2014-02-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Pchły, Zurich i rywalizacja (czytano: 500 razy)
Szwajcarzy nie są innymi ludźmi niż mi, oni nie pochodzą z innej planety. Ten cały ich porządek, przestrzeganie prawa, wynika z systemu, który wprowadzono. Także kar, kar bardzo dotkliwych. Za przekroczenie prędkości o 5 km/h (tak! o pięć kilometrów na godzinę) płaci się mandat sto franków. Fotoradary są wszędzie.
Znajomy, który mieszka tu już pięć lat mówi, że taki Szwajcar, jak wyskoczy do Niemiec, to też zaczyna ostrzej jechać, dodawać gazu, piratować. W rodzinnym kraju to się praktycznie nie zdarza. Podaje przykład eksperymentu z pchłami. Pchły umieszczono w pojemniku, a nad pojemnikiem na pewnej wysokości zawieszono szklaną szybkę. Pchły, jak to pchły, zaczęły skakać i się o tę szybę obijać. Stopniowo uczyły się, żeby się nie obijać, to muszą skakać niżej. I zaczęły skakać niżej. W momencie, jak już skakały nisko, szybkę usunięto. I oczywiście, jak się można domyśleć, pchły już nie skakały wysoko, skakały dokładnie tak, jakby ta szyba była tam dalej zawieszona.
Z Bazylei do Zurichu jest bezpośrednie połączenie, pociągi kursują dość często nawet w niedzielę. Dystans 85 km pociąg pokonuje dość szybko, bo w godzinę. Bilet kosztuje 64 CHF w obie strony (ok. 220 zł). W zasadzie w dwie-trzy godzinę można przejechać całą Szwajcarię, z góry na dół, od lewa do prawa. Zurich to piękne, wyjątkowe miasto, urzeka architekturą. Oszałamia też cenami. Rolex, Omega, Prada... Oglądam za szklaną szybką Rolexa za, bagatela, 17.000 CHF. No fajnie, ekstra zegarek, chyba tylko dla Rosjanina.
Fabian, z którym biegłem po Bazylei już dwa razy, mieszka w Poznaniu, ale pochodzi z gór. No, po takiej kombinacji to można spodziewać się wszystkiego ;-)
Słyszał, że biegam krótsze dystanse, 5 km, 10 km i takie tam. Pyta, jakie mam czasy. Mówię, że dyszki w tym roku nie biegłem, ale czas z piątki pozwala przypuszczać, że pobiegłbym 10K w mniej więcej 45 minut. Fabian milczy chwilę, coś tam sobie przelicza w głowie i oznajmia, że w tym roku złamał 4h w maratonie. No spoko. Ja milczę chwilę, coś tam sobie przeliczam w głowie i oznajmiam mu, że z tego maratonu to wychodzi mu dyszka mniej więcej w 50 minut. Fabian odpowiada, że dyszka to w zasadzie nie jego dystans ;-)
Siedzimy w Chińczyku. Jemy jakiś ryż z czymś za 15 CHF (czyli ok. 52 zł, o rety, ale ceny...) Fabian znowu wspomina o swoim maratonie, o złamanych 4h. Dyskutujemy, ja mówię mu o Skarżyńskim, on czyta Scotta Jurka "Jedz i biegaj". Mówię mu o tym, że maraton nie jest jakimś obiektem moich westchnień, ale kiedyś napluję w ręce i się za niego zabiorę, żeby go po prostu zaliczyć i zapomnieć o tym, moim zdaniem, jakze nudnym dystansie. Wspominam, że może skuszę się też drugi raz, gdzieś poza granicami kraju. Mówię, że pewnie przebiegnę go w 3:15-3:30 i to będzie ok, nie mam jakiś wielkich maratońskich ambicji. Fabian z trudem przełyka swój kawałek ryżu ;-)
- Nie no, Arek, nie będziesz miał tyle, maraton to jest coś innego - mówi
Tłumaczę, że będę miał w nogach wiele tysięcy kilometrów i się do niego przygotuję, nie zamierzam go przebiec z treningu do dyszki ;-) Fabian milczy, coś analizuje
- Nie, nie będziesz miał tyle, maraton tak się z kalkulatora nie przelicza - mówi w końcu ;-)
PS. Na zdjęciu ja przed Kunstmuseum Basel w Bazylei
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |