2013-07-25
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Quo vadis biegaczu? (czytano: 940 razy)
Wyobraźmy sobie że czynnik talentu nie istnieje
lub tak jak sądzą niektórzy stanowi zaledwie 2% sukcesu.
Czy mając tę pewność że możesz być kim chcesz w bieganiu
zmieniłbyś cokolwiek w swoim dotychczasowym treningu?
Postanowiłam zadać sobie samej to pytanie
i tak wywróciło mi się wszystko do góry nogami.
Bieganie amatorskie i zawodowe
już na pierwszy rzut oka więcej dzieli niż łączy:
Biegacz amator sam wie najlepiej
Biegacz zawodowiec korzysta z pomocy trenera
Biegacz amator zwykle nie ma czasu na trening
biegacz zawodowiec nie ma czasu na nic innego poza treningiem
Biegacz amator biega dla przyjemności
biegacz zawodowiec biega dla satysfakcji z zadanego sobie bólu.
Biegacz amator w treningu koncentruje się niemal wyłącznie na bieganiu
biegacz zawodowiec stosuje zaplanowany wszechstronny trening
uwzględniający różne jednostki treningowe i akcenty
uzupełniony dodatkowo o dyscypliny wspomagające, odnowę biologiczną i trening mentalny
Biegacz amator jest niezależny jednak musi zarabiać żeby móc startować w zawodach czy wyjeżdżać na obozy biegowe
biegacz zawodowiec żyje z biegania zarabia na zawodach a w cyklu przygotowawczym musi liczyć na wsparcie klubu i pomoc sponsorów.
Biegacz amator gdy rozpocznie przygodę z bieganiem biega już praktycznie przez całe życie
biegacz zawodowiec ma krótką karierę sportową kończącą się zwykle poważną kontuzją lub chęcią spełnienia się w innych niż bieganie dziedzinach życia.
Biegacz amator rzadko bywa u lekarza a jak już bywa to nie przyznaje się do tego że biega
biegacz zawodowiec jest częstym bywalcem sportowych przychodni lekarskich i na początku listy kontaktów ma w komórce telefon do swego fizjoterapeuty.
Biegacz amator nie lubi diet i często pozwala sobie na więcej kalorii co usprawiedliwia tym że później pójdzie to wybiegać
biegacz zawodowiec zwykle uwielbia jeść jednak wciąż jest na diecie w związku z czym denerwują go rozmowy o jedzeniu.
Biegacz amator uważa że waży za dużo
biegacz zawodowiec uważa że waży za dużo
Biegacz amator jest indywidualistą z pełną głową pomysłów na kolejny trening
zwykle jednak brakuje mu zapału by go zrealizować lub po prostu danego dnia jest zbyt zmęczony.
Biegacz zawodowiec to systematyczny pracuś który wykona wszystko co zleci mu trener
gdy jednak tylko trener się odwróci zawodowiec chętnie schowa się za krzakiem lub ucieknie na hamburgera o którym marzy od roku.
Biegacz amator biega dla siebie
biegacz zawodowiec biega dla trenera, mamy, taty, siostry, brata, klubu, sponsora, babci dziadka, żony, męża i kibiców.
Biegacz amator kiedyś nienawidził biegania a teraz je kocha
biegacz zawodowiec kiedyś kochał bieganie a teraz go nienawidzi.
Ot tak trochę prześmiewczo to widzę
jednak w każdym zdaniu jak sądzę jest ziarenko prawdy
Zawody biegowe na których spotyka się zawodowiec i amator
z perspektywy amatora przypominają
trochę walkę Dawida z Goliatem
tak tak
wiem Dawid przecież wygrał
choć nikt na niego nie stawiał a Goliata zgubiła zbytnia pewność siebie.
i tak chciałby widzieć siebie amator
zaskoczyć być niespodzianką wiedząc że choć szans na wygraną z najlepszymi nie ma
przynajmniej pokazać się z dobrej strony, stanąć ramię w ramię
nawiązać walkę a na mecie dumnie powiedzieć biegłem obok......
i przegrałem zaledwie o ...godzin ....minut ...sekund :-)
Biegacz zawodowiec raczej nie zastanawia się jak jest rola anonimowej masy amatorów w jego życiu.
ale z pewnością miło jest mu dzięki tym wszystkim ludziom być tym jednym na milion na mecie.
Wiedząc jednak że od czasu do czasu z tej anonimowej masy wyłania się jakiś
bliżej nieznany dobry amator który za chwilę może stać się zawodowcem
zawodowiec ma się na baczności i w przeciwieństwie do tego co sądzi zwykle o nim amator nie czuje się wcale tak pewnie.
Każdy ma więc swoją rolę
i dzięki temu bieganie jest wyjątkową i niepowtarzalną dyscypliną
w której zarówno amatorzy jak i zawodowcy mogą współegzystować,
spotykać się na starcie, przenikać i integrować
jakkolwiek to tylko możliwe.
Za nieco ponad tydzień Mistrzostwa Świata w Biegach Górskich na Dystansie Długim
i choć panuje pogląd że w górach nie ma zawodowców bo nie ma wielkich pieniędzy
a rekordy lepiej jest robić na asfalcie
ja byłam widziałam już niejeden górski bieg
i wiem że najlepsi z najlepszych w górach to też zawodowcy
W przypadku górskiego biegania trudniej jednak
skonstruować jakiekolwiek porównania bo wymienione przeze mnie różnice zacierają się na wielu płaszczyznach
może właśnie dlatego górale ich nie lubią.
Taki układ sił mi osobiście odpowiada
z jakiegoś powodu startując w biegach górskich nie mam poczucia
że talent to coś więcej niż te 2% procent w drodze na szczyt.
Choć wcale nie jest lekko
a raczej co tu dużo mówić
po prostu zamiast trenować tu się zapierdala
do takiego kolokwialnego biegania jest mi bardziej po drodze
niż do treningu z książką Skarżyńskiego w ręce.
Z tego też względu
gdy dowiedziałam się że w tegorocznym Maratonie Karkonoskim
tak po prostu każdy może wystartować
najpierw nie mogłam w to uwierzyć
i rzuciłam się na zapisy jak tylko wybiła godzina zero
a potem zaczęłam przeprogramowywać swoje biegowe życie
tak aby jak najwięcej z tego zawodowstwa do swojego treningu przemycić.
Po roku na progu przedstartowego BPS-u mogę zdradzić kilka szczegółów co mi z tego wyszło:
Nadal sama wiem najlepiej co jest dla mnie dobre
a jedyne trenerskie oko w moim życiu to zdystansowane spojrzenie Mojej Szybszej Połowy
Pomimo że w moim przypadku nie sposób żyć samym bieganiem
próbowałam się bardziej uporządkować z treningami jednak wciąż borykam się z brakiem czasu na wszystko
co chyba jest już moją ogólną życiową bolączką.
Najlepiej jednak wychodzą mi treningi rano
po prostu wykonuję je bez zaburzenia reszty dnia
Poza tym jak pada zawsze mogę pobiegać wieczorem
a jak zabieram się za bieganie dopiero wieczorem to takiej alternatywy już nie mam.
Bieganie wciąż jest dla mnie wartością samą w sobie
biegam więc zarówno dla bólu jak i przyjemności
w ciągu ostatniego roku chyba jednak częściej dla bólu
głównie z powodu znacznej ilości siły dołożonej do treningu.
Na szczęście udało mi się polubić wszystko czego się obawiałam
bieganie z plecakiem, mocne i długie podbiegi
czy zwyczajne pakowanie w domowej siłowni.
Tak duża ilość obciążenia dołożona do treningu
zaowocowała jednak u mnie kontuzją ścięgna Achillesa
doznaną na początku wiosny.
Na szczęście odpoczynek i zamiana treningów biegowych na basen
pomogły mi szybko się zregenerować i po sześciu tygodniach od kontuzji
ukończyłam w limicie mój pierwszy 80km bieg górski.
Kontuzja otworzyła mi też oczy na wszechstronność uprawiania sportu
i zaczęłam bardziej urozmaicać moje treningi
które teraz uzupełniam regularnie już nie tylko siłownią
ale i rozciąganiem, basenem, sauną, rowerem czy nawet tenisem ziemnym
dzięki któremu w trakcie biegu rzadziej się dekoncentruję
i łatwiej jest mi utrzymać założone tempo.
Niestety wciąż finansowa strona biegania jest dla mnie nie lada wyzwaniem
Opłaty startowe, dojazdy kosztowały mnie tylko w tym roku
z pewnością już kilka tysięcy złotych
z których ani jedna złotówka mi się jak dotąd nie zwróciła w czystej postaci
jednak nie żałuję wydanych pieniędzy
i zdecydowanie w trakcie urlopu wolę pojechać sobie na własnoręcznie zorganizowany obóz treningowy
niż wydawać znacznie więcej na nudne i jeszcze droższe wczasy z biura podróży.
Zresztą jak się przekonałam bieganie górskie
może być tańsze od miejskiego
bowiem człowiek bardziej nastawia się że ma być ciężko rezygnuje z drogich gadżetów
a nocleg w hotelu zastępuje tanim w schronisku w towarzystwie innych biegaczy (MGS)
Jedynym drogim przydatnym elementem wyposażenia biegacza terenowego
wydają się więc być buty ale i w tym wypadku przekonałam się że nie potrzebuję zaawansowanych technologii
wszystkie bowiem moje dolegliwości stóp ustąpiły jak tylko zeszłam z asfaltu
i teraz jedyne czego naprawdę wymagam od górskich startówek to po prostu żeby były jak najlżejsze.
W kwestii dbałości o zdrowie muszę przyznać że jest lepiej niż było
badam się bowiem pod kątem uprawiania sportu przynajmniej raz na rok
ale dopóki nic poważnego mi nie dolega nie czuję potrzeby biegania do lekarza z każdym problemem.
Dieta to wciąż dla mnie temat rzeka przynajmniej w kwestii tego co lubię jeść:-)
Z pomysłu bardziej racjonalnego odżywiania czyli przynajmniej
częściowej rezygnacji ze słodyczy i całkowitej rezygnacji z jakiegokolwiek alkoholu wyszło niewiele
Udało mi się wprawdzie przejąć chwilową kontrolę nad ciałem podczas obozu biegowego
co jednak skończyło się jedzeniem większych śniadań i kolacji
i w konsekwencji jak zwykle
moja waga w tym czasie ani drgnęła.
Pozostaje mi więc chyba już tylko stara sprawdzona metoda
odchudzania się dokładaniem sobie kilometrów do treningu
co systematycznie od początku roku praktykuję.
Skutki są też takie że pomimo zwiększonego kilometrażu
i niższego tempa treningów z jakiegoś powodu biegam coraz szybciej.
Dwa tygodnie po Rzeźniku wbrew ostrzeżeniom znajomych że bieganie ultra zamula
udało mi się nawet na swojej starej trasie gdzie robię interwały submaksymalne
(tzw. kilometrówki) uzyskać znacznie lepsze wyniki niż dotychczas
z poprawą życiówki na 1km włącznie która odtąd wynosi 4min 3sek.
Mam na to swoją teorię
po prostu szybkość i siła to pokrewne zdolności motoryczne
dlatego sprinterzy są tak mocno zbudowani
W moim przypadku dodatkowa praca na siłowni i na ciężkich górskich szlakach
zaowocowała wzmocnieniem też białych szybkokurczliwych włókien mięśniowych
co przełożyło się zarówno na mój obwód uda jak i życiówkę na km.
Stałam się biegaczką górską z prawdziwego zdarzenia
nie boję się już żadnych podbiegów
i mam pewność że wszędzie gdzie da się iść, można i biec.
Ta świadomość daje mi ogromną satysfakcję z biegania górskiego
dzięki czemu wciąż miłość do niego przewyższa wszystkie starty moralne
i ból fizyczny podczas ciężkich treningów.
Przede mną BPS do Maratonu Karkonoskiego
podczas którego do ostatnich dwóch dni zamierzam normalnie trenować.
Udany start w biegu na Śnieżkę pozwolił mi uwierzyć we własne siły w stylu alpejskim
i zaostrzył apetyt na iście nieamatorskie bieganie.
Choć wiem że przede mną jeszcze bardzo daleka droga
nie martwię się bo w momencie gdy jedni
już kończą swą przygodę z wyczynowym sportem,
a inni biegają od lat wciąż na tym samym poziomie
Ja "powoli jak żółw ociężale" wciąż się rozwijam
bez ciśnienia nabieram prędkości
tam gdzie nie ma łatwych szlaków i utartych ścieżek
odnalazłam własną przestrzeń w której mam realną szansę na więcej
niż tylko czcze gadanie
Choć wiem że żyć z biegania nigdy nie będę
to trzymam w garści coś cenniejszego
Jako ktoś więcej niż amator, a zdecydowanie nie zawodowiec
wiele mogę i nic nie muszę
to jest moja siła
na co dzień udaje mi się łączyć normalne życie z nienormalnym bieganiem
dzięki czemu bez obaw staję na starcie
osiągam wyżyny formy
i czuję że żadna chwila nie jest zmarnowana
doganiam je wszystkie, przeżywam na 100%
i tak ma być.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |