2013-07-29
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| I Maraton Benedyktyński... (czytano: 2301 razy)
Na wstępie napiszę, że pogodę zapowiadali już od paru dni upalną. Jednym słowem patelnia od rana ! By móc zrealizować start w tym Maratonie musiałem nieco się nakombinować by Dzieci odstawić do dziadków do Tarnowa, następnie wrócić w piątek wieczorem do Rzeszowa, by w sobotę rano o piątej pojechać do Jarosławia gdzie był podstawiony autobus dla zawodników. Rano był jeszcze przyjemny chłodzik, ale wiedziałem, że szybko minie… W autobusie siedziałem z Romkiem który ma córkę w wieku mojej Oli (7 lat) i chodziły razem do tego samego przedszkola. Pan który omawiał trasę maratonu, wyjaśnił, że trasa jest ciężka, czyli cały czas do góry i na dół. Jak ktoś planuje życiówkę to owszem ale tylko pod warunkiem, że jest to jego pierwszy maraton :D Nieźle… pomyślałem. Więc upał, trasa ciężka i Bóg wie co jeszcze. Na szczęście to tyle zmartwień, bo muszę przyznać, że organizacyjnie to wszystko na pięć, a nawet na sześć z plusem ! Gdy zajechaliśmy na start do Przemyśla już nieźle grzało słoneczko. Po zapłaceniu i formalnościach papierkowych dostaliśmy pakiet z numerem 3 i kilka gadżetów reklamowych. Sponsor New Balance stanął na wysokości zadania i dla każdego zawodnika firmowa koszulka z logo maratonu. Na starcie ustawiło się blisko 100 osób. Ruszyliśmy o 9:00 i na starcie oczywiście gafa – zapomniałem włączyć stoper. Biegliśmy w zadłuż Sanu z pięknymi widokami na rzekę i miasto i tyle radości. Pierwsza góra była już u granic miasta, stroma i długa. Na szczęście był to najcięższy podbieg , potem lasek i lekko w dół gdzieś na 10 kilometrze otwarta przestrzeń i duuużo słonca, na szczęście był też lekki wiaterek który przyjemnie owiewał spocone ciało. Punkty ustawione były co 5 kilometrów, a oznaczenia były co kilometr. Wszystko na medal. W każdym punkcie woda pod dostatkiem, Izo, coś na ząb kostka cukru, banan, czy pomarańcza. Najważniejsze, że jest zimna woda z gąbkami ! To wręcz ratowało życie ! Roman z którym ruszyłem razem gdzieś na 10 kilometrze poszedł do przodu, ja uspokoiłem i wyrównałem tępo. Wiedziałem, że o super wyniku to mogę zapomnieć . Gdzieś na 25 kilometrze przyszedł kryzys i przeszedłem do marszu, a miało być tak pięknie – cały maraton przebiegnięty ! Nie tym razem. Pod górę marsz , w dół bieg gdzieś na 35 Maciek z Jarosławia i Jarek z Krasnego dołączyli do mnie i truchtaliśmy podobnym tempem. Potem już tylko z Jarkiem zaczęła się walka o 5 godzin. Metę przekroczyliśmy razem niestety z czasem 5:18 dla mnie dalekim od wymarzonego, ale… życiówka zrobiona ! Raptem poprawa o 8 minut ale… jest ! :-) Na mecie piękny medal i butla Izo. Muszę jeszcze raz pochylić czoło dla organizatorów, zaplecze super trasa obstawiona po zęby ! Strażacy, policja i obsługa medyczna na medal. Stoły zastawione do ostatniego punktu i nawet dla mnie wystarczyło choć nie byłem jednym z pierwszych :P Cóż upał, upałem ale na brak wody nie mogliśmy narzekać ! Strażacy robili kurtyny wodne, kibice stali z butelkami wody i wężami do lania. Wszystko zapięte na ostatni guzik. Bigos dla zawodników na koniec z pewnością pyszny choć nie miałem przyjemności skosztować ale nie dla tego, że zabrakło, tylko musiałem szybko jechać do Rzeszowa . Maraton Benedyktyński dziś kameralny, ale myślę, że jeszcze o nim usłyszymy. Ja jak czas i zdrowie pozwoli chętnie go powtórzę, ale… z lepszym czasem :-)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu jacdzi (2013-07-29,20:43): Gratulacje za zyciowke i to w tak ciezkich warunkach. paulo (2013-07-30,08:40): Moje gratulacje!!! Naprawdę podziwiam w takim upale. Jesteś prawdziwym, wielkim Maratończykiem! mamusiajakubaijasia (2013-07-30,09:18): Gratuluje i lekko zazdroszczę. Mam sentyment do Jarosławia:) Wojtek_Tri (2013-07-30,10:38): Wojtek, gratulacje ukończenia. Było ciężko, ale także dotarłem na metę. piTTero (2013-07-30,17:51): brawo! :) podziwiam ludzi, którzy w słońcu i pod górkę kończą maraton, mi w ten weekend się nie udało, dlatego zazdroszczę i tym bardziej gratuluję ;)
|