2013-06-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| IV Bieg Charytatywny "Skrzydło Anioła", czyli idea jest prosta! (czytano: 266 razy)
IV Bieg Charytatywny "Skrzydło Anioła", Luzino, 5.3km, czas: 22:47
Na zawody w Luzinie czekam najbardziej z wszystkich imprez biegowych, bo choć to impreza bardzo kameralna, to ma niesamowitą i niepowtarzalna atmosferę, a przy okazji szczytny cel. Idea jest prosta: biegamy, a przy okazji pomagamy niepełnosprawnym dzieciom z luzińskiej świetlicy, które równolegle z nami rywalizują na odbywającej się obok paraolimpiadzie. Rok temu tam nie biegałem, bo plany pokrzyżowała mi kontuzja, więc teraz tym bardziej było mi spieszno, by zameldować się na miejscu startu. A wraz ze mną cała moja najbliższa rodzina: rodzice, brat, drugi brat z żoną i synem, a także znajomy z córką – część z niej, by kibicować i dopingować, a część by oczywiście wziąć udział w zawodach.
Najpierw wraz z synem, a razem z nami brat z jego dzieckiem, wzięliśmy udział w biegu dla dzieci. Nasze maluchy były najmłodszymi jego uczestnikami i dystans 300 metrów był dla nich naprawdę sporym wyzwaniem, ale powolutku udało nam się dotrzeć do mety. I choć zajęliśmy dwa ostatnie miejsca, to aplauz mieliśmy nie mniejszy niż zwycięzcy :).
Potem nadszedł czas na bieg główny. Tam startowałem ja i mój brat, który postanowił się sprawdzić w tym biegu… bez żadnego wcześniejszego przygotowania. Co prawda brat jest absolwentem AWFiS, ale to było kilkanaście centymetrów w pasie i kilogramów w sobie mniej temu :). Ostrzegałem go, że chyba nie wie, na co się pisze, ale zawziął się i udało mu się pobiec naprawdę bardzo przyzwoicie – biorąc pod uwagę brak przygotowania, profil trasy, pogodę i fatalne obuwie, które sobie dobrał. Widać, że ma zadatki na dobrego biegacza, nawet lepszego ode mnie :). Co prawda, na mecie umierał i zapowiedział, że już nigdy więcej, ale ja kiedyś też tak mówiłem :). Gratki, brother!
Co do mego biegu – jeszcze czułem w nogach wczorajszą sztafetę, ale nie było tak źle, choć ogólnie zdawało mi się, że biegnę szybciej niż pokazywał czas :). Trasa lekko mnie zaskoczyła, bo dwa lata temu biegaliśmy 5 kołeczek po płaskim terenie, teraz jednak było inaczej, bo mieliśmy 3 znacznie bardziej wymagające okrążenia – w niektórych momentach po piasku lub pod wiatr, ale na szczęście były też zbiegi. Udało mi się zrealizować zakładany plan, a nawet go sporo przekroczyć, więc jestem zadowolony. Forma rośnie, z każdym startem coraz bardziej i to cieszy.
Jednak sam bieg to był tylko dodatek, bo najważniejsze były świetlicowe dzieciaki – szczęśliwe i przejęte. A wśród nich mój drugi brat, który od urodzenia nie chodzi i porusza się na wózku. Swoje zadania w paraolimpiadzie zaliczył w iście ekspresowym tempie, ba – podejrzewam, że z niektórymi ja poradziłbym sobie gorzej! I to nie jest żadna kurtuazja z mojej strony, bo brat walczył z prawdziwym przejęciem i zaangażowaniem. Tobie też należą się wielkie brawa!
Po imprezie odbyła się dekoracja najlepszych. A tam zaskoczenie – mój wspominany już wcześniej bratanek zdobył wspaniały puchar dla najmłodszego uczestnika zawodów. I pomyśleć, że to ja namówiłem brata na udział w tej imprezie. Gdyby nie to - to mój syn byłby najmłodszy i miałby puchar. Ale luzik – za rok brata i jego synka po prostu już nie zaproszę :). A na poważnie – cieszę się, że już pierwsze zawody mego bratanka zakończyły się indywidualnym sukcesem. Kto wie – może za kilka lat będzie już biegał razem ze swym wujkiem?
Brat także otrzymał puchar i medal za uczestnictwo w paraolimpiadzie, ja i drugi brat za bieg dostaliśmy wspaniałą figurkę Aniołka, wylosowałem też drobną nagrodę, więc ogółem wracaliśmy z Luzina bardzo zadowoleni. Zadowolone też były wszystkie dzieciaki, na które zbieraliśmy pieniądze. Już teraz nie mogę się doczekać przyszłorocznej edycji!
Zasmuciła mnie jednak jedna rzecz, ale nie tyczy się ona samej imprezy, tylko części jej uczestników. Żal mi było słuchać niektórych ludzi, którzy komentowali: a gdzie jest medal?, a czemu nie mam okolicznościowej koszulki (takie mieli tylko organizatorzy i uczestnicy paraolimpiady)?, a czemu muszę tak długo czekać w kolejce na herbatę i ciasto (sic!)?, itp... No żesz… Widać, dla niektórych liczą się tylko sprawy materialne (stąd też chyba taka niska frekwencja, bo po co się męczyć, jak nic szczególnie specjalnego z tego nie będę miał...). Niektórzy nie wiedzą, że są zawody, gdzie nieważne są dodatki, ważny jest sam udział, gdzie liczy się atmosfera, zaangażowanie, a przede wszystkim cel zorganizowania imprezy. A wszystko, co piękne mieliśmy dziś w Luzinie. Był przecież namiot z przeróżnymi fantami, gdzie każdy mógł za jedyne 2zł znaleźć coś dla siebie, były pyszne ciasta, kanapki ze smalcem, herbata, kawa – a to wszystko za symbolicznego zeta, były puchary dla najlepszych, były naprawdę fantastyczne nagrody do wylosowania (gdzie losuje się m.in. tablety??? Co prawda przeznaczone były tylko dla uczestników paraolimpiady, ale chyba to tym bardziej fajna rzecz). Ale najważniejsza była atmosfera: cudowna i niepowtarzalna, nie do podrobienia i powtórzenia gdzie indziej. A te wszystkie przeszczęśliwe dzieciaki, ta szczera radość z otrzymania pucharu – coś niesamowitego! Chociażby dla takiego widoku warto było być dziś w Luzinie! Też mógłbym się czepić, narzekać i mieć pretensję do organizatorów, bo okazało się, że dekorowane były też osoby niepełnosprawne startujące w głównym biegu. Ja takową jestem, a pucharu nie dostałem. Jednak nie żałuję, bo widok szczerze uśmiechniętych od ucha do ucha Mariusza, Oli i Rafała cieszył bardziej niż jakiekolwiek nagrody. Zresztą ten niepowtarzalny Aniołek - nagroda dla wszystkich uczestników biegu - jest dla mnie cenniejszy niż wszystkie moje medale, puchary i nagrody razem wzięte.
Na koniec już typowo od siebie – jak zwykle w Luzinie było świetnie. Niepowtarzalnie, radośnie, cudownie. Aż żal, że takie wspaniałe imprezy odbywają się tak rzadko... Sam bieg to był tylko mały dodatek, bo najważniejsze były te wszystkie świetlicowe dzieciaki – szczęśliwe i przejęte. Fantastyczna sprawa. Wielkie dzięki dla organizatorów!!! Jesteście wspaniali!!! Nie poddawajcie się i bądźcie cierpliwi – wierzę, że przyjdą takie czasy, że frekwencją będziecie konkurować z Gdynią :).
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |