2013-07-26
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 20. lipca (czytano: 788 razy)
Starożytna Nike była boginia zwycięstwa, współczesna Nike powinna być chyba boginią oszustów. Miałem na dzisiaj zaplanowany test na dystansie 10 km, jeden z trzech w czasie przygotowań do 35MW. Wybrałem sobie płaską , szybkaą trasę wokół zalewu w Wilkowie , w ramach rozgrzewki poleciałem spokojnym tempem jedno kółko. Czyli 2 km. Tempo okazało się całkiem przyzwoite, jakieś 4:43 min/km. Nieżle, na dyszkę będzie zyciówka - pomyślałem. To akurat nie jest specjalnie wielki wyczyn bo jeszcze nigdy nie pobiegłem dychy poniżej 50 min, przynajmniej oficjalnie i w jednym kawałku. No to zaczynam. Co jakiś czas kontroluję sobie tempo, jest ok - średnio 4:40 . Trasa dobrze znana, biegnę na luzie i tam gdzie zawsze jest 1 km sprawdzam sobie czas...... A tu , głupi zegarek pokazuje tylko ...0,85 km. Wkurzyłem się ale myśle sobie, pewnie się to jakoś wyrówna, ten GPS. Ale pierwszy , naciągany kilometr zrobił mi się w równe 5 min ... No to biegnę szybciej, trzeba gonić bo z rekordu nici ... 2 km znowu jest dużo dalej a czas ... 5:06 , chociaż z podglądania tempa wynikało że lecę na około 4:35... Totalna załamka !!! Nie będę przynudzał, działo się tak na całym dystansie. ja tu lecę niemal sprintem a czas kilometra 5:11 ... Po 5 km pomyślałem, że dam sobie spokój z takim testem, bo i tak nie pobiegnę poniżej 50 min , nawet gdybym wypluł płuca. Ale... nie odpuszczam. Kto tu jest ku...wa lepszy, ja czy zegarek ? No i jeszcze przyspieszyłem. GPS dalej wariował ale moje czasy na tych wydłużonych kilometrach były coraz lepsze i schodziły poniżej 5 min. Połowa 2-kilometrowego kółka była pod dosyć mocny wiatr ale następny odcinek biegło się szybciej. Całość wyglądała tak : 1 -5:00 , 2-5:06,
3 - 5:01 , 4 - 4:59 , 5 - 5:06 , 6 - 4:48 , 7 - 5:11 , 8 - 4:35 , 9 - 4:54 i 10 - 4:22. I czas 49:06 min na mecie. Niby ok ale zagotowany byłem na maxa, bo zegarek ukradł mi przynajmniej po 100 m na kilometrze. Pozytywy ? Dałem radę i to był kolejny dobry trening, nawet pomijając czasy.
Jeszcze jedna refleksja, zejść z dychą poniżej 50 min to kiedyś był taki mój kamień milowy, niedoścignione marzenie. I gdyby dało się na tym Wilkowie przerzucić mnie o rok w przeszłość i pobiec razem z tamtym Andrzejem, to ten o rok młodszy ale jakże inny facet nawet by nie pomyślał , ż e coś nas łączy. I nawet by nie zauważył, że jakby jesteśmy podobni bo szybko pokazałbym mu plecy ...i tylko by zazdrościł, że można biegać aż tak szybko . Mam nadzieję, że Andrzej 2014 będzie dublował dzisiejszego. Chociaż latka lecą. Nic nie jest niemożliwe jeśli trenujesz i wydzierasz czasowi kolejne sekundy. Cel, determinacja i ciężka praca zaginają czasoprzestrzeń . You are the Winner. I tyle
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |