2013-10-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Jak skończę trzydzieści lat, przebiegnę po raz drugi maraton. (czytano: 1910 razy)
Niech nie zmyli nikogo czas jaki dzieli mój maratoński debiut od niedzielnego startu. Przez te 4 lata do maratonu zawsze było mi nie po drodze. A to kontuzja, a to samozajechanie, a to brak motywacji. I tak rok po roku trójka z przodu stawała się coraz bardziej realna. Wtedy też postanowiłam - cokolwiek się będzie działo, jak skończę 30stkę, przebiegnę jeszcze raz maraton. A, że trzydzieści lat kończy się tylko raz (niestety), więc...
Przygotowania rozpoczęłam 5 miesięcy przed planowanym startem. Znalazłam na stronie MP super-hiper-wyjechany plan treningowy i zaczęłam "trenować". Początkowo szło mi super. Niestety raz czy dwa wypadło długie wybieganie, kilkakrotnie dosyć mocno się przeziębiłam. Efekt? Plan strzelił w łeb.
Na początku sierpnia pojechałam (pełna obaw) na obóz biegowy do Szklarskiej Poręby. Dosyć wspomnieć, że biegałam wtedy tylko po 30-35 km tygodniowo! Tydzień bardzo mocnego biegania, rozmowa z jednym i drugim trenerem. Efekt? Z obozu wróciłam z nowym planem treningowym i postanowieniem, że się nie poddam. Biegnę maraton i już. Tak jak wspomniałam, na początku sierpnia biegałam po 30 km/tydz. Natomiast po powrocie z obozu od razu wskoczyłam na kosmiczny jak dla mnie poziom 55-60km/tydz. I taki kilometraż utrzymywałam przez całe dwa miesiące, aż do samego startu.
Czy czułam się przygotowana stając 13 października na starcie maratonu w Poznaniu? Zdecydowanie nie. Miałam za sobą co prawda jedno wybieganie w granicach 30 km, ale jak to mówią, jedna jaskółka wiosy nie czyni... Czy się bałam? A jak! Bałam się kryzysu i zwątpienia na trasie, których skutkiem byłoby doczłapania do mety w czasie 5h+. Bałam się, że pasmo biodrowo-piszczelowe zbuntuje się na tyle, że ból uniemożliwi mi kontynuowanie biegu. W końcu bałam się, że naturalne wspomaganie którego fanką ostatnio się stałam totalnie mnie zawiedzie. W końcu nigdy wcześniej nie biegłam tak dlugie dystansu żywiąc się jedynie miodem, daktylami czy też bananami. A jak było w rzeczywistości?
Przez cały bieg nie doświadczyłam żadnego kryzysu, ściany, bólu czy chwil zwątpienia. Byłam skupiona, zdeterminowana, zmobilizowana w 200%. Metę przekroczyłam z czasem netto 4:24:55 i mimo, że do życiówki zabrakły niecałe 2 minuty, to ja i tak czuję się jak zwycięzca! To był najlepszy maraton w moim życiu:)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora paulo (2013-10-16,08:36): Ago, bardzo się cieszę, że Tobie tak świetnie poszło. Zasłużyłaś przez swoją pracę na takie osiągnięcie. Gratuluję!!! snipster (2013-10-16,08:52): Gratulacje Aga :) systematyczne bieganie procentuje ;) amd (2013-10-16,10:14): Wspaniale, gratulacje :-) Marfackib (2013-10-16,10:49): Ogromne gratulacje Agnieszka :-))) successus (2013-10-16,20:18): Gratuluję!
Odpowiedz mi proszę dlaczego biegasz w mojej ankiecie ANKIETA http://biegambo.pl/ankieta/ Aga Es (2013-10-16,21:18): Dziękuję Wam Panowie:) Woland (2013-10-18,17:01): Jeszcze raz wielkie gratulacje. Jak już mówiłem - jesteś wielka!
|