2013-09-22
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Bieg po Dolinie (czytano: 610 razy)
Uwielbiam lokalne biegi, zwłaszcza te w podkrakowskich dolinkach: mam blisko, mogę zrobić rekonesans trasy, zabrać rodzinkę, w biurze zawodów nie stoję w kolejce, i w ogóle czuję się na takich imprezach jak u siebie. Bieg po Dolinie Będkowskiej, to kameralna, familijna impreza. Dzieci jest więcej niż dorosłych, jest gwarnie, wesoło i swojsko. Pogoda nie zawiodła, jakoś zawsze mi sprzyja, tak jak dziś, kiedy zaraz po starcie zaświeciło słońce. Biegliśmy malowniczym szlakiem doliny, mijając między innymi Sokolnicę i Dupę Słonia – masyw skalny znany przede wszystkim amatorom wspinaczki skałkowej. Kolejne kilometry równie urocze, wiodły już asfaltową drogą w górę do wsi Łazy. Okoliczni mieszkańcy witali nas gorącymi brawami, oferowali nawet smakowicie wyglądające wypieki i chociaż podejrzewam, że nikt z biegnących się nie skusił, by ich skosztować, to na pewno trzeba docenić tak słodkie powitanie biegaczy.
Trasa dobrze oznakowana, co miało duże znaczenie, bo w czasie wcześniejszego rozpoznania zgubiliśmy się w lesie i zamiast na mecie wylądowaliśmy prawie 2 km dalej, tym razem jednak nie było wątpliwości, którędy biec. W lesie pachniało grzybami i chyba to zapach leśnego runa tak na mnie dopingująco podziałał, bo udało mi się trochę przyspieszyć. Moja skontuzjowana nieco stopa miała trudne zadanie omijając korzenie, doły i błotne kałuże, ale do mety dotarłam bez szwanku z kolejnym poprawionym czasem na 10 km. I tu chyba od organizatora należy się małe wyjaśnienie, bo dołożył nam 1 km do regulaminowego dystansu. Ale co tam, w tak pięknych okolicznościach przyrody można przebiec nawet kilometr więcej.
W drugiej części imprezy kibicowaliśmy z mężem naszej młodzieży, która dzielnie rywalizowała na dystansie 400 m i 1000 m, i jakież było nasze ubawienie, kiedy córka oznajmiła nam, że jest pierwsza w rodzinie z medalem za półmaraton, taką bowiem dodatkową atrakcję przygotowali organizatorzy gimnazjalstom. Było to małe urozmaicenie wśród medali i nikt nie składał z tego powodu protestów. Wszyscy się świetnie bawiliśmy, pudło w kategorii biegających małżeństw było najlepszym prezentem jaki można sobie wymarzyć w rocznicę ślubu! I tak oto po udanych zawodach nabiera się chęci na więcej… A w naszych podkrakowskich dolinkach sezon na imprezy biegowe jeszcze się nie skończył.
No to hej w dolinki, hej!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu jacdzi (2013-09-23,08:07): Lokalne biegi maja swoj koloryt, zazwyczaj tez malownicza trase. Dla lokalnych malych spolecznosci masowy bieg to swieto i az milo patrzec na taki doping. W wiekszych miastach tak nie jest :-(
nicki (2013-09-23,09:07): ha
teraz juz wiem, ze moja cora nie cyganila mowiac, ze daja medale...z polmaratonu
to raz
a dwa:
ja jedno ciastko wsunalem i potem... bieglem z brudnymi rekami wyczekujac na wodopoje
eh, sie napalilem i trzeba bylo dobiec do mety spragnionym
ale bieg byl swietny! aspirka (2013-09-23,09:40): O, to dobrze, że ktoś jednak złapał ciastko w locie:-) Pewnie Paniom przykro by było gdyby ich wypieki nie zostały docenione! kokrobite (2013-11-05,16:14): Po zdjęciach widać, jak bardzo wyszczuplałaś. Jedz coś... Biegacz musi mieć energii dużo! ;-)
|