2013-09-17
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Trasa do bicia. Rekordów. (czytano: 5193 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.brianmac.co.uk/longdist/10ktaper.htm
Niemalże rok temu sikoras opisywał swój rekordowy start w Biegu Pamięci Karolewo - Więcbork. Wówczas nie myślałem o startach. Primo byłem w początkach biegowej przygody, secundo (a w zasadzie primo) walczyłem z zapaleniami przyczepu Achillesa i rozcięgna podeszwowego. Niemniej kiełkowała we mnie myśl startu w Karolewie/Więcborku, bo to bieg o przysłowiowy rzut beretem ode mnie.
Po uporaniu się z przygodami rozcięgnowymi (i próbą ich powrotu na przełomie wiosny i lata tego roku) postanowiłem spróbować swych sił. Plan był ambitny. Poprawić życiówkę na 10 km. Jako, że od połowy maja do połowy sierpnia ciągle coś mi się działo ze stopami (a to bóle rozcięgna, a to bolący grzbiet prawej stopy) biegałem mało, z dużymi przerwami. Było kiepsko. Szukając informacji o trasie natknąłem się na czyjeś wspomnienie z podanym linkiem do planu treningowego na 10 km, który postanowiłem sprawdzić (link do sprawdzenia wyżej).
Założenie dość ekscentryczne, jak na mnie bieganie w trzecim zakresie. Oczywiście rozgrzewki i chłodzenia wolno.
Krótkie odcinki (początkowo 4x800, później 4x1200 tempem startowym minus 5%, długie odcinki to 3x2000, później 3x2400). Do tego 2 razy siła biegowa i raz w tygodniu 50 minut wolnego biegu. Zamiast owych 50 minut biegałem w okolicach 70-80 minut. Treningi co drugi dzień. Oj dało czadu, chwilami zastanawiałem się na czorta mi to. W 31 dni zrobiłem 171 km, dla porównania w poprzednie 31 dni było to ok. 70 km.
Plan był by poprawić życiówkę o 1:30-2:00. Jak poszło?
Na wycieczkę wybrałem się okrężną drogą, przy okazji oglądając spory fragment trasy. Zapowiadano, że będzie szybka i takie wrażenie zdawała się robić. Rano mżawka, ok. 16 stopni. Idealnie, zwłaszcza, że po rozgrzewce deszcz odpuścił.
Odbiór pakietu startowego sprawny (fakt, chwilę po mnie było tłoczniej, ale dziewczyny dawały sobie radę), pół kawy zapewnionej przez organizatora i wyruszyliśmy do Karolewa by najpierw uczcić pamięć zamordowanych w niemieckim obozie, a następnie wylać z siebie kilka kropli potu.
Przed startem porozmawiałem chwilę z Izą, która stwierdziła, że ostatnio zaniedbała biegi, że tylko pizza, piwo, ewentualnie bieżnia elektryczna, a o lesie zapomniała. I w ogóle dupa jej urosła i tyle z biegania.
Początek trasy to lekki podbieg, a później sporo z górki. W domu zakładałem, że pierwszy km pobiegnę na 5:10 i kolejne będę skracał o 5 sekund, by od 5 dojść do 4:50. Nie wyszło. Zbieg pomógł i wyszło 4:41, później 4:51, trzeci na 5:11, dalej szło w okolicach 4:58-5:05. Zakładałem pobiec na 49 minut, ale jakoś nie mogłem się zmusić, by zejść w okolice 4:54/km. Dopiero ostatni zrobiłem o 10 s. szybciej niż planowane średnie tempo. Żeby było milej od trzeciego do czwartego kilometra dopadł mnie ból lewego piszczela. Stwierdziłem, że go chrzanię i biegnę. Przeszło.
W całym biegu popełniłem jeden błąd. Nie wiem dlaczego, ale wbiegając na stadion, ubzdurałem sobie, że nie sprawdzam czasu. Szkoda, bo może bym się zmusił i ostatnie 300 metrów pobiegłbym szybciej, a tym samym urwał choć 10 sekund.
Na finiszu, z 50 m przed metą kibice zaczęli robić wrzawę, gdzieś kawałek za mną mignęła mi sylwetka próbująca mnie wyprzedzić. Dziwnym trafem zdołałem przyspieszyć i obroniłem pozycję.
Czas 49:49. Wynik poprawiony o 1:02
Iza dotarła przede mną. Narzekała, że prawie umarła, że to, że tamto. Taaa. Jak to kobieta. Trafił jej się okrągły czas. 46:46, do tego życiówka, piąte miejsce open, pierwsze w K30. Jeśli przy takim wyniku tyle narzeka, to strach się bać jaka teściowa z niej wyrośnie.
Na koniec, zaraz po dekoracji, losowanie nagród wśród biegaczy. Na podium wylądowały kijki, bidony, pasy na numery startowe, opaski na smartfony, skarpetki, rękawiczki i inne biegowe drobiazgi. Wylosowany wybierał co mu pasuje. I traf chciał, że padł mój numer. Do tego na początku. Wziąłem bidon z pasem. Przyda się, mimo, że to duża wersja kalenji. Zawsze parę zł w kieszeni.
Przy okazji losowania wielki plus dla organizatora. Nie było częstej sceny, że nagrodę za nieobecnego szczęśliwca odbierał kolega, wujek, kochanka, czy innego rodzaju prapraprawnuk. Nie było? Miał pecha.
Wygląda na to, że Karolewo/Więcbork to idealne miejsce na bicie rekordów. Jacek, Iza, ja... Za rok powtórka. Plan 45:00 A może mniej?
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu (2013-09-18,08:50): Gratulacje. Ja też zrobiłem zyciówkę na 10k z czasem 49:49, w marcu :) efkakk (2013-09-19,12:51): gratulujężyciówki i samozaparcia, a w związku z tym mam pytanie, jak poradziłeś sobie z rozścięgnem, bo ja powoli tracę cierpliwość :)turlam piłkę golfową już drugi miesiąc :) sojer (2013-09-19,15:04): Rozcięgno mnie czasem pobolewa. W domu, gdy jestem w laczkach, czasem w pracy.
Przy pierwszym ataku uratowały mnie ćwiczenia i buty. Wskoczyłem w amortyzowane asicsy i poszło. Jak zacząłem biegać w pumach to mi się znów odzywało, więc z nich wyskoczyłem.
Ćwiczenia powinny być tu (o ile otworzą Ci się zdjęcia, bo teraz coś mi nie działa, jak będziesz miała problemy to daj znać, opiszę co i jak) http://akademiatriathlonu.pl/kontuzje/zdrowie/kontuzje/terapia-rozciegna-podeszwowego
Rozciągałem rano i wieczorem i przyznaję, że pomaga. Paradoksalnie nie używałem piłki do tenisa/golfa efkakk (2013-09-19,20:21): dzięki Ci Dobry CZłowieku, natchnąłeś mnie, też wyskoczyłam ostatnio z asicsów bo kupiłam "cudowne, samobiegające" reeboki, sprobuje wrócić do starych i turlam dalej dodając Twoje rozciąganie. :) EviaUr (2013-09-20,21:02): Gratuluję :))) sojer (2013-09-21,23:24): Dziękuję, dziękuję :) Andrzej S (2013-09-23,14:06): Gratki Tomku,ja wczoraj życiówke w połówce sojer (2013-09-23,22:49): Dzięki Andrzeju. Dziś rano stwierdziłem, że Ty nic, tylko walisz te połówki, a ja nadal jestem dziewicą w tym temacie.
|