2014-03-05
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Na leśnym rozdrożu, czyli raz jeszcze o motywacji (czytano: 535 razy)
![](sylwetki/opusta_d.gif)
Pędzę przez czas coraz szybciej i szybciej. Kurczę, żebym umiała się tak szybko w przestrzeni przemieszczać! :) Przemijamy z każdym dniem coraz prędzej...
i coraz bardziej szkoda mi każdej chwili, której nie mogę spędzić na leśnych ścieżkach, w górach, czy choćby włócząc się po zaułkach miast i miasteczek.
W najnowszej książce Mankella przeczytałam o pani, która była badaczem ścieżek i pozazdrościłam. To nie to, że nie lubię swojej pracy -- wręcz przeciwnie, uważam, że los był dla mnie niezwykle łaskawy (choć oczywiście bywają i dni, kiedy w to powątpiewam), ale badanie ścieżek to byłoby coś dla mnie w sam raz!
Wybiegam na trening z nakreślonym planem: tyle i tyle kilometrów stąd -- dotąd. I wszystko idzie jak trzeba. Aż do momentu, gdy nie wpadnie mi w oko jakaś niepozorna ścieżynka
i muszę, po prostu muszę zbadać dokąd to ona prowadzi. Często donikąd, a ja muszę wyplątywać się z mokradeł, gęstych krzaczorów, grzęznąć w piachach, kluczyć i zawracać.
I nici z zaplanowanego tempa, wymyślonej trasy i treningowych planów. Ale czy ja naprawdę muszę się ich tak trzymać?
Hmm, mistrzostwa świata (ani nawet powiatu :)) już z całą pewnością nie zdobędę, a cała radość z biegania dla mnie to właśnie to poczucie wolności, ta nieposkromiona ciekawość tego, co czai się za następnym rogiem. Dosłownie i w przenośni.
Moi koledzy cierpliwie przemierzają starannie odmierzone pętelki, sprawdzając międzyczasy, poprawiając kolejne wyniki. Podziwiam ich samozaparcie i walkę ze sobą. Ja tak nie umiem. To jasne, że bieganie dostarcza mi endorfinek, że pozwala mi się wyciszyć, że dodaje mi pewności siebie i pewno parę innych rzeczy jeszcze mogłabym wymienić, ale zaspokojenie tej "ścieżkowej" ciekawości też ma dla mnie niebagatelne znaczenie. I tylko martwi mnie, co będzie, jak mi już ścieżek zabraknie. Dlatego muszę stale zwiększać zasięg biegając coraz to dłuższe dystanse :))
Ech, miałam pisać dzisiaj o tym, dlaczego akurat mnie udaje się zachęcać ludzi do biegania, ale -- tak jak podczas leśnego treningu -- zboczyłam na zupełnie inną ścieżkę :) Nic nie szkodzi, jeszcze do tego wrócę. A już pojutrze drużyna Leśnych Ludków, w tym mój własny mąż, jedzie biegać do Bochni. Trzymajcie ze mną kciuki, żeby im się udało pobić zeszłoroczny rekord!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |