2014-05-12
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| szczęście? szczęście trzeba sobie umieć zorganizować (czytano: 440 razy)
szczęście? szczęście trzeba sobie umieć zorganizować
Biegłem w sobotę w VII Biegu Piastowskim Kruszwica-Inowrocław (półmaraton). Był to mój trzeci start w tym biegu i kolejny, który zapamiętam ze szczególnych okoliczności.
Dwa lata temu pobiegłem z marzeniami o poprawieniu życiówki z 1:55 na jakieś 1:53, może 1:52. Kiedy wbiegałem na bieżnię inowrocławskiego stadionu na zegarze było 1:49 i w ten sposób, ku ogromnemu swojemu zaskoczeniu, złamałem magiczną dla mnie wtedy granicę 1:50.
Na zeszłoroczny start w Biegu Piastowskim zabrałem folię ochronną z Orlen Maratonu (bardzo ładną, z kapturkiem) i założyłem ją na rozgrzewkę, bo było dosyć chłodno. Tuż przed startem powiedziałem do biegowych koleżanek – a teraz specjalnie dla was - i niczym czipendales zerwałem folię z siebie. Niestety razem z numerem startowym. „Osiem, siedem, sześć…” a ja mam numer w ręku. Nerwowe przypinanie i udało się. Na trasie pomagałem kilku osobom złamać 1:55. Jedną z tych osób była Emilka. Trochę jej zabrakło ale na metę wbiegliśmy razem. Ja z numerem przypiętym do góry nogami :).
W ostatnią sobotę pogoda była dobra ale jak to w Inowrocławiu, wiał mocny wiatr. Czy uda się pobiec poniżej 1:50? Do Kruszwicy dotarłem trochę za późno. Kolejki do biura, kolejki do depozytu. Już 15 min do startu a ja dopiero kończę ubieranie się na bieg i pakuję rzeczy do worka. Szybka rozgrzewka i docieram na miejsce startu w chwili gdy jak rok temu słyszę „osiem, siedem, sześć…”. Ruszam na trasę jako jeden z ostatnich. Zaczynam w towarzystwie Arka ale po chwili biegnę sam. Czyli w towarzystwie nieznanych mi osób.
Gdzieś na 500-tnym metrze spoglądam przypadkowo na nogi biegnącego przede mną biegacza i… Nie założyłem czipa! W pośpiechu włożyłem go do worka depozytowego. Co za pech! Trudno. Pobiegnę dla siebie, nie będę sklasyfikowany. Pierwszy taki bieg. I to właśnie w Inowrocławiu, gdzie zawsze coś musi się wydarzyć.
Biegnę spokojnie, tętno prawidłowe, niskie. Mimo spokojnego biegu wyprzedzam. Na 4km zauważam Agnieszkę. Biegnie na 2 godz. Ja widzę na swoim liczydełku tempo na poniżej 1:55. Chwilę biegniemy razem a potem Agnieszka zostaje w tyle.
Na 6 km dobiegam do Andrzeja. Z Andrzejem mieszkaliśmy dawno temu w jednym akademiku. Andrzej biega o rok dłużej i mamy podobne wyniki ale dzisiaj nie jest dzień Andrzeja. Zauważam, że tempo nam spada więc ja wracam do poprzedniego a Andrzej zostaje przy swoim.
Wyprzedzam kolejnych biegaczy. Także od 8 km, gdzie porywisty wiatr wieje prosto w twarz. I tak przez chyba kolejne 4 km. Potem dochodzą samochody, łącznie z dużymi wywrotkami. Było trochę niebezpiecznie. Tempo spada mi do ok. 5:08 na km. Ciągle jednak jest szansa na czas poniżej 1:50.
Podbieg na ul. Poznańskiej pokonałem sprawnie. Potem zbieg, punkt z wodą i meta coraz bliżej. Już coraz rzadziej, bo stawka biegaczy mocno rozciągnięta ale ciągle wyprzedzam. Ten bieg sprawia mi dużą satysfakcję, bo dobrze rozłożyłem siły. Tempo już momentami poniżej 5:00.
W okolicy tężni, gdzieś około 1,5 km przed metą zauważam kilkadziesiąt metrów przede mną Emilkę. Trochę mnie to zdziwiło, bo Emilka zrobiła przez rok ogromne postępy ale zaraz pomyślałem, że dobrze byłoby wbiec z nią na metę. Ona ma czipa to wiedziałbym jaki miałem czas brutto. Na około 800m przed metą dobiegam do Emilki. „Biegnij sam, ja jestem zmęczona”. „Dasz radę, chodź ze mną.” Ja trochę zwalniam, Emilka przyśpiesza i tak razem do mety. Jak przed rokiem.
Za metą medal, dyplom. A potem podchodzi do mnie pan i prosi o zwrot czipa. „Przepraszam, ale nie mam. Zapomniałem założyć na starcie i czip jest w depozycie. Tylko odbiorę depozyt i oddam go”. Odpowiedzią jest uśmiech i słowo „ok”.
Odbieram depozyt a potem szatnia i natrysk. Już przebrany wracam na stadion i pierwsze kroki kieruję do ekipy sędziującej i obsługującej elektroniczny pomiar czasu. Wyjaśniam jeszcze raz co się stało, oddaje czipa i wtapiam się w tłum na stadionie. Dekoracje, zupka, odbiór pakietu (bo go nie odebrałem przed startem). I spotkania z biegowymi przyjaciółmi. Kończy się fajny bieg. Szkoda tylko, że mnie nie będzie na liście tych, którzy bieg ukończyli.
Wracam do samochodu a przed wyjazdem sprawdzam w telefonie kto za mną tęsknił. Tylko jedna próba połączenia i jeden sms. Dzwonił klient a numer nadawcy smsa jest mi nieznany. Otwieram tegoż smsa i… Nie wierzę własnym oczom! „Bieg Piastowski 2014: PERLIK GRZEGORZ msc open 335 czas: 01:48:02”. Jak to możliwe? Przecież ten czip podróżował sobie autobusem?! Kojarzę czas. To czas Emilki. Zaczynam analizować. Wychodzi na to, że ktoś zapamiętał z kim przybiegłem, że nie miałem czipa i wpisał mnie na listę sklasyfikowanych przydzielając mi taki sam czas jak Emilce. Czyli ktoś zrobił coś, czego nie musiał (mi nawet do głowy nie przyszło, żeby poprosić o to komisję sędziowską). Ktoś pomyślał, że skoro biegłem, walczyłem to tylko z braku czipa nie powinienem być nieklasyfikowany.
„Szczęście? Szczęście trzeba umieć sobie zorganizować” Pamiętacie ten tekst wypowiedziany przez Wielkiego Szu w filmie o tym samym tytule? Wielki Szu organizował swoje szczęście na nieszczęściu innych. I jak film pokazał, było to szczęście chwilowe. Bo nieprawdziwe.
Gest nieznajomej lub nieznajomego z mety w Inowrocławiu zaskoczył mnie bardzo. Może ta osoba tak zareagował na moje zachowanie nam mecie? Bo wszystko powiedziałem z uśmiechem? A może mnie rozpoznała i uznała, że warto to zrobić dla mnie? A może było jakoś zwyczajniej? Tyle, że też sympatycznie.
Przy okazji tego wydarzenia pomyślałem, że warto sobie organizować szczęście. Prawdziwe szczęście. To nie jest trudne. To nic nie kosztuje, nie męczy. Wystarczy uśmiechać się do ludzi, szukać w nich dobrych cech. To sprawia przyjemność, kiedy w twarzach innych ludzi, jak w lustrze, widzimy nasz własny uśmiech.
Jakbyśmy sobie nawzajem mówili, że
mieliśmy szczęście
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu sojer (2014-05-12,22:21): Wychodzi na to, że dobrze zrobiłem nie słuchając Ciebie. Startowy ubiór był dobrym rozwiązaniem. Nawet nie założyłem na siebie worka, który tak kurczowo trzymałem w autobusie. ;)
A tak poważnie miło było pogadać. Oby więcej takich spotkań, bo muszę podpatrzeć jak rwiesz te wszystkie fajne dziewczyny :)
(2014-05-13,07:36): takie drobne rzeczy są bardzo budujące i wracają wiarę w ludzi, sprawiają że warto równać w górę a nie w dół. Gratuluję i pozdrawiam Maria (2014-05-13,12:01): bo dobrym ludziom zwracają się dobre fluidy:) Jolaw1 (2014-05-26,13:05): ;-)
|