2013-11-11
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| XVI Bieg Niepodległości w Gdyni, czyli lubię robić to z żoną! (czytano: 3050 razy)
Tegoroczny Bieg Niepodległości w Gdyni był dla mnie wyjątkowy. To było wspólne bieganie z żoną, która ostatni raz w oficjalnych zawodach brała udział ponad... 3 lata temu, a w gdyńskich biegach jeszcze wcześniej. Początkowo wydawało mi się to niemożliwe i musiałem to dokładnie zweryfikować, ale okazało się, że faktycznie minęło tyle czasu, odkąd ostatni raz startowała ona w zawodach. Początkowo w planach mieliśmy wystąpić we trójkę, dodatkowo pchając Roberta w wózku, ale regulamin biegu zabraniał biegania z wózkiem, więc trzeba było – choć z wielkim bólem – się dostosować. Ja cieszyłem się, że chociaż ponownie pobiegnę wspólnie żoną.
Im bliżej było dnia startu, tym bardziej Madzia się denerwowała – najbardziej tym, czy w ogóle da radę dobiec do mety, bo przed zawodami wzięła udział w raptem 2 treningach, które miały w sumie – uwaga! – 8km. Podtrzymywałem ją jednak na duchu, wspierałem i wierzyłem, że da radę, nie było też żadnej presji na jakiś konkretny czas. Tak naprawdę założeń nie mieliśmy zbyt wygórowanych (mi po cichu marzyło się zmieszczenie w 70 minutach), sukcesem miało być dla nas samo dotarcie do mety przez Madzię, nieważne czy biegiem czy marszem. Ogółem mieliśmy po prostu razem miło spędzić czas i dobrze się bawić. Jak co roku, tradycyjnie miałem ze sobą dodatki patriotyczne, czyli wielką biało-czerwoną czapę i szalik – Madzia także wystroiła się w ten sam sposób. Tradycyjnie też dałem… wywiad do telewizji. Stres przy tym był, ale jakoś w miarę składnie udało mi się wypowiedzieć kilka zdań. Dla Madzi była to jednak nowość, ale też poradziła sobie dobrze – choć niestety jej wypowiedź nie znalazła się na antenie.
Wystartowaliśmy razem z... ponad 5 tysięcy ludźmi. Początkowo, ze względu na ogromny ścisk, był to bardzo spokojny marsz, spacerek wręcz, co Madzia skwitowała słowami, że dla niej mogłoby być tak cały czas aż do mety ;). Dopiero po prawie 3 minutach od wystrzału startera – którym było działo na ORP "Błyskawica" – minęliśmy linię startu. Początek mieliśmy bardzo spokojny i w większości to raczej nas wyprzedzano, ale wcale się tym nie przejmowaliśmy. Wiedziałem, że później na trasie będą na nas czekać cięższe momenty, więc trzeba było dobrze gospodarować siłami. Zresztą – jak już wspominałem – nie czas był najważniejszy. Chwilę za 1km zaczął się pierwszy lekki podbieg na most, który zaliczyliśmy bez żadnego problemu. Potem za 3km znów czekał nas podbieg, ten był już bardziej wymagający, ale również nie sprawił nam żadnych kłopotów. Na razie szło nam bardzo dobrze, bo dwa z trzech miejsc wymagających od nas większego wysiłku pokonaliśmy bez problemów. Półmetek to czas 32:40, więc szło nam nawet lepiej niż oczekiwałem. Trzeba było jednak wziąć poprawkę na to, że brak treningów da w końcu o sobie znać, że im dalej, tym będzie Madzi ciężej, bo włożyła w bieg już sporo wysiłku, a czekał nas przecież jeszcze długi podbieg ulicą Świętojańską. Sądziłem, że tutaj moja Madzia powie dość i się zatrzyma. Ten jednak... również pokonaliśmy bez problemu, co najbardziej zaskoczyło Madzię. Wiedziałem już więc, że będzie dobrze, pozostało nam już tylko kontrolować tempo. Gdy do mety zostało kilkaset metrów, Madzia sama przyspieszyła i z uśmiechem na ustach, trzymając się za ręce, skończyliśmy bieg, osiągając czas 1:05:28 – druga część biegu była więc tylko o parę sekund gorsza od pierwszej. Ktoś powie, że ten rezultat to żaden oszałamiający wynik, ale dla Madzi sprawił on niesamowicie wielką radość. Ja też byłem szczęśliwy i... naprawdę zaskoczony. Moja żona nie dość, że nie zatrzymała się ani razu, to jeszcze zrobiła naprawdę niezły czas, jak na swoją formę i okres przygotowania, który był przecież w sumie żaden. Mało tego – na mecie czuła się fantastycznie i... było jej mało ;). Jak widać, biegania się nie zapomina ;). Co więcej – niewątpliwie drzemią w niej jeszcze duże pokłady możliwości. Gratulacje, kochanie! Jestem z Ciebie bardzo dumny! A ja po raz kolejny dochodzę do wniosku, że lubię robić to z żoną. Oczywiście chodzi mi o bieganie ;). Też ;).
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu (2013-11-27,10:35): wspaniale, gratuluję Tobie i Żonie. Adrenalina na zawodach sprawia, że osiąga się lepsze wyniki niż na treningu, tak na ogół jest. A wystrzał startera z działa okrętowego musiał być niesamowity ;)
|