2013-05-13
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Pięta Achillesowa i Syzyfowe prace (czytano: 2501 razy)
No running!
Ten napis na ścianie basenu
stał się ostatnio moim przekleństwem
i bynajmniej nie dlatego że wolę biegać
lecz dlatego że wprost zaczęłam ostatnio zdradzać
ukochane leśne ścieżki
z dwoma ścianami pomiędzy którymi
przyszło mi teraz rozmyślać.
Przez prawie 10 lat biegania
w najróżniejszych warunkach
z założeniem że w życiu wcale nie chodzi o to aby było ci łatwiej
kontuzje omijały mnie szerokim łukiem.
Już zaczynałam
myśleć o sobie
że niczym Achilles
zanurzony w ciemnych wodach Styksu
jestem wprost niezniszczalna
gdy to
dopadła mnie wreszcie
ta nieboska
lecz zupełnie ludzka biegowa przypadłość
zapalenie ścięgna Achillesa.
Już wiem że za wywalczone zwycięstwo w Cross Maratonie w Nadarzynie
przyszło mi słono zapłacić
moją piętą Achillesową okazała się być
właśnie pięta Achillesa
Sześć tygodni
dokładnie tyle ile pozostało czasu do biegu Rzeźnika
mam na wyleczenie kontuzji.
Staram się nie wpadać jednak w panikę
Parafrazując Sofoklesa pocieszam się
myśląc że przecież nikt nie jest bez kontuzji
i ten kto ma ich najmniej
jest szczęśliwym biegaczem.
Próbując zachować resztki optymizmu
przypominam sobie
cały szereg aktywności jakie
zajmowały mi czas zanim na dobre pokochałam bieganie
lecz i tak za każdym razem wracam do punktu wyjścia
-nie potrafię żyć bez biegania!
Podejmuję więc kolejne rozpaczliwe próby
ucieczki z tej klatki pod prądem
nie zważając na to że to boli.
Miotając się więc
sama ze sobą w iście Hamletowski sposób
za każde BYĆ dostaję po nóżce
za każde nie być biczuję się w myślach.
Trzy tygodnie przed Rzeźnikiem
zaczynam zastanawiać się czy
można zastąpić bieganie pływaniem?
Wraz z upływającym czasem
i przybywającymi długościami basenu
nie przybliżam się jednak
ani do odpowiedzi
na to pytanie
ani do satysfakcjonującego mnie stanu zmęczenia.
Biegam jedynie dla pasji
i wiem że wobec tego powinnam zrezygnować
lecz za długo czekałam
za długo się przygotowywałam do tego biegu aby go teraz odpuścić.
Czytając o tym jak Scott Jurek potrafił ukończyć
Hard Rock 100 ze skręconą kostką
myślałam sobie że to już przesada
i że ja tak daleko nie posunęłabym się
aby osiągnąć swój nawet wygórowany biegowy cel
jednak teraz stojąc w obliczu kontuzji przed wielkim biegiem
zaczynam się bać i coraz lepiej rozumieć Scotta.
Czy kolejnym poziomem egzystencjalnego absurdu
jaki przyjdzie mi w życiu doświadczyć
ma być satysfakcja z wysiłku
który jest realnym balansowaniem na granicy własnego zdrowia?
Nie zaczynaj czegoś czego nie jesteś w stanie skończyć
czy idź tam gdzie się boisz?
która z sentencji przeważy na szali
gdy przyjdzie już pora
aby przestać się ze sobą pieścić
i podjąć tę ostateczną decyzję.
Która Patrycja zwycięży rozważna czy romantyczna?
Bez złotej myśli pozostaję tym razem
sama z rozważaniami
jak Syzyf u stóp swej góry.
"Co może przynieść nowy dzień?"
oto jest pytanie
jedno wiem na pewno
ciąg dalszy nastąpi
z wolą Twoją Panie.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu jacdzi (2013-05-13,23:57): Nawet przerwa w treningach i ten zlosliwy Achilles nie stana na drodze do Twego zostania Rzeznikiem! Patriszja11 (2013-05-14,00:05): Dziękuję Jacku, też na to liczę cóż po prostu tak mi dopomóż Bóg. jann (2013-05-14,07:17): Czekanie, aż kontuzja minie jest okropne , widzisz jak inni cieszą się bieganiem a Ty musisz stać z boku. Najważniejsze to nie rozpocząć treningów za wcześnie, ja tak przekuśtykałem cały 2012r., nie żałuję ale do tej pory czuję kolano. Trzymam kciuki za Twojego Rzeźnika. Truskawa (2013-05-14,07:41): Taaa.. dla mnie zostały trzy tygodnie. Rozwaliłam kolano. :/ Truskawa (2013-05-14,07:43): Pod końcówką wpisu podpisuję się obiema rękami. Patrycja obie damy radę. Obojętnie jak się to nie skończy. Poradzimy sobie albo z bólem fizycznym albo tym psychicznym. Marysieńka (2013-05-14,09:19): W temacie Achillesów jestem prawie "ekspertem"...i że najlepszym lekarstwem jest woda...dokładniej "pozorowanie biegania w wodzie(bez dotykania dna)Ja mam to szczęście, że mam do dyspozycji duży staw na którym to codziennie "przebiegam" 10 kilometrów...liczę ile kroków zrobiłam..nudne to ale w moim przypadku skuteczne:)) Patriszja11 (2013-05-14,16:16): Janie masz rację dokładnie tak jest można się zdołować patrząc jak inni wokół biegają, ale odpoczynek jest ważny i potrzebny dlatego staram się trzymać emocje na wodzy i nie podpalać się do biegania przynajmniej dopóki mam czas. Patriszja11 (2013-05-14,16:27): Izo dziękuję za wsparcie, to jest naprawdę bezcenne teraz będzie mi raźniej na starcie Rzeźnika i też wierzę że obu nam się uda mimo wszystko pokonać własną słabość i zwycięsko dobrnąć do mety. Kiedyś tak zmobilizowała mnie i podniosła na duchu koleżanka z którą leżałam razem w pokoju po cesarce. Ja czułam się fatalnie, a ona nie użalała się nad sobą, podeszła do sprawy zadaniowo, zacisnęła zęby i robiła swoje. Ostatecznie jej postawa postawiła mnie do pionu i obie wyszłyśmy ze szpitala jak po normalnym porodzie do dziś jestem jej za to wdzięczna:) Patriszja11 (2013-05-14,16:30): Marysiu super rada dziękuję Ci bardzo chyba bym na to nie wpadła, a bieganie w wodzie rzeczywiście brzmi sensownie spróbuję dziś wieczorkiem i opiszę Ci jak było :)
|