2013-08-31
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| w krótkich spodenkach (czytano: 2603 razy)
w krótkich spodenkach
Byłem z Zakopanem. Po raz pierwszy po 45 latach :). Wtedy miałem 12 lat, nosiłem krótkie spodenki i miałem czarne jak węgiel włosy. Niewiele pamiętam z tamtego wyjazdu (wizyta w Zakopanem była częścią wycieczki po południowej Polsce). Wjazd na Gubałówkę i kolejką na Kasprowy Wierch w czasie silnej mgły. I Morskie Oko. Na ponowne odwiedziny Zakopanego długo nie mogłem się zdecydować, bo zniechęcały mnie do tego informacje o tłumach turystów, a to nie dla mnie.
W tym roku przełamałem się i pojechałem. Zakwaterowanie wybrałem w Kościelisku licząc na większy spokój. I nie pomyliłem się. Było spokojniej niż w Zakopanem.
Dla każdego biegacza to pewnie rzecz oczywista – na urlop zabiera się biegowe wyposażenie. I ja oczywiście to zrobiłem. Chciałem pobiegać w górach.
Pierwszego dnia wybrałem się do Doliny Kościeliskiej. Pojechałem samochodem. Tuż przy Dolinie mogłem się przekonać, że duch Janosika w góralach nie zaginął. 20zł za zaparkowanie samochodu. Przekraczam bramę Parku Tatrzańskiego i wbiegam w Dolinę. Lawiruję między turystami. Wszyscy ciepło ubrani tylko ja w krótkich spodenkach i w koszulce z krótkim rękawkiem. Pogoda idealna do biegania. Biegnę spokojnie. Założyłem sobie, że dobiegnę do schroniska na Ornaku i wrócę. Powinno być ok. 12-13km. Trasa początkowo płaska zmienia się w kolejne podbiegi. Jakoś daje radę. Na końcowym etapie kilka pokonuję marszem. W końcu docieram do schroniska i tu niespodzianka. Zegarek pokazuje 3,5km. Za mało. Co robić? Pomyślałem o Dolinie Chochołowskiej. Prowadzi do niej szlak. Pytam jedną z turystek o trudność tego szlaku. Myślałem o trudności dla biegacza, ona dla turysty. Miało być niezbyt trudno. Więc ruszam. Początkowo wspinaczka jeszcze biegiem ale potem już tylko marsz. Szybki ale jednak marsz. Po drodze spotykam pana z synem. Pan ma na sobie koszulkę z maratonu krakowskiego. Krótka rozmowa dwóch biegaczy i wspinam się dalej. Wreszcie Przełęcz Iwaniacka. Właściwie wysokość nie jest duża (1439m) ale tego dnia chmury zaczynały się na niższej wysokości. To mój pierwszy trening w chmurach.
Zbiegam w stronę Doliny Chochołowskiej. Ostrożnie, bo kamienie mokre. W końcu dobiegam do asfaltowej drogi. Biegnę szybko, bo jest z górki. Mijam turystów idących w górę. Nie jestem jedynym biegaczem na tej trasie, bo mijam się dwoma innymi. Powoli mój pierwszy trening w Tatrach kończy się. Miało być 13km, wyszło 19km. Czuję zmęczenie ale i zadowolenie. Dałem radę.
Drugiego dnia dobiegłem do Doliny Małej Łąki. Nie pobiegłem w górę ale skręciłem w Drogę Pod Reglami. Nazwa podobna do trasy w Szklarskiej Porębie, jednak jest trudniejsza. Znowu krótkie odcinki marszu. Docieram do Doliny Kościeliskiej. Biegnę nią tylko ok. kilometra i skręcam w Ścieżkę nad Reglami. Początek trasy to jeszcze bieg ale potem podejścia tak strome, że pokonać je można tylko marszem. Docieram do Przysłopa Miętusiego. Widzę odpoczywających kilku turystów, więc kończę ostatnie metry wspinaczki biegiem głośno komentując „niech będzie, że wbiegłem”. Chwila krótkiej rozmowy z rozbawionymi moimi słowami turystami i zaczyna się zbieg do Doliny Małej Łąki. Znowu szybko ale i ostrożnie. Cały trening to 12,5km.
Trzeciego dnia zaplanowałem krótszy trening. Rozsądek taki nakazywał. Dojechałem samochodem do parkingu na Zazadnię. Stąd prowadzi szlak na Rusinową Polanę. Wybrałem tą trasę ze względu na widoki, jakie z tej Polany się roztaczają. Początek to bieg, później marszobieg a do kaplicy na Wiktorówkach już tylko marsz. Na Rusinową Polanę wbiegam. Widoki rzeczywiście wspaniałe. Czas na powrót. Miał być niebieski szlak. Po jakimś czasie zauważam, że biegnę czarnym szlakiem. Wracać czy biec dalej? Kierunek niby dobry, ja też czuje się dobrze więc postanawiam biec dalej. Trasa piękna, niezbyt kamienista, w dół. Czas powoli mija a ja ciągle nie widzę spodziewanej trasy do Morskiego Oka. Ale co tam. Jest fajnie. Na szlaku jestem cały czas sam. Chłonę przyrodę, piękną przyrodę. I rozmyślam.
Niedługo będę miał 58 lat. Jeszcze 3 lata temu przebiegnięcie kilkuset metrów byłoby sukcesem. A dzisiaj biegam po Tatrach.
cud życia...
Zbiegam dalej czerwonym szlakiem by po jakimś czasie zobaczyć pielgrzymkę turystów idących do Morskiego Oka. Wybiegam na asfaltowa szosę. Ja w dół, turyści idą w górę. Biegnę szybko. Chyba jestem dla tych niedzielnych wspinaczy jakąś dodatkową atrakcją. No bo co tu robi siwy biegacz w krótkich spodenkach, biegnący prawie w tempie zjeżdżających w dół góralskich powozów?
W ten sposób dobiegam do Palenicy Białczańskiej. Dalej turystów już nie ma, tylko od czasu do czasu samochody. Zwalniam trochę tempo. Dobiegam do Łysej Polany i z lekkim przestrachem spostrzegam napis „Slovensko”. Poczułem się jak Forrest Gump na brzegu Oceanu :). Utwierdzam się z pomocą znajdującej się na granicy mapy, że kierunek biegu jest dobry. Ruszam więc dalej. Podbieg. Za zakrętem – podbieg. Za następnym zakrętem… też podbieg. I tak prawie 4km. Część biegiem, część marszem. Docieram wreszcie do skrzyżowania z szosą do Zakopanego. Teraz już tylko w dół. Tyle, że 5km zbiegania też potrafi wymęczyć.
Zaplanowane 8km zmieniło się w 17km. Zmęczenie jak po mocnym półmaratonie.
Takie to było to moje trzydniowe bieganie po Tatrach. Wiem, że dla biegaczy górskich byłyby to trasy łatwe. Dla mnie, biegacza nizinnego i już niemłodego te trzy dni były wydarzeniem niezwykłym. Sięgnąłem poza granice swoich możliwości. Są teraz dalej. Gdzie? Teraz już wiem, że… nie wiem, gdzie są :).
Kiedy wchodziłem w świat biegania nie znałem siebie. Teraz to wiem. Mogłem i mogę więcej.
A wszystko to dlatego, że...
miałem szczęście…
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu wojciech1300 (2013-08-31,16:09): Gratuluję! Przy takim progresie formy to ja myślę, że w przyszłym roku możesz pokusić się o start w "Biegu Granią Tatr 2014". Zyczę powodzenia :) snipster (2013-08-31,17:59): bieganie sprawia cuda ;) jacdzi (2013-09-01,06:45): Treningi biegowe w Zakopanem - trud dla twardzieli, abe z nagrodami (widoki). Ja tez nieraz odwiedzajac pewne miejsca z dziecinstwa tez odkrywam je na nowo. marekpawelec (2013-09-01,15:04): Ja też jestem nizinnym biegaczem. W tym roku miałem okazje podczas urlopu jednego dnia pobiec Kuźnice-Giewont, drugiego Kuźnice-Kasprowy. Zbiegając w dół z Kasprowego minął mnie biegacz. Biegł szybko jak kozica górska. I to on stał się teraz dla mnie inspiracją. Namorek (2013-09-01,21:14): Gratulacje - podziwiam miłość do biegania po górach :-) adamwiniarski (2013-09-02,06:00): Mieszkam w rejonie, więc gdybyś następnym razem wybrał się w góry, służę pomocą. Te dwie dychy za parking były do zaoszczędzenia. Co zaś do Kościeliskiej, na pewno jest dłuższa niż to, co pokazał Ci zegarek. Wiem, bo często tam biegam. Pozdrawiam i życzę dalszych postępów. Honda (2013-09-02,13:08): Uwielbiam, po prostu uwielbiam czytać Pana wpisy... Zazdroszcząc po cichu tak aktywnego weekendu :) Nieważny jest wiek, ważne są chęci i determinacja, a tego Panu nie brakuje! Pozdrawiam gorąco :) Jolaw1 (2013-10-29,15:25): :-)
|