2014-03-22
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Półmaraton Ślężański (czytano: 1309 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.lubaczowskiklubbiegacza.iap.pl/pl/80984/130661/VII_Polmaraton_Slezanski-Sobotka_22.3.201
Pod koniec 2013 układając kalendarz biegowy na 2014 szukałem ciekawego wiosennego półmaratonu. Przeglądając rozmaite fora i portale biegowe natknąłem się na mający praktycznie same pochlebne opinie Półmaraton Ślężański. Impreza oprócz pozytywnych wypowiedzi, mogła pochwalić się niskim wpisowym - 50pln we wczesnym terminie, faktem posiadania atestu PZLA(z 2012 roku ale od tamtej pory przebieg nie uległ zmianie) i wymagającym pagórkowatym profilem biegu wokół masywu Ślęży. Do zalet można jeszcze dodać możliwość odbioru pakietu startowego w dniu zawodów i dużą liczbę uczestników , chociaż to ostatnie niekoniecznie jest zaletą. Decyzja zapadła. Opłaciłem start i czekałem - trenując.
21 marca po wcześniejszych męczarniach w komunikacji publicznej dotarłem do Wrocławia. Dzień później, wraz w dwójką znajomych samochodem udaliśmy się do Sobótki. Wyjechaliśmy około 8.30 co nie było do końca dobrym posunięciem, bo przed wjazdem do miejscowości zastał nas gigantyczny korek. Na szczęście policja i wolontariusze sprawie kierowali ruchem i w końcu wjechaliśmy do miasta. Znalezienie wolnego miejsca parkingowego też nie było proste, ale po kliku minutach i to się udało . Mamy nauczkę na następny raz...
W biurze zawodów pomimo dużej ilości uczestników, wydawanie pakietów było praktycznie bez kolejkowe. na każde 200 numerów przypadało chyba trzech wolontariuszy. Po podaniu numeru startowego, sprawdzeniu dowodu i podpisaniu oświadczenia każdy zawodnik otrzymywał niebieską reklamówkę New Balance a w niej standardowe ulotki, numer startowy+agrafki, baton musli i regionalne piwo. Koszulkę(zrobiona z poliestru, niebieska na krótki rękaw z logotypami sponsorów) odbierało się na osobnym stoliku. Ciekawą rzeczą był brak klasycznych "bloczków" na posiłek. Zamiast niego wystarczyło pokazać numer startowy a na nim obsługa flamastrem odhaczała fakt odbioru. Do wyboru makaron+kawałki kurczaka lub dla nie-mięsożerców makaron z sosem.
Po formalnościach poszliśmy się przebrać. Potem rozgrzewka(bądź nie) i heja na start zająć dobre pozycje. Ustawiłem się w okolicach 10 rzędu a koledzy nieco z tyłu. Punktualnie na wystrzał z armaty(!) ruszyliśmy. Już na początkowych kilometrach czekały małe podbiegi. Był to przedsmak tego co później. A było tego trochę. Mi osobiście najwięcej problemów sprawił 18km i tamtejsza górka. Na profilu trasy nie wyglądało to tak strasznie, ale widać zmęczenie już dało znać o sobie i dlatego miałem mały kryzys. Dla większości biegaczy jednak najtrudniejszy moment był między 6,5 a 9km na Przełączy Tąpadła. Na tym odcinku droga wznosiła się może nie ostro ale długo - przez ponad 2km cały czas w górę. Najlepiej wtedy nie patrzeć przed siebie tylko wzrok skierować w asfalt i powoli do przodu. Straty tempa odrobi się na zbiegu.
Odnośnie kibiców na trasie to może nie było ich zbyt wielu. Zwłaszcza na odcinkach leśnych(było za to sporo... rowerzystów na poboczu). Ale jak już byli, to entuzjastycznie dopingowali. Dało się, też zauważyć "dzikie" punkty nawadniania w mijanych miejscowościach. Nie były one konieczne bo na oficjalnych przystankach regeneracyjnych raczej niczego nie brakowało. Punkty było dobrze oznaczone. Przed każdym stolikiem stała tabliczka "woda", "izo". Być może było też coś jeszcze, ale ponieważ sam nie korzystałem, bo wszystko co potrzebowałem miałem przy sobie(bidon 0,5l i mini marsa 30g) to pewności mieć nie mogę.
Na mecie biegacze otrzymywali pamiątkowy medal w kształcie Góry Ślęży i butelkę wody 0,5l. O posiłku wspominałem nieco wyżej. Dodatkowo może było jeszcze skorzystać z masaży. Ale jak to z nimi bywa - trzeba odstać swoje w kolejce. Ja odpuściłem zarówno to, jak i losowanie nagrody(nagród?) wśród biegaczy. Można było wygrać wypasiony telewizor. Szansa była gdzieś około 0,04%(zastrzegam, że jestem kiepski z matmy) to zamiast czekać woleliśmy uniknąć korku przy wyjeździe i szybko po biegu ulotniliśmy się w kierunku Wrocławia.
Niewątpliwie ten półmaraton to klasa sama w sobie. Chociaż wiem, że nie ma rzeczy idealnych to zarzucić nie mogę nic. A szukać dziury w całym przecież nie ma sensu.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |