2014-04-09
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Paryż 1 (czytano: 474 razy)
Wypad na maraton do Paryża rozpoczął się w Pradze, gdzie planowałem w czwartek zrobić spokojną dychę w pięknym parku Stromovka. Nawet hotel wybrałem w jego sąsiedztwie. Ale rozbolała mnie lewa stopa, więc z biegania zrezygnowałem. Wszystko przez stare, pobiegowe najki, w których zacząłem chodzić parę dni wcześniej. Nawet nie brałem ich do Paryża, zostawiłem koło śmietnika. Stopa przestała boleć w trakcie maratonu. Reasumując: precz ze starymi, zużytymi butami!
Ponieważ ostatnio moja forma poszła w dół, w Paryżu postanowiłem przestrzegać wszelkich reguł. Chciałem zwiększyć swe szanse na złamanie czterech godzin. Nie piłem alkoholu, nie włóczyłem się. Ale po kolei.
Przylecieliśmy w sześcioro w piątkowe popołudnie na CDG. Z terminala na dworzec kolejowy przejechaliśmy autobusem dookoła lotniska. Oczywiście ogromne. Potem z pół godziny ustalaliśmy, jakie bilety kupić na paryską komunikację miejską plus dojazd z lotniska i na lotnisko. Czytelnej informacji brakowało, wariantów biletowych jest sporo, a Francuzi, których zagadywałem, nie znali angielskiego. Jak to często zdarzało mi się podczas takich tripów, sprawa stała się jasna dopiero wtedy, gdy trafiłem na Niemca – w dwóch konkretnych zdaniach wyjaśnił, co jest grane.
Pół godziny RER-em B do Garu de Nord, przesiadka na metro, jeden przystanek i... Wysiadka na stacji Barbes Rochechouart. Jesteśmy!
Ale to nie jest Paryż z pocztówek i filmów. Żadnych eleganckich butików, wytwornych knajp, pachnących kobiet. Tu jest normalnie, to Paryż bez makijażu. Pełno Murzynów. Nie jestem w Paryżu pierwszy raz, więc nie zaskakuje mnie ten widok. Ale dla części naszej ekipy może to być szok kulturowy. Sam go kiedyś przeżyłem w Tangerze, podczas pierwszego spaceru w muzułmańskim kraju.
Wycieczki szkolne w podstawówce w Beskidy przypomniały mi się, gdy zobaczyłem nasz ciasny pokój z trzema piętrowymi łóżkami w hotelu Regent na Bulwarze de Rochechouart (cena za osobę za dobę: 33.75 euro). Grzyb na suficie w łazience wyglądał bardzo okazale. Ale prysznic działał bez zarzutu. Woda była ciepła, materac na łóżku wygodny, a crossanty i bułki na śniadanie świeże. Tylko kawa podła. A raz w ogóle jej zabrakło. Automat z kawą też był zepsuty. Chyba po raz pierwszy pobiegłem maraton bez porannej kawy.
Wśród gości wycieczki młodzieżowe i plecakowi turyści. Hostelowo, bezpretensjonalnie, luźno. To moje klimaty sprzed lat, ale teraz też się w takich miejscach czuję bardzo dobrze.
Najważniejsze – stacja metra (Anvers, czyli Antwerpia, jak pouczył mnie później znający francuski Kaziu) oddalona o jakieś 50 metrów od hotelu, a dojazd na start bezpośredni i – jak na Paryż – niezbyt długi: 9 przystanków. Wokół hotelu mnóstwo różnych knajp – to dolny Montmartre, tu życie kwitnie. Blisko Pigalle, Moulin Rouge, Sacre Coeur.
Jedziemy po pakiety – około 20 przystanków z jedną przesiadką. Dobrze, że w piątek, bo zapisanych jest 50 tysięcy ludzi (pobiegnie ponad 39 tysięcy), więc w sobotę zapewne będzie tłoczno.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu jacdzi (2014-04-09,22:27): Brak alkoholu, a w szczegolnosci wina przed maratonem we Francji grozi kontuzja lub dyskwalifikacja!!! Przy tak ladnej, cieplej pogodzie polecam biale wino z centralnego regionu Francji: Sanncerre. kokrobite (2014-04-10,03:35): Moi towarzysze podróży też tak mówili :-) Ale byłem nieugięty. Bardzo nie chciałem zawalić tego startu.
|