha!
Poza tym przyszła do mnie ostatnio piosenka - kompletna staroć.
A z niej taki maleńki cytacik:
Nie można wyjść ot tak - w połowie snu i wpół marzenia
Hm... może i można, ale czy można tak samo wrócić?
A w linku piosenka.
Oczywiście nie mająca nic wspólnego, ale...
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora adamus (2014-06-21,21:50): Łączę się z Tobą Gaba w Twoim cierpieniu, w Twojej walce :) Niemniej aby średnia pożerania słodyczy w Polsce za bardzo nie spadła to zjem za Ciebie te słodycze, które Ci się statystycznie należą :)))) Daj tylko znać co mam za Ciebie wcinać :))))) mamusiajakubaijasia (2014-06-21,22:11): Och, doceniam, Mireczku, Twoje poświęcenie, osobliwie, że nie lubiąc słodyczy musiałbyś wcinać: kremówki, ptysie, babeczki z budyniem, lody, ciasta z kremem, torty: orzechowy i Czarny Las, bitą śmietanę z dodatkami, makaroniki, ziemniaczki, słowem - rzeczy, których nie lubisz, i serniki, które lubisz. Wymieniłam rzeczy, z których rezygnuję, a które mnie kuszą i wołają "zjedz mnie! No, nie żałuj sobie. Tylko ten jeden raz..." :) Rufi (2014-06-21,23:03): Gaba! Z tą sierścią zdecydowanie przesadziłaś :-))))). To raz. Dwa - nie można tak się katować. Po to Pan Bóg dał nam bieganie, żebyśmy nie musieli sobie odmawiać jedzenia. I po trzecie: kiedyś rozmawiałam z moją drogą koleżanką na temat puszczania psów luzem w lesie. Powiedziałam jej że boję się puszczać Mirkę, że coś jej się stanie. A ona na to: lepiej, żeby pies żył krótko ale szczęśliwie niż nie miał możliwości wybiegania się. Taki jest wniosek właśnie: cieszmy się z życia. Aaa, i jeszcze mi się dowcip przypomniał jak to małżeństwo staruszków znalazło się w niebie po śmierci i dziadek nie mógł uwierzyć że tam jest wszystko takie piękne i wszystko za darmo. Jak w końcu uwierzył, to rzekł do swojej żony: "i przez te wszystkie Twoje owsianki musieliśmy tak długo na to czekać!" :-) Rufi (2014-06-21,23:04): Aha, jakby co to Mirki nie puszczam samopas w lesie i tempo mojego rozbiegania jest dla niej zdecydowanie za wolne. Ale wierzę, że dodaję treści jej życiu :-). Koleżanka stosuje się do własnych zasad :-) jacdzi (2014-06-23,09:47): Gaba , lacze sie bolu... Slodycze, ach te slodycze... Tez tak mam! jacdzi (2014-06-23,09:47): Gaba , lacze sie bolu... Slodycze, ach te slodycze... Tez tak mam! (2014-06-23,11:50): hmm wredny skutek uboczny - moze za jakis czas wynajdą coś lepszego, bez takich skutków? Magda (2014-06-24,20:34): a nie jest tak, żer jak się głód włącza, to i metabolizm jaki lepszy? jakie są doświadczenia Twojej siostry w tej kwestii? mamusiajakubaijasia (2014-06-24,21:36): Doświadczenia mojej siostry straszliwe. Kilka (albo i kilkanaście) kilogramów na plusie. Potem zrzuciła :) żiżi (2014-06-25,20:55): Trzymam kciuki Gabrysiu za "nieuleganie chwilom słabości",wiem,że zabrzmi to dość dziwacznie,ale sama uznaję się za ekspertkę wszelakich diet i stwierdziłam już dosyć dawno,że szkoda czasu na katowanie się nimi,pozdrawiam:)
|