2013-09-03
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Triatlon część teoretyczna (czytano: 493 razy)
Mój stosunek do triatlonu uległ w ostatnich tygodniach dość dużej zmianie. Przez kilka lat czaił się gdzieś na horyzoncie, traktowany przeze mnie jako element krajobrazu, który wcześniej czy później się pojawi. Wiosną tego roku, oddając swojego górala do przeglądu oglądałem w serwisie okazyjną szosówkę. Mój rozmiar, praktycznie nowa (ledwo dwieście kilometrów), przystępna cena, bardzo poważnie rozważałem jej zakup. Miałem świadomość, że wcześniej lub później będę musiał jakąś nabyć, więc starałem się mieć cały czas otwarte oczy. Co prawda chciałem najpierw biegać na dobrym poziomie zanim zacznę przygotowania, następnie zimą pojeździć na szosówce w domu na rolce oraz w lesie na góralu, potem wiosną na drodze, zimą zaglądać na basen, od czerwca pływać w wodach otwartych - no i po takim przygotowaniu pod koniec lata gdzieś wystartować. Dobry poziom biegowy o jakim myślałem to okolice półmaratonu w granicach 1:25 – 1:20. Dystans triatlonowy jaki mi chodził po głowie to klasyk, Iron Man, zakładałem jednak, że przedtem wystartuję na jakimś krótszym dystansie, połowa, może raz czy dwa dystans olimpijski.
Jak napisałem na początku – mój stosunek uległ dość dużej zmianie. Katalizatorem była impreza w Gdyni. Dokładnie jedenastego sierpnia była organizowana w moim mieście połówka. Zastanawiałem się nad nią, zdecydowałem się jednak na start w przeddzień w aquathlonie.
Triatlon do tej pory kojarzył mi się bardzo dobrze, z kolegami zapaleńcami. Teraz, w sierpniu, miałem możliwość pójścia na expo, posłuchania krótkiego wykładu na temat pianek, popatrzenia z bliska na startujących. Właśnie te obserwacje sprawiły, że stawałem się coraz bardziej sceptyczny.
Gdybym miał opisać moje zastrzeżenia wobec triatlonu, uszeregowałbym je w następujące grupy: wpływ techniki, nieporównywalność wyników, moda i snobizm oraz triatlonowe zadęcie, czyli wiele hałasu o nic.
Technika. Triatlon składa się z trzech elementów: pływania, jazdy na rowerze i biegania.
Od paru lat biorę udział w aquathlonie oraz w Grand Prix Sopotu w lecie – jest to pływanie wokół (czasem obok) mola. Podczas startu w tej pierwszej imprezie pianki są dozwolone, w tej drugiej nie. Porównując czasy z kolegami używającymi pianek w Gdyni i nie mogącymi ich używać w Sopocie wyliczyłem, że pianka nie tylko chroni przed zimnem, ale przez swoją wyporność daje ogromny handicap w wodzie. Na dystansie kilometra wynosi on, w moim przypadku, od minuty do półtorej. Połówka IM to 2-3 minuty, cały dystans to 4-6 minut. Podczas expo przed startem panowie z firmy produkującej pianki omówili sprzęt i swoje nowe propozycje, między innymi pianki przez swoją konstrukcję powodujące lepszy przepływ wody wokół ciała i mniejsze opory w wodzie.
Nie lubię pianek. Parę lat temu FINA wycofała się z eksperymentu, strojów pływackich typu skóra rekina. Uważam, że postąpiła słusznie. Moja rezerwa opiera się moim przekonaniu, że o sukcesie powinno decydować wytrenowanie, a nie ilość wydanych pieniędzy. Pot, nie zasób portfela. Przy porównywalnej klasie pływaka ten, który może wydać więcej może wygrać, czyli mówiąc wprost kupić sobie zwycięstwo nad rywalem. Kiedy dowiedziałem się, że w Gdyni regulamin zobowiązuje uczestnika do płynięcia w piance mój szacunek do tej imprezy mocno zmalał. Podczas większości maratonów pływackich dopuszczalny jest start w strojach zatwierdzonych przez FINA, co wyklucza start w piance. Dla mnie płynięcie w niej nie różni się niczym od płynięcia z łapkami albo w płetwach.
Rower. Zajmuje najwięcej czasu, wszak połówka to 90km na rowerze wobec 21 kilometrów biegu. Wpływ techniki jest tu najbardziej odczuwalny. Weźmy dwóch zawodników, porównywalny bieg, porównywalny poziom wytrenowania. Jeden jest gotów kupić lepszy, droższy rower, drugi nieco tańszy. Każdy z nich pojechałby na pierwszym rowerze 35 km/h, na drugim "tylko" 32 km/h. Różnica na 90 kilometrze wynosi 14 minut. Nie wynika z wytrenowania, z włożonej pracy i wylanego na treningach potu. Wynika jedynie z możliwości i chęci finansowych. Nie mam pretensji do kogoś, że stać go na więcej, czy też że jest gotów więcej wydać na coś co lubi. Po prostu dla mnie sytuacja panująca w triatlonie jest zaprzeczeniem idei fair play i ducha sportu – tak jak ja go rozumiem.
Bieganie. W całym triatlonie jest to najuczciwsza, najbardziej sprawiedliwa część. Nie ma żadnych siedmiomilowych butów. Nie można kupić sobie sukcesu inaczej, niż ciężką pracą.
Podsumowując – technika ma wpływ, w wypadku rywalizacji osób na podobnym poziomie jest to wpływ znaczący.
Nieporównywalność wyników. W przypadku biegania – czy pływania – sytuacja jest czysta, jasna i klarowna. Są trasy atestowane, spełniające pewne wymogi, wyniki są mniej więcej porównywalne. Możemy odnosić do siebie różne starty, mieć życiówki uzyskane w rożnych miejscach. Oczywiście istnieją też trasy nieporównywalne, niestandardowe, są też zawody rozgrywane jednorazowo, na miejsca. Stanowią one część, dodatek. Spektrum jest bardzo szerokie.
Wyniki w triatlonie trudniej porównywać ze sobą. Profil trasy rowerowej, wielkość strefy zmian wynikająca z logistyki – to wszystko sprawia, że czas jest wielkością drugorzędną, liczy się bardziej miejsce w stosunku do stawki, do znajomych, do osób z którymi się rywalizuje.
Moda i snobizm. Myślę, że triatlon jest rozrywką pasującą idealnie do współczesności. Kiedy rozglądam się wokół siebie widzę masę rzeczy kompletnie niepotrzebnych, lub w najlepszym razie obojętnych, których wartość i potrzeba została nadmuchana przez piar i marketing. Bazą jest tu psychika współczesnego człowieka, istoty, która często nie wie, czego chce, która jest podatna na manipulację i sterowanie. Mówiąc konkretniej, dobry przykład podaje Noakes w Waterlogged. Współczesny biegacz nie ma serca i głowy do treningu. "Jeżeli nie ćwiczysz nie zasługujesz na to by marzyć" – to raczej nie jest motto współczesnego człowieka. Przemysł przekonywał, że skurcze, problemy z ukończeniem maratonu nie są bynajmniej efektem tego, że biegacz stanął nieprzygotowany na linii startu. Winą została obarczona ludzka fizjologia, rozwiązaniem zaś okazały się napoje izotoniczne. Człowiek rzecz jasna przyjął to wyjaśnienie, tak jak człowiek zamiast poćwiczyć żeby schudnąć woli kupić cudowne tabletki gwarantujące spadek wagi (lub zwrot pieniędzy).
Mówi się, że zdrowia nie można kupić. Jeżeli tak, to co robią te wszystkie reklamy odżywek, suplementów, lekarstw, po co aż tak duży asortyment aptek sprzedający cudowne pigułki na każdą dolegliwość.
O co mi chodzi pewnie się zapytacie, po co ten bezsensowny bełkot. Odpowiadam w kilku zdaniach. Widzicie, myślę że to jest tak. Bieganie nie jest dobrym sportem dla szerokich mas. Wprawdzie ludzie będą zdrowsi, ale przemysł nie wyprodukuje nowych, dających się sprzedać rzeczy. Ile można zarobić na butach, gaciach i koszulkach? Wprawdzie lansuje się empetrójki i elektronikę bez których podobno nie ma prawdziwego biegania, ale to ciągle za mało. Poza tym ktoś może złośliwie zauważyć, że nie są to rzeczy niezbędne, że są to jedynie dodatki, gadżety. Ten problem w triatlonie nie istnieje.
Pianka to spory wydatek, nowość omawiana podczas expo miała kosztować koło trzech tysięcy, zwyklejsza, bardziej przeciętna to koszt około półtora tysiąca. No dobrze, tańsze też się znajdą, ale przekaz jest jasny. Droższa jest zauważalnie lepsza. Do tego dobrze by było pochodzić jednak na ten basen. Rower to piękna skarbonka. A zawody triatlonowe kosztują trzy razy tyle co duże, drogie maratony, nie wspominając już o tych wszystkich mniejszych biegach. Wykreowanie mody na triatlon opłaca się niemal wszystkim. Może z wyjątkiem uczestników, którym z kolei trzeba sprzedać coś niematerialnego.
Snobizm. Przyznam się, że nie jestem snobem z bardzo prostego powodu, po prostu nie stać mnie na ten luksus. Co prawda wydaje mi się, że niezależność również nie jest tania, oznacza bowiem unikanie kredytów i pilnowanie, by cele nie przekraczały finansowych możliwości. Może po prostu szkoda mi pieniędzy na snobizm, może tutaj dochodzi do głosu moja odziedziczona po przodkach ze strony matki poznańska natura. Tak czy inaczej, triatlon wydaje mi się być w chwili obecnej sprzedawany jako patent na bycie kimś lepszym od innych. D. zasugerowała mi ciekawą rzecz. Zwróciła uwagę, że cena zawodów może być rozmyślnie ustawiana na pewnym dość wysokim poziomie. Za tę cenę sprzedawana jest pierwsza przepustka do egalitarnego klubu. To jest pewien próg, mający sprawdzić chęć, determinację i zasoby osoby aspirującej. Musisz mieć to, to, to i tamto, a wtedy staniesz się jednym z nas, prawdziwym triatlonistą. Czy D. ma rację? Nie wiem, sam pomysł ma ręce i nogi.
Triatlonowe zadęcie – czyli wiele hałasu o nic. Kiedy myślałem o starcie w Gdyni rozważałem dwie opcje – ukończyć lub powalczyć. Powalczyć odpadało, nie miałem szosówki, góral oznaczał kiepski wynik, w zawodach w których jest pływanie nie umiem sobie odpuścić, poza tym lubię od czasu do czasu rywalizację. Co do samego ukończenia, to przyznam się, że nie wydawało mi się to czymś szczególnie bohaterskim. Tak jak przebiegnięcie maratonu nie robi na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia, tak samo triatlonowa połówka nie wydała mi się wtedy jakimś wielkim wyzwaniem. Pamiętacie Maraton? Grecy, a raczej Ateńczycy i Platejczycy mieli wtedy jedną jedyną możliwość działania. Perska flota potrzebowała od siedmiu do dziewięciu godzin na opłynięcie przylądka Sunion i lądowanie na wybrzeżu w okolicy Pireusu. Wycofanie się nie wchodziło w grę, nie pozwoliłyby na to wojska perskie, opóźniłyby marsz. Jedyne wyjście w tamtej sytuacji to frontalny atak na perskie pozycje, jak najszybsze rozgromienie przeciwnika, po czym natychmiastowy powrót do Aten. Spod Maratonu do Aten przez wzgórza było około 38 kilometrów. Ci ludzie musieli najpierw godzinę walczyć w czasach, kiedy wojna była prawdziwą ręczną robotą, a następnie wziąć swoją broń na barki i w kilka godzin dotrzeć do domu, w najgorszym scenariuszu po to, żeby po południu stoczyć drugą bitwę tego samego dnia. Tacy to byli ludzie w tamtych czasach.
Moje wewnętrzne ja powiedziało mi wówczas – Arturze, przesadzasz. Dobrze, przepłyniesz spokojnie tę parę kilometrów. Przejedziesz setkę na rowerze. Przebiegniesz te dwadzieścia kilometrów. Ale czy potrafisz to zrobić jedno po drugim? Deprecjonujesz osiągnięcia na gębę. Mówić jest łatwo. Udowodnij, że potrafisz. Mówię więc sobie, dobrze, w przyszłym roku zrobię połówkę. A mój wewnętrzny głos na to – ale dlaczego za rok? Przecież uważasz, że zdrowy, umiejący pływać człowiek, będący w miarę w formie da radę zrobić ten dystans z marszu, prawda? Umiesz pływać, jesteś w jakiejś tam formie, więc w czym problem?
Dogadaliśmy się. Stanęło na 25 sierpnia lub na weekendzie 31.08 – 1.09. Ten pierwszy termin odpadł, w tamtą niedzielę brałem udział w pływaniu w Gdyni w ramach imprezy o nazwie BCT Marathon (choć to nazwa na wyrost, amatorzy w wyścigu Open płynęli jedynie 3km). Ponieważ 31 sierpnia było pływanie wokół mola w Sopocie stanęło na 1 września.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu snipster (2013-09-03,14:59): ciekawy elaborat... ;) niestety masz rację, iż wielkość gotówy decyduje o czasie w TRI. Rufi (2013-09-03,16:07): W zupełności się zgadzam. Komercja w triathlonie rządzi bardziej niż w bieganiu, dlatego nie można dać się zwariować. I faktycznie sprzęt ma ogromne znaczenie. Najwięcej pochłania niestety rower i niestety ten nieszczęsny rower jest najważniejszy od połówki irona w górę. A piankę można kupić o wiele taniej. Ja mam najprostszy model blueseventy i nie mam zamiaru kupować nic nowego. Mam za to zamiar poprawić pływanie...bo lubię po prostu. Pianki używam głównie z powodów termicznych - jestem zmarźlakiem. Zresztą z tego zakupu jestem bardzo zadowolona bo nasze polskie morze jest dla mnie za zimne a w tym roku dzięki piance mogłam sobie długo popływać. Co do ukończenia połówki, to oczywiście, że każdy może to ukończyć ale żeby zrobić to w konkretnym czasie to już trzeba się namęczyć. I same zawody są wspaniałe ale trening jest ciężki. Pozdrawiam i życzę udanego startu w zawodach triathlonowych - dla mnie jest to nieporównywalnie bardziej przyjemne niż samo bieganie. Paradoksalnie się mniej męczę. amd (2013-09-04,09:10): Dzięki, snipster, bałem się, że jego długość sprawi, że stanie się nieczytelny :-) amd (2013-09-04,09:18): Ela, jak czytam Twoje wpisy na blogu to często widzę wyrażone między wierszami to, co ja myślę. A odnośnie startu w dobrym czasie - jako Poznaniak honoris causa niechętnie myślę o jednorazowym wydaniu 5 tysięcy złotych po to, żeby sobie udowodnić co już udowodniłem :-) Ale wiesz co - może Ty do mnie zajrzysz? Przenocuję Ciebie z rodziną, dostaniesz mojego Treka, moją wgraną trasę, nawet Zawiat możesz popłynąć w piance jak chcesz. Stawiam, że byłabyś szybsza o godzinę do półtorej :-) tdrapella (2013-09-09,09:00): Artur, zgadzam się z wszystkim co napisałeś. Też uważam, że to sport w którym sprzęt (zwłaszcza rower) jest bardzo ważny i niestety czynnik kasy decyduje tu bardzo. Ale idzie to wypośrodkować i nie ma co się dać zwariować i dać przekonać sprzedawcom, że tylko na wypasionym rowerze ITT masz szansę na sukces. Nie zapomnę uczucia jak na pierwszych zawodach na szosówce dziecięcej nieomalże wyprzedzałem ludzi jak z obcego ;) - bezcenne uczucie :D
Pianka, tak jak Ela napisala - też mam dużo tańszą i nie zamierzam innej kupować. Z resztą na zawodach klasy IM chyba są już zakazane jesli się nie mylę (przynajmniej te dające dużą wyporność) Wiem, że zrobienie polówki dla osób takich jak ty czy ja nie jest niczym w samym sobie. Dlatego nie miałem ochoty wydawać dużej kasy na opłatę za start (w Szwecji jest to jeszcze drośze niż w Polsce) aby udowodnić sobie to co wiem, że dam radę. Ale teraz mam cel / zrobić to poniżej 5h i to już będzie dla mnie wyzwanie i cieszę się na nie.
Co do sprzętu z najwyższej półki / niech do sobie kupują (lub dostają od sponsorów) zawodowcy. A snoby tez niech sobie takie kupują jak ich stać. Z tym większą przyjemnością będę takich wyprzedzał na swoim wielokrotnie tańszym rowerze :P PS. Fajnie patrzeć jak goście jadą na pełnym kole i jak ich wiatr boczny miota na prawo i lewo, a mało kto z nich wie, że to pełne koło daje jakąs tam minimalną przewagę powyżej 35km/h :)
Piotr Fitek (2013-09-10,18:09): Artur, bardzo ciekawe wpisy o triathlonie.
Znajomy, który startował w Herbalife wspomniał mi, że nieładnie i nieprofesjonalnie został potraktowany w serwisie Shimano. Powód to niezbyt profesjonalny wg. nich rower. I szkoda, że nie byłem z nim, ripostę by dostali.
I tak mi się skojarzyło z Twoimi wpisami :) Piotr Fitek (2013-09-11,16:37): Arturze, "Mówiąc konkretniej, dobry przykład podaje Noakes w Waterlogged jaki to przykład? I drugie pytanie - Noakes też (co) o psychice pisał w tej książce? amd (2013-09-12,09:23): Piotr, ja po tych słowach o Noakesie opisuję ten jego przykład. Co do psyche - nie wiem, nie pamiętam. amd (2013-09-12,09:26): Ten serwis Shimano o którym piszesz to Ci ludzie którzy byli obok expo? Owszem, nieładnie, ale może oni są nakierowani na rowery od jakiejś półki, też się tak zdarza. W jednym komisie przyjmą Ci samochód a w innym Ciebie wyśmieją, bo "takim złomem" nie handlują. Takie życie :-) Piotr Fitek (2013-09-13,10:29): Artur, chodzi Ci o to ". Współczesny biegacz nie ma serca i głowy do treningu. "Jeżeli nie ćwiczysz nie zasługujesz na to by marzyć"" ?
Noakes bardzo mi się podoba. Lore było wspaniałą lekturą :) Piotr Fitek (2013-09-13,10:31): ad. serwis. Ten oficjalny serwis na Herbalife firmy Shimano dostępny dla zawodników za darmo. Owszem, mogę mieć taką politykę. Jednak to i) nie uprawnia do braku profesjonalizmy i kultury ii) byli dostępni dla all zawodników a nie tych z rowerami z wyższej półki.Powtarzam, szkoda, że mnie nie było. amd (2013-09-13,11:02): Piotr, chodzi dokładnie o to "Przemysł przekonywał, że skurcze, problemy z ukończeniem maratonu nie są bynajmniej efektem tego, że biegacz stanął nieprzygotowany na linii startu. Winą została obarczona ludzka fizjologia, rozwiązaniem zaś okazały się napoje izotoniczne. Człowiek rzecz jasna przyjął to wyjaśnienie". Przemysł o którym mowa to producenci izotoników. Oczywiście słowa są moje, ale sens jest Noakesa. Dla zainteresowanych mogę poszukać strony. amd (2013-09-13,11:05): Odnośnie serwisu, myślałem, że masz na myśli jakiś tam dowolny serwis, jeden z licznych istniejących w 3mieście, tyle że licencjonowany przez Shimano. W wypadku sytuacji z serwisem na zawodach dostępnym dla zawodników - pełna zgoda z krytyczną oceną. Piotr Fitek (2013-09-17,22:35): Artur, napisałeś "Dla zainteresowanych mogę poszukać strony."
poproszę zatem :) pozdrawiam. amd (2013-09-24,11:51): Ok, poszukam i wstawię tutaj numer.
|