2013-07-20
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| pięć rytuałów, w tym jeden zakazany (czytano: 2591 razy)
pięć rytuałów, w tym jeden zakazany
Dzisiaj biegłem w Chrzypsku Wielkim. Pobiegłem półmaraton. No właśnie, pobiegłem….
Przy tej okazji pomyślałem o rytuałach jakie towarzyszą mojemu bieganiu. Pewnie i Wy macie podobne.
Rytuał pierwszy – pakowanie
Pakuję torbę dzień wcześniej, wg check-listy. Rzeczy do ubrania na podróż też przygotowane.
Rytuał drugi – śniadanie
Nie wiem od kiedy ale od wielu biegów moje śniadanie przed biegiem jest zawsze takie samo –jajecznica i bułka z masłem. Do tego kawa, parzona, z mlekiem.
Rytuał trzeci – banan
Na pół godziny przed biegiem zjadam banana.
Rytuał czwarty – przypinanie numerka
Ważny moment, bo numerek musi być przypięty równo. Dopiero po przypięciu numerka zaczynam rozgrzewkę i rozciąganie.
Rytuał piąty – bieg
Zaczynam możliwie wolno, później szybciej. Na mecie zawsze całuję medal.
A dzisiaj w związku z biegiem w Chrzypsku Wielkim? Wszystko szło wg tej listy rytuałów. Było pakowanie, jajecznica, banan i przypinanie numerka.
A bieg? Zaczął się od krótkiego zbiegu, potem pierwszy podbieg. Po asfalcie. Dalej dosyć długi zbieg a za nim… Zaczęło się. Na drugim kilometrze pierwszy podbieg drogą polną. Kurz, piach, krzywo, słońce grzeje. Trochę zbiegu i następny podbieg. Momentami piach jak na plaży. Dobiegamy do jakiś zabudowań a dalej… Długi podbieg, ciągle polna droga. Już wiem, że będzie ciężko. Wreszcie trochę asfaltu i z górki. Ale zbieg krótki a za nim… Chyba 400 podbiegu. Potem zbieg ale droga tak piaszczysta, że biegniemy brzegiem pola. Na pierwszym wodopoju zatrzymuję się. Nigdy tego nie robię ale już wiem, że to nie jest bieg, tylko to co planowałem – długie wybieganie. Dalej polna droga, z góry. Kiedy się kończy, podbiegi po asfalcie. I jeszcze "agrafka" z bardzo mocnym podbiegiem. Dalej już asfalt ale więcej podbiegów niż zbiegów.
Na pół kilometra prze końcem pierwszego kółka (i mety dla ćwierćmaratonu) widzę na poboczu leżąca dziewczynę. Są już przy niej 3 osoby. Mam wodę ze sobą , zatrzymuję się. Dziewczyna majaczy. Polewam ją trochę wodą, mówię strażakowi, żeby jej uniósł nogi do góry. Dziewczyna otwiera oczy i widać, że jest kontakt. Karetka już jedzie, życzę jej powodzenia, ona się uśmiecha, ja biegnę dalej.
Przed końcem pierwszego okrążenia zatrzymuję się przy moim samochodzie (była zaparkowany przy trasie biegu) i zabieram z bagażnika litrową butelkę wody.
Drugie okrążenie biegnę dalej ale już wiem, ze marsz będzie nieunikniony. I jest. Gdzieś na 12km. I dalej podbiegi w części szedłem, zbiegi mocno zbiegałem. To już nie były zawody, to był trening z długim wybieganiem. Byle do mety i to w czasie nie dłuższym, niż 2:20, bo to dla mnie granica wstydu.
I kiedy tak biegłem i maszerowałem, to pomyślałem, że coś nie tak z tym dzisiejszym rytuałem biegania. Tak ciężkiego biegu jeszcze nigdy nie biegłem. Gdyby to było tylko wybieganie to zrezygnowałbym po 12km. Ale trzeba było dotrzeć do mety. Więc podążałem dalej tym marszobiegiem, zmęczony potwornie. I przyszła mi do głowy myśl, ze ten akurat bieg to nie rytuał a raczej ubój rytualny ;). A ten został właśnie w Polsce zabroniony! :).
Dotarłem do mety ale medalu nie ucałowałem. Zabrakło dla mnie.
Rytuały jak i tradycja – rzecz święta. Dzisiejszy bieg trochę tą świętość naruszył. Nic to. W następnym będzie jak należy – pakowanie, śniadanie, banan, przypinanie numerka i bieg.
Normalny bieg z rytuałami.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu zbyszekU (2013-07-21,10:15): Prawie to samo miałem w Sandomierzu. Większość, drogi polne i wszechobecna glina. W moim przypadku też zakończyłem marszobiegiem. jarekwronki (2013-07-21,10:19): dla mnie trasa za ciezka..i byla mozliwosc szybko zlapac kontuzje... Piotr Fitek (2013-07-21,11:26): A ja przypinam numerek jak popadnie, znany jestem z krzywych numerków ;) bartus75 (2013-07-21,13:09): hej ja do rytuału dodaje jeszcze sznurowanie butów, jak nie za dobrze zasznuruje to wiem że będę narzekał przez cały bieg :) Mars (2013-07-21,17:40): A ja jestem znany z tego, że przed każdym biegiem numer wkładam do koszulki foliowej A4 i przypinam go moimi prywatnymi żółtymi miedzianymi agrafkami. Dzięki temu numer nie zamoknie od potu czy deszczu i po biegu wygląda jak nieużywany. Wszystkie numery zbieram. A na każde zawody biorę pudełko, w którym mam ok. 50 agrafek. Ale i tak jestem wierny tym miedzianym, bo nie rdzewieją i nie zostawiają nalotu rdzy na koszulce. To taki mój rytuał przedbiegowy – numerowo-agrafkowy :-)) birdie (2013-07-22,02:03): usprawiedliwam :) kasjer (2013-07-22,08:35): inne spojrzenie na ten sam bieg, warto poczytac http://kobietybiegaja.blogspot.com/2013/07/relacja-z-niesamowitego-pomaratonu-w.html tatamak (2013-07-22,11:07): Każdy pewnie ma rytuał pakowania... od dołu: buty, skarpetki, opaski (głowa i nadgarstek, a w okresach "małych kontuzji" na nogę), czapka- w zależności od pogody, koszulka/ bluza, zegarek, mp3, ręcznik...+ zima zimowe rzeczy:-). Numer zawsze mam krzywo, czasem aż za. Już wiesz, że jesteś przykładem mojego Kolegi Waldka :-). Pzdr...
Kontuzja nogi prawej mnie dorwała...chyba poważna :-(. Jutro napiszą o tym w "Fakcie" i "SE". runner55 (2013-07-22,17:53): super sprawozdanie, gratuluję wytrwałości.pozdrawiam runner 55 master71 (2013-07-22,19:46): Ja dodałbym jeszcze jeden rytuał, a mianowicie "wiązanie zwrotnego chipa do sznurówek ZAWSZE prawego buta" :):)
pozdrawiam Honda (2013-07-23,18:32): Mój tata biegł rok temu w Chrzypsku i na mecie "zameldował się" po dwóch glebach i zakrwawionych kolanach i łokciach... ale zawsze to jakieś nowe doświadczenie :) ja niestety ostatnimi czasy nie jem śniadań przed biegiem - jestem wtedy słabsza, to fakt, ale cokolwiek zjem, to albo zwracam, albo "skacze" mi to przez cały dystans w żołądku. Summa summarum wybieram bieg na głodniaka. Pozdrawiam :)
|