Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [41]  PRZYJAC. [96]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
kasjer
Pamiętnik internetowy
miałem szczęście...

Grzegorz Perlik
Urodzony: 1955-11-18
Miejsce zamieszkania: Bydgoszcz
21 / 129


2013-04-27

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
a tak chciałem przegrać (czytano: 772 razy)

 

a tak chciałem przegrać

Na początku roku zdecydowałem - dwa maratony. Wiosna i jesień. Który pobiec wiosną? Początkowo było to Dębno ale problemy z achillesem w lewej nodze na początku roku i uznałem, że nie dam rady przygotować się do niego. Wobec tego Łódź. Termin był odpowiedni. Kiedy jednak dowiedziałem się, że w Warszawie pobiegnie Henryk Szost decyzja była natychmiastowa – biegnę w Warszawie!. Dlaczego? Bo bardzo chciałem przegrać z Mistrzem.

Biegi uliczne, a maratony w szczególności, są chyba jedyną dyscypliną sportową, w której taki amator jak ja może zmierzyć się w bezpośredniej walce z najlepszymi biegaczami świata. Oczywiście tą bezpośredniość bierzemy w duuuży cudzysłów. Na bardzo licznie obsadzonych biegach przyszłych zwycięzców mogę zobaczyć tylko przypadkiem. Na ich dekoracje mogę ledwo zdążyć ale jestem tak zmęczony, że nawet na patrzenie nie ma sił.

A jednak. Startujemy z tej samej linii startu, biegniemy tą samą trasą i docieramy do tej samej linii mety. Często dostajemy takie same medale.

I zamarzyło mi się przegrać z Mistrzem, Henrykiem Szostem. Dziewiątym zawodnikiem maratonu olimpijskiego w Londynie.

Wystartowałem w Orlen Warsaw Marathon.

Dzień wcześniej odbiór numeru startowego a przy okazji Pasta Party na Stadionie Narodowym. Byłem na nim pierwszy raz. Robi wrażenie.

Na przystanku tramwajowym, kiedy wracałem z biura zawodów, spotykam innego Mistrza, Tomasza Majewskiego. Nie chciałem mu zawracać głowy ale kiedy podszedł do niego inny biegacz i poprosił o autograf to i ja też to zrobiłem. I na pamiątkę tego spotkania mam autograf na numerze startowym. A pan Tomasz? Ze spokojem Mistrza rozdał jeszcze kilka autografów i dał się sfotografować. Wiedziałem o tym wcześniej ale tylko się potwierdziło – niezwykle sympatyczny człowiek.

Rano, 21 kwietnia, ruszam z córką i jej chłopakiem na start. Tłumy, bo 10 min po nas wystartuje też bieg na 10 km. Rozgrzewka, rzeczy daję córce. Jest ciepło. Jak dla mnie nawet za ciepło a biegnę ubrany na krótko. Przed startem minuta ciszy dla ofiar zamachu w Bostonie. Aż się zdziwiłem jak nagle ten rozgrzany, rozbawiony tłum zamilkł w jednej chwili.

Ruszamy. Moje założenie było takie, aby pierwsze dwa kilometry pobiec wolno. Jeszcze 3 dni wcześniej coś bolało w prawej łydce i zastanawiałem się czy będę mógł w ogóle pobiec, więc teraz pierwsze kilometry miały dać odpowiedź czy biec dalej czy zejść z trasy.

A o jakim czasie myślałem? Wynik półmaratonu warszawskiego (1:47) sugerował, że mogę pobiec poniżej 4:00 ale to byłoby spełnieniem bardzo odległych marzeń. Z poprawienia wyniku z pierwszego mojego maratonu (Poznań 2012 – 4:13) bardzo bym się cieszył. I z przegranej z Henrykiem Szostem też.

Pierwsze kilometry to tłok ale niezbyt duży. Biegnę na tempo ok. 5:50. Nogi spisują się dobrze chociaż w prawej lekki ból. Od 3 km trochę szybciej a ból ustępuje. Podbieg na ul.Wenedów chociaż długi, nie był zbyt trudny. Moje tempo nie spadło a tętno nie wzrosło zbytnio.

Już na ul. Konwiktorskiej mijamy się z biegaczami z dystansu 10 km. Biegniemy w przeciwnych kierunkach. Dalej, od ul. Bonifraterskiej, tłumy coraz większe. I od czasu do czasu bijemy sobie brawa. Ci z 10km patrzą pewnie na nas z podziwem, że biegniemy taki długi dystans a my z maratonu na nich z szacunkiem, bo kiedyś też 10 km było dystansem marzeń. Pomysł mijania się tych dwóch biegów był bardzo dobrym pomysłem.

Biegnę dalej. Tempo równe, tętno poniżej 150. Wiem, że zbliża się zbieg ul.Tamka i tam trochę nadrobię tempa a i tętno się obniży. I tak było. Na Wybrzeżu Kościuszkowskim mam już średnie tempo 5:39 a tętno spadło do ok 145. Co dalej? Jeszcze dużo kilometrów przede mną ale gdyby takim tempem do mety?

Na ul.Solec czeka na mnie córka. Ma butelkę wody ale nie biorę jej, bo mam jeszcze sporo wody w tej zabranej na starcie. A poza tym wody na trasie było pod dostatkiem. Tyle, że mogłem się nią polewać, bo jednak było trochę ciepło.

Biegniemy dalej. Pilnuje tętna a średnie tempo powoli rośnie. Widzę już 5:38 a później 5:37. Wiem, że muszę odjąć 1-2 sekundy, zawsze trochę metrów nadbiegam. Mijają kolejne kilometry. Nie czuje zmęczenia, biegnę równym rytmem. Biegniemy pod wiatr więc staram się za kimś chować.

Zbliża się półmetek. Biegnę już prawie 2 godziny. Na punkcie kontrolnym na zegarze 2 godz z minutami. „Heniu Szost już pewnie finiszuje” rzuciłem do współbiegaczy. Nie wiedziałem, że….

Powoli zbliża się podbieg na ul.Podgrzybków. Miał być ostry i z dziurawym asfaltem. Był ostry ale biegniemy po świeżo położonym asfalcie. Pewnie dla nas to zrobiono. Wbiegam do góry i widzę napis „Dzielnica Ursynów wita”. A dalej… Przypomniały mi się słowa pani Balcerkowej z filmu „Alternatywy 4” – „Proszę pana, jak ktoś całe życie mieszkał w mieście, to się za Chiny do wiochy nie przyzwyczai” :).

Dalej trasa prowadzi płaskimi odcinkami i lekkimi zbiegami. Jest lżej ale powoli zaczyna pojawiać się zmęczenie a jeszcze dalej znużenie. Na podbiegu na ul.Podgrzybków trochę straciłem na tempie ale po paru kilometrach znowu widzę na zegarku 5:38-5:37. Tętno już dobrze powyżej 150 ale to norma po tylu kilometrach biegu.

Powoli zaczynam poznawać rejony w których biegniemy. Widać już Pekin (tak ponoć Warszawiacy nazywają czasem Pałac Kultury). Zmęczenie narasta a ja zaczynam liczyć kilometry do końca. Odnoszę je do moich tras treningowych i tłumaczę sobie, ze to już tylko ta albo inna trasa.

I myślę – Heniu Szost pewnie już odbiera nagrodę za zwycięstwo. A ja zbliżam się do wyniku marzeń – poniżej 4:00. Przegram z Heniem w pięknym stylu.

Od Al.Ujazdowskich wiem, że już nie dam sobie wyrwać wyniku poniżej 4:00. Jest z górki, trasa znana chociażby z półmaratonu. Biegnę swoim rytmem chociaż euforia rośnie. Widać już Stadion, już Most Poniatowskiego, zbieg i wbiegam na prostą do mety. Na kilkadziesiąt metrów przed meta widzę jakiegoś utykającego biegacza. Pewnie też walczy o złamanie 4:00. Chwytam go za rękę, ciągnę za sobą kilkanaście metrów ale mówi, że skurcze bolą i nie da rady. Do mety biegnę już sam. Jest radość, jest euforia, jest 3:58:39!

Za metą staje przy płotku, opieram się i ustami łapię życie. Podchodzi do mnie dziewczyna i pyta jak się czuje. Odchodzi ale po chwili wraca do mnie z butelką wody. Nawet korek był już odkręcony. Wolontariusze w tym biegu byli trzecia nogą. I na mecie i na trasie.

Kiedy ruszam po medal widzę grupę biegaczy afrykańskich idących w stronę miejsca dekoracji. Zapowiada ją też spiker. Szukam Henryka Szosta, ale go nie widzę. Pewnie już jest przy podium, myślę.

Idę w stronę wyjścia i podziwiam miasteczko dla biegaczy. Święto biegania we wspaniałej oprawie.

Wracam z córką do jej mieszkania, niedaleko Stadionu. Kąpiel, odpoczynek. Dzwoni kolega, biegł na 10 km. Rozmowa o wynikach, wrażeniach. Tak dla formalności pytam, czy wie kto wygrał maraton. No bo przecież tylko Mistrz mógł go wygrać.

I zrobiło się trochę smutno. Henryk Szost z powodu kontuzji musiał zejść z trasy biegu.

W bieganiu spełniłem już swoje wszystkie marzenia. Tak myślałem, że wszystkie. Bo tym ostatnim miało być „złamanie” 4:00 w maratonie. A jednak los sprawił, że jeszcze jedno zostało.

Bo ja bardzo chcę przegrać z Mistrzem.

Bo wszystko inne wygrałem

Bo miałem szczęście…


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


duńczyk (2013-04-27,10:50): Kasjer, co tu dużo gadać - JESTEŚ MISTRZEM !
paulo (2013-04-27,13:53): Grzegorzu, to są piękne chwile w naszym życiu. Gratuluję!
Mijagi (2013-04-27,17:00): Pięknie Mistrzu!!!
bartus75 (2013-04-28,12:31): gratulacje :)
Michał1980 (2013-04-29,07:25): Grzesiu, z Tobą przegrać to jak wygrać ;), fajny wpis.
Honda (2013-05-01,11:50): Prawie uroniłam łzy, czytając ten wpis. Jest taki... prawdziwy! Serdecznie gratuluję wyniku!!! Pozdrawiam i życzę bicia kolejnych życiówek :)
edari (2013-05-04,09:33): Gratuluję wyniku i do zobaczenia na trasach biegowych. Grzesiu, trzymaj tak dalej!







 Ostatnio zalogowani
mario.s5
08:30
platat
08:24
kos 88
08:06
michu77
07:56
fit_ania
07:46
lukasz_luk
07:34
edgar24
07:33
dejwid13
07:31
42.195
06:56
jaro109
06:25
biegacz54
05:01
Jerzy Janow
03:11
olos88
23:56
velica
23:21
kubawsw
23:02
VaderSWDN
22:56
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |