2013-12-13
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Jak leciałem 21 km (czytano: 862 razy)
Pomysł by pobiec półmaraton, by tym poważnym sprawdzianem zakończyć mój pierwszy rok biegowy narodził się gdzieś pod koniec sierpnia. Szukałem po Internecie jak należy się przygotować i na stronie Polska Biega znalazłem plan przygotowań rozpisany na 12 tygodni. Wybór startu bez chwili zastanowienia wypadł na Półmaraton Świętych Mikołajów.
Odliczyłem od 8 grudnia 12 tygodni i zapisałem sobie w kalendarzu każdy dzień treningu, skrupulatnie, co należy robić. Treningi zacząłem od 16 września, więc już na starcie straciłem tydzień. Miałem pewne obawy czy podołam wyzwaniu. Brały się one przede wszystkim stąd, że dystans był przecież ogromny jak dla biegacza z półrocznym doświadczeniem. Mój plan obejmował więc tylko ukończenie imprezy bez względu na osiągnięty czas.
Pierwsze 3 tygodnie były wprowadzeniem do treningów właściwych. Obejmowały 4 dni biegowe o łącznym dystansie około 25-30 km. Dwa dni poświęcone były wybieganiom, dwa przygotowaniom pod trening siłowy. Nie miałem pojęcia w jakich tempach biegać poszczególne ćwiczenia, nie wiedziałem jak ocenić, czy czynię postępy. Wykorzystałem Biegi im. Bronka Malinowskiego 21 września w Grudziądzu, których trasa posiadała atest, jako swoisty sprawdzian własnych możliwości. Uzyskany wynik wpisałem w kalkulator i dopiero wtedy wiedziałem na czym stoję. Dodatkowo zapisałem się na IV Bieg Św. Huberta w Tucholi na 26 października oraz Bieg Niepodległości w Łubiance. Musiałem kontrolować, czy para nie idzie w gwizdek.
Zaczęła się ciężka walka. Pobudka przed 5 rano, rozgrzewka, bieg, rozciąganie, prysznic, śniadanie i do pracy. Było ciężko, ale sympatycznie. Poniedziałek bieg wolny, środa podbiegi, piątek bieg wolny zakończony sprintem i sobota bieg wolny. Przez trzy tygodnie.
Okres BPS to już treningi właściwe. Dwie serie po 4 tygodnie, średnio do 50 km per week. W każdym tygodniu cztery treningi. Podbiegi, bieg szybki i wybiegania. Dystanse coraz większe. Prędkość coraz większa. Zadowolenie coraz większe.
Cały okres przygotowań minął szczęśliwie bez kontuzji. Nabawiłem się tylko kataru. Tuż przed samym startem, ostatni tydzień troszkę zwolniłem, gdyż mimo wszystko odczuwałem już trudy przygotowań. Piekł lewy achilles, bolały plecy między łopatkami i niepokojąco pulsował prostownik palców prawej nogi. Biegi kontrolne wypadły dobrze i pełen wiary w siebie i optymizmu stanąłem na starcie półmaratonu.
Siły starczyło, nogi mi nie odpadły, a wręcz przeciwnie – biegłem niemal nie dotykając ziemi, radość, entuzjazm i wielkie szczęście dodały mi skrzydeł. Wynik jaki osiągnąłem – 2:06:13 przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Gdyby nie 10 kilometrów po lodzie przez las – pewnie przełamałbym 2 godziny.
Piszę zapewne rzeczy oczywiste dla Was, wprawionych biegaczy. Ja odkrywam dopiero ten świat, poznaję własne ciało, reakcje na wysiłek, odcienie bólu, jednocześnie odczuwam niesamowitą radość z biegania. Uczę się techniki, chcę poprawić swoje osiągnięcia, zaplanowałem już przyszły rok, zaplanowałem nawet dwa lata w przód. Mam jasne cele i wiem, że je osiągnę.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu piTTero (2013-12-14,17:27): super sprawa, dobrze patrzeć na to jak inny amator w przemyślany zdrowy sposób przekracza dotąd nieznane granice:) cieszy mnie Kolego Twoja postawa i chęci, wierzę że przyszły rok będzie zatem owocny:) uważaj tylko by się nadmiernie nie przeciążyć (za dużo, za szybko) pozdrawiam (2014-03-20,22:38): Fajny wpis. A początki biegania są najbardziej odkrywcze :-)
|