2014-01-29
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Siurek, reset i inne kataklizmy (czytano: 878 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://biegiemw40.pl/motywacja/siurek-reset-i-inne-kataklizmy/
W szkole podstawowej miałem ogromny zaszczyt wychowywać się fizycznie u świetnego Pana od WFU. Dokładnie tak go nazywaliśmy: PAN OD WFU. Gość. Facet którego do tej pory uważam za autorytet sportowy. Moi kolejni nauczyciele sportowi … cóż oni … oni mogliby mu co najwyżej przynosić sprzęt sportowy z magazynku. Albo gwizdek nosić. Nauczył mnie co to jest sport i jak ważny jest w naszym życiu. Nauczył mnie kochać sport, o czym w późniejszych latach zupełnie zapomniałem. Ale nie o tym chciałem:) Miał bardzo ciekawe powiedzenie. Podchodził do takich co się totalnie opierdzielali i mówił: „Ej! Nudzisz się? Siurkiem się pobaw.” Ciekawy jestem ilu/e z Was się zgorszyło a ilu uśmiało. Ale do czego zmierzam.
Od kilku dni (tak naprawdę od 10 stycznia) sypiam po 3-4 h na dobę, na dodatek od ostatniego piątku (17 stycznia mamy w domu jelitówkę) – kolejne nieprzespane noce, bo najpierw chory synek, potem żona. Ja się ratuję pijąc 2 l coca coli dziennie. Mam już dość. Co prawda łamie mnie strasznie, bolą wszystkie stawy, chce mi się rzygać, boli głowa, niedobrze mi … ale kryzys nie nadchodzi. Wczoraj 3 razy odladzałem samochód – dodatkowo straciłem siły. A dzisiaj apogeum. Wszystko mnie wkurza, ciskam się o byle co. Nic mi się nie chce. Chciałbym zniknąć. Żona nie wytrzymuje i mówi „Ej! Weź się przebiegnij. Wyluzujesz się.” Przepraszam co mam zrobić? Przebiec się? Nie, nie, nie. Akurat biegać chce mi się dzisiaj najmniej. I nagle przypominają mi się słowa Pana od WFU. Jak różne ale jak podobne jednocześnie.
Niewiele myśląc wskoczyłem w uniform do biegania, w sumie co za różnica czy jelitówka zaskoczy mnie w domu czy w czasie biegu? Efekt będzie dokładnie taki sam. Złapałem słuchawki i … odłożyłem, po co mi one – pomyślałem. Pewnie zaraz wrócę. Niezmiernie się ciszę, że zostały w domu. Wyszedłem i pomyślałem pobiegnę tyle ile będę mógł, w tempie na jakie pozwoli mi organizm. Wyciszyłem endo i nie czekając aż złapie GPS pobiegłem. Niesamowicie lekko i bez wysiłku. Z każdym krokiem biegło mi się jeszcze lepiej. To było nierealne. Dodatkowo praktycznie 80% trasy zrobiłem w zupełnych ciemnościach, bo miasto sparaliżowane awarią energetyki. Nie spodziewałem się, że ten bieg był mi tak bardzo potrzebny. Bez stresu, na luzie, bez informacji o dystansie i tempie. Bez muzyki w uszach chociaż bardzo ją lubię. „Biegaj sercem” napisał w swojej książce – „Ultramaratończyk” Dean Karnazes. Dzisiejszy bieg zdecydowanie był biegiem sercem. W 100%. A jeśli miałbym się odnieść do słów o „wyluzowaniu się” i „zabawie siurkiem” – to dzisiejsze bieganie musiałbym nazwać TBM – Totalną Biegową Masturbacją. Z mega orgazmem na końcu:) O tak wyluzowałem się. Cieszę się, że znalazłem w ironicznych (przecież) słowach żonki i legendarnej sentencji Pana od WFU motywację na bieg. Bo z pewnością nie był to trening. Nie przytaczam dystansu ani czasu bo to nie ma najmniejszego znaczenia:D Czuję się znakomicie to jest istotne. Potrzebny mi był taki psychiczny reset. Wprowadzam częściej.
A na koniec żeby było jasne i bez niedomówień:) Ten tekst nie jest o samogwałcie. Ani o tym jaki to jestem hardkor co przed grypą chce bieganiem uciec. Jest o tym, że w moim bieganiu dotarłem chyba do miejsca, w którym bieg jest lekiem na Całe Zło. Wiem, że wielu z Was nie muszę tego tłumaczyć:D
Pytanie ogólne. Co zrobisz? Pobawisz się siurkiem czy ruszysz dupę? A dla tych co biegają – czym dla Ciebie jest bieganie? Klepiesz kilometry bo taka teraz moda? A może podnieca Cię rywalizacja? Albo walczysz ze swoimi słabościami ciągle podnosząc poprzeczkę? A może wszystko po trochu. Pamiętajmy jednak o tym że bieg ma nam przynieść radość. Dzisiaj zadowolony, z browarem w ręce idę spać do salonu, bo synek podstępnie zajął moje miejsce w sypialni … żal mi go przenosić. Biorę koc i … dobranoc.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |