2013-09-10
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Piła Półmaraton. Raport z pola walki. (czytano: 1977 razy)
Półmaraton w Pile z całą pewnością nie zostanie zaliczony do moich życiowych startów. Liczyłam (naiwnie), że 5 tygodni wyrzeczeń, testowania własnych możliwości i przekraczania kolejnych granic zaowocuje co najmniej jakąś życiówką. W jakim ja byłam błędzie!
Pogoda (o dziwo) była w miarę ok. Dzień wcześniej wyspałam się solidnie i odpoczęłam. Jechałam do Piły w dobrym humorze i towarzystwie. Trzy, dwa, jeden, start. Pierwsze 11-12km biegło mi się dobrze. Nadzwyczaj dobrze. Ale i ... za szybko. W głowie już czyniłam kalkulacje. Jeśli, a może ... gdybym pobiegłam tak samo drugą połowę to zyciówka byłaby murowana. I nagle, jak za dotknęciem nie-czarodziejskiej różdżki odcięło mi zasilanie w głowie. Z każdą minutą traciłam moc, prędkość, lekkość ducha. Metę przekroczyłam z czasem o 7 minut lepszym niż w zeszłym roku (oj, a wtedy na 15km miałam olbrzymi kryzys, taki kryzys przez duże k), ale dużo gorszym od życiówki osiągniętej na tej samej trasie 5 lat temu.
Pierwsza myśl? Po co kurna? Po co się tak męczę, poświęcam? A efektów brak. Parę godzin później rozmawiam z Elą i mówię - Ela, ja tego maratonu nie biegnę. Bez sensu. Ela mi na to - poddać to Ty się możesz, ale przed samym startem, a nie teraz, gdy zostały jeszcze ponad 4 tygodnie. 4 tygodnie rzetelnego trenowania. Prawda to, prawda.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora paulo (2013-09-11,08:53): Ago, Piła to moja pierwsza miłość :) Tu zaczynałem biegać i zawsze wyobrażałem sobie, że to właśnie tam należą mi się wszystkie życiówki. Byłem w błędzie. Ilekroć nastawiałem się na dobry wynik, tylekroś przegrywałem z samym sobą, a w niedzielę pobiegłem dla przyjemności i pojawiło się szczęście - dużo lepiej niż w poprzednich latach :) snipster (2013-09-11,09:09): cierpliwości... skąd ja to znam ;) amd (2013-09-11,09:27): W którejś ze swoich książek biegowych przeczytałem ironiczny komentarz autora, że Amerykanie zaniedbują swoją formę przez dwadzieścia lat, po czym oczekują cudów w ciągu trzech tygodni (taki mniej więcej był sens). Ani to start docelowy, ani czas treningu nie upoważnia do kompleksowej oceny, pewne poszlaki sugerują, że jakieś pozytywne efekty są widoczne, a poza tym w bieganiu najważniejsza jest głowa, nie nogi. kaisa (2013-09-11,10:38): Aga, amd ma rację. To NIE był twój docelowy start, przecież nawet nie trenujesz tempa pólmaratońskiego czy w ogóle szybkości. Poza tym na życiówkę musi się złożyć i zadziałać wiele elementów. NA RAZ. Czasem coś nie zadziała. Nie pozwól, aby to zepsuło Ci całą biegowa energię jaka w tym roku odzyskałaś!
Jak Ci energii zabrakło to może za mało jadłaś ostatnie dni? Albo za mało żeli?? Ile miałaś?
Uszy do góry! Ściskam! Aga Es (2013-09-11,22:22): Hmm, wszystko racja Artur. 5 tygodni lepszego jakościowo i ilościowo biegania to żadna gwarancja życiówki. Ale z drugiej strony skoro od lat nie robiłam podbiegów i inetrwałów a teraz robię je co tydzień to chyba choć jakaś malutka poprawa wyników byłaby wskazana...A tu nic. Nawet pierwszy po zimie półmaraton w Poznaniu (a zimy solidnie nie przebiegłam) poszedł mi o prawie pół minuty lepiej. Wnioski nasuwają się same. Źle trenuję? Czy winna jest głowa? Aga Es (2013-09-11,22:25): Kasiu miałam dwa żele i dwie galaretki energetyczne (tak, tak pojechałam po bandzie:)). Ale zjadłam tylko połowę tego. Byłam wyspana, najedzona, wypoczęta, pogoda dopisała. Może to faktycznie głowa. Ale masz rację - ten start nie powinien przekreślać tego co już osiągnęłam. Dzięki:) Marfackib (2013-09-17,11:45): Ja maraton w Lesznie też pobiegłem poniżej swoich oczekiwań,
ale nie poddaję się w przygotowaniach pod Poznań. I Ty też przestań narzekać tylko zapier....j :-)) Pozdrowionka :))) Aga Es (2013-09-17,21:38): Dobre Marku:) Hehe, dzięki:)
|