2013-06-04
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Jeszcze było cacy, czyli pierwsze chwile na trasie (czytano: 406 razy)
1:30…. O kurczę! Zaspali¶my! Tak przynajmniej mi się wydawało. Po trzech godzinach udawanego snu (te moje przedstartowe ADHD nawet spać nie da) zerwałem się i zacz±łem budzić Jacka. Jaco, ostoja spokoju, stwierdził, że tak, jest 1:30 i czas wstawać. A "zieloni" w s±siednim pokoju jeszcze spali. Szybka toaleta, wskok w startowe ciuchy, sprawdzenie po raz kolejny. czy wszystko zabrane i zabawę czas zacz±ć. Z kijkami w dłoni i plecakami na grzbietach ruszyli¶my na główny plac Cisnej, gdzie czekały na nas autobusy, które miały zabrać nas na start do Komańczy. Wszystko pięknie, wszystko cacy oprócz jednego małego detalu. Padało!!! Tylko dlaczego mnie to nie zdziwiło? W autobusie, który miał przed sob± kilkadziesi±t minut jazdy, postanowiłem jeszcze trochę przymkn±ć powieki i sprawdzić, jak też to one wygl±daj± od wewn±trz. A Piotrek już trzaskał fotki. Chyba jaki¶ jego przodek musiał być Japończykiem. W końcu dojechali¶my i, o łaskawe Niebiosa, przestało kapać, a nawet księżyc się pokazał. W końcu, jak to Jacek skwitował, jest noc i normalni ludzie ¶pi± o tej porze. ostatnie minuty przed startem upłynęły nam na miłej pogawędce z ekip± generalsk±, która zwarta i gotowa postanowiła walczyć do upadłego. W końcu męska cze¶ć Teamu nie miała w zwyczaju przegrywać. Pojawił się także i Mirek, który z rozbrajaj±c± szczero¶ci± i sił± spokoju stwierdził, że będzie dobrze. W końcu to tylko RzeĽnik, a nie np. Spartathlon. A Wiewiórka na Drzewie, jak zwykle na RzeĽniku, umilała nam oczekiwanie. I, jak zwykle, szalał Wasyl.
3...2...1... Start! W końcu ruszyli¶my! Cała kawalkada ruszyła w kierunku Ustrzyk. Za kilkana¶cie godzin będziemy na miejscu. Pierwsze kilometry to był lajcik. Faluj±cy teren, ale głównie płasko. Cały ten kilkusetosobowy tłum biegaczy mógł się rozci±gn±ć. Postanowili¶my z Jackiem ruszyć spokojnie i w ten sposób wszyscy znajomi znaleĽli się przed nami. Chłopaków widzieli¶my tylko na starcie. Tomu¶ ruszył niczym kuna za drobiem. Piotrek za nim. A obiecali, że pocz±tek pobiegniemy wspólnie. Zrobimy kilka fotek itp. obiecanki... Już drugi raz Tomcio zrobił mnie w bambuko. Gdzie¶ po godzinie rozpoczęło się wspinanie na pierwsze górki. Szło dobrze. Tylko te błoto. Cieszyłem się na my¶l, że w Cisnej czekaj± kijki. Po około 2:40 byli¶my już na Żebraku. Tam chwilkę odpoczęli¶my, uzupełnili¶my płyny i czas było ruszać dalej. Tempus fugit, jak mawiali starożytni...Za kilkana¶cie kilometrów był pierwszy przepak w Cisnej. A pogoda poprawiała się... na szczę¶cie.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |