Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [41]  PRZYJAC. [96]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
kasjer
Pamiętnik internetowy
miałem szczęście...

Grzegorz Perlik
Urodzony: 1955-11-18
Miejsce zamieszkania: Bydgoszcz
57 / 129


2014-06-02

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Księgarnia Grześ (czytano: 535 razy)

 

"Księgarnia Grześ”

Wczoraj biegłem w XVIII Mistrzostwach Polski Weteranów w Półmaratonie, w Murowanej Goślinie. Na start w tym biegu namówiła mnie Hania. Trochę to dziwnie brzmi – Hania-weteranka. Drobna, bardzo młodo wyglądająca biegaczka jakoś nie pasuje do limitu 35 lat. Zabrałem się samochodem właśnie z Hanią i jej mężem Adamem. Nasza trójka była ciekawym zestawem. Hania i Adam to względem mnie różnica jednego pokolenia. Hania i ja względem Adama to w półmaratonie różnica ponad pół godziny. No i ta różnorodność kolorów włosów – Hania blond, Adam szatyn a tylko ja swoją siwizną pasowałem do biegu na który jechaliśmy.

Przed podróżą, ok 6:15 poszedłem jeszcze do pobliskiej Żabki kupić wodę na drogę i na bieg. Wchodzę do sklepu ubrany w dres, buty sportowe, czapkę sportowa i podchodzę do regału z wodą. Obok młoda sprzedawczyni układa towar na półce. Szukam wśród różnych gatunków wody tej niegazowanej w odpowiedniej butelce i nagle słyszę – proszę pana, ale alkoholu nie ma. (zmienił się właściciel sklepu i jeszcze nie dostał koncesji).
A tak się zamaskowałem...

Biuro zawodów w Murowanej Goślinie zlokalizowane było w szkole podstawowej. Wszystko sprawnie, szybko. A obok biura zawodów punkt poboru krwi na badanie PSA. Skorzystałem z okazji, bo w połowie czerwca mam kolejną wizytę kontrolną u lekarza, który mnie operował. Ilu biegaczy skorzystało z tej okazji? Ilu wiedziało, że mogą ufać własnemu organizmowi skoro przyjechali na ten bieg ale sprawdzać trzeba. Mam nadzieje, że jak najwięcej, bo że warto się badać profilaktycznie ja sam jestem tego najlepszym przykładem.

Po przebraniu się wyruszyłem na rozgrzewkę. Pogoda nie nastrajała optymistycznie – zaczynało grzać słońce. Było na szczęście trochę chmur a do tego chłodny wiaterek. Rozgrzewając się spotykam znajomych. Jest też Iwona, która przyjechała z mężem Leszkiem. Przyjechali sami, bez synów. „Dzisiaj przyjechaliście bez tych swoich dwóch smarkaczy” – zażartowałem. „No i dzięki temu będziemy dwa oczka wyżej w klasyfikacji” – odpowiedziała w tym samym tonie Iwona.

Biegnąc spokojnie to w tą, to w tamtą stronę zauważam stary, opuszczony, zniszczony pawilon handlowy a na nim szyld „Księgarnia Grześ”. Chwilę przystanąłem i zadumałem się. Gdybym nie dbał o siebie, gdybym nie znalazł ochoty i sił do biegania, a przede wszystkim gdybym nie miał szczęścia… to mógłbym dzisiaj wyglądać tak jak ta księgarnia.

Na start poprowadziła nas orkiestra dęta. Maszerując dotarliśmy na rynek Murowanej Gośliny. Miasteczko nie jest duże i sprawiało wrażenia sennego. Ta senność Gośliny zgrała się z atmosferą panująca wśród biegaczy. Nie było wśród nich biegaczy robiących hałas wokół siebie, aktywnych najbardziej na starcie. Wszystko stonowane ale…

Spotykam na starcie pana Jana Morawca. Nie znamy się osobiście ale zapytałem go, czy mogę uścisnąć dłoń Mistrza. Trzeba było zobaczyć ten błysk w oku pana Jana, tę radość. Bardziej to pasowało do Dnia Dziecka, który był właśnie w dniu biegu, niż do biegu weteranów. Spotkałem też państwo Lasotów. Zawsze kiedy ich spotykam (ostatnio na trasie maratonu w Dębnie) kłaniam się nisko tym bohaterom Spartathlonu. Dzisiaj też uśmiechnięci.

I jeszcze wielu było na starcie takich biegaczek i biegaczy. Metryki klasyfikowały ich do kategorii weteranów ale ile tam było radości, werwy i satysfakcji, że mogą. A jednocześnie myślę, że w wielu startujących była pokora wobec możliwości swojego organizmu, swojego ciała i psychiki. Lata bieganie tego ich nauczyły. Nauczyły też szacunku dla współbiegaczy.

Po odegraniu przez orkiestrę dęta hymnu państwowego ruszyliśmy na trasę. Były to dwa okrążenia po ok. 10km. Lubię bardzo takie trasy, bo po pierwsze lepiej mi się biegnie końcówkę biegu kiedy wiem, co mnie jeszcze czeka a po drugie jedynie w takich biegach mogę zobaczyć czołówkę biegu na trasie.

Rozpocząłem spokojnie. Obok mnie biegła Hania. Chciała się przekonać, czy odpowiada jej mój sposób biegania czyli początek wolno a później szybciej. Pogoda kazał mi zacząć zdecydowanie wolno. Już na 2 km poczułem palące słońce ale udawało mi się biec z niezbyt wysokim tętnem. Na 3 km pierwsza niespodzianka ze strony organizatorów – woda. Bardzo się przydała już w tym momencie. A im dalej tym było jeszcze lepiej. Punkty odświeżania były bardzo często. Wody i izotoników nie brakowało a punkty działały bardzo sprawnie. No i były zbawienne w tym dniu gąbki z wodą a na dodatek w jednym miejscu kurtyna wodna. Byliśmy przez organizatorów dopieszczeni.

Biegliśmy z Hania razem gdzieś do 4 km. Potem ona przyśpieszyła i zostałem sam. To nie był jeszcze dla mnie czas na zwiększenie tempa. Po pierwszym nawrocie, w okolicach 5 km było trochę z górki. Tempo lekko wzrosło. Na 7 km biegłem znowu obok Hani. I tak prawie do nawrotu na Rynku w Goślinie. Moje tempo zaczynało się zbliżać do 5:05-5:10/km. Hania nie dała już rady i dalej walczyłem sam.

Przed biegiem, ze względu na pogodę, myślałem o czasie 1:55-1:52. Im bliżej mety moje średnie tempo zbliżało się do 5:11/km a to oznaczałoby kolejny półmaraton przebiegnięty w czasie poniżej 1:50. Zacząłem walczyć. Ciągłe spoglądanie na zegarek, analizowanie gdzie będą podbiegi (a było ich sporo, chociaż niezbyt mocne), gdzie zbiegi. Na 2 km przed meta już wiedziałem, że się uda. Że udział w Mistrzostwach Polski Weteranów zakończę wynikiem, z którego jestem bardzo zadowolony.

Potem wszystko było tradycyjnie. Medal, woda i izotoniki na mecie. I rozmowy o biegu. Powtarzająca się ocena, ze trasa nie była wcale łatwa, że było ciepło ale wody pod dostatkiem i wyszedł z tego bardzo fajny bieg. Bieg z błyskiem w oku.

Po wizycie w łazienkach, po smacznym posiłku i równie smakującym piwie (tym razem nie byłem kierowcą więc mogłem :) ) wracamy do szkoły, gdzie stał samochód. I znowu widzę smutny opuszczony pawilon "Księgarni Grześ”. Jak długo jeszcze będzie stał zapomniany? Pewnie jego czas jest już policzony.

A mój?

miałem szczęście…


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


birdie (2014-06-02,13:08): Wczoraj faktycznie w połowie stawki "dałeś do pieca" i Twoja stopniowo oddalająca się sylwetka zmusiła mnie do szukania w głowie wszystkich motywujących tekstów. Ale poczekaj, ja się jeszcze zrewanżuję ;) Będziesz jeszcze oglądał moje plecy :))
Jolaw1 (2014-06-05,15:12): ;-)







 Ostatnio zalogowani
Wojciech
20:28
MariuszS10
20:27
schlanda
20:20
ab
19:39
chris_cros
19:28
stanlej
19:27
Komancz
19:17
CZARNA STRZAŁA
18:38
Bibol
18:16
Pawel63
18:00
VaderSWDN
17:59
smszpyrka
17:20
42.195
17:14
platat
17:11
anielskooki
17:00
kwierzba
16:53
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |