2013-04-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Zamiast (czytano: 380 razy)
Wczoraj był maraton w Łodzi. Dawno, dawno temu planowałem, że spróbuję tam pobiec po życiówkę, a w zimie próbowałem się do tego maratonu przygotować. No, ale życie jak zwykle zweryfikowało plany i już od paru ładnych tygodni wiedziałem, że z Łodzi nic nie będzie.
Zamiast w Łodzi postanowiłem więc spędzić ten weekend na lokalnych zawodach: w sobotę miało być GP Mysłowic, a w niedzielę „Dzik” w Panewnikach. Cudów się nie spodziewałem, ale miał to być przynajmniej jakiś mały sprawdzian formy na znanych trasach. Miał być...
Gdy w sobotę ubrałem się biegowo i zszedłem do samochodu, aby pojechać na GP, spotkała mnie niemiła niespodzianka. Najpierw miałem problemy z otworzeniem samochodu, potem z wyłączeniem alarmu, a jeszcze później z wyłączeniem wszystkich kierunkowskazów, które najpierw cały czas się świeciły i za cholerę nie chciały wyłączyć, a kiedy w końcu się wyłączyły, to tak skutecznie, że już całkiem przestały działać, wraz z jeszcze kilkoma innymi urządzeniami elektrycznymi. Walka z samochodem trwała na tyle długo, że na bieg nie miałem już jak zdążyć – ani na piechotę, ani na rowerze, ani nawet takim niezbyt sprawnym autem. Zamiast na zawody pojechałem więc do warsztatu, gdzie samochód zostawiłem, tym bardziej, że miałem w nim do zrobienia jeszcze inne rzeczy.
Z biegania jednak całkiem nie zrezygnowałem. Do Janowa na trasę GP sobie spokojnie pobiegłem i symboliczne kółko zaliczyłem. Początkowo chciałem pełne trzy, ale biegło mi się tak ciężko, że wolałem zostawić sobie trochę sił na powrót do domu. W sumie wyszło tego ok. 16 km, ale umordowałem się strasznie i czułem tak, jakbym zrobił przynajmniej z 25.
W niedzielę, ponieważ nie miałem samochodu, zrezygnowałem z wyjazdu na „Dzika” do Panewnik, i zamiast tego postanowiłem zrobić sobie „połówkę” w lesie koło domu. Początkowo, ponieważ był to dzień łódzkiego maratonu, pomyślałem, aby pobiec te 21 km w takim tempie, jakie planowałem na Łódź, czyli po ok. 5:40 na km. Ten plan jednak życie też bardzo szybko zweryfikowało. Biegło mi się jeszcze gorzej niż w sobotę i nawet tempo po ok.6:00 było nie do utrzymania. Nogi miałem strasznie „drewniane”, sił też jakoś mało i w ogóle kicha. Wokół wiosna, w lesie ptaszki śpiewały, pojawiały się pierwsze kwiatki i motyle, a ja snułem się jak jakieś zombi w tempie czasem wolniejszym niż to, w jakim w zimie robiłem „trzydziestki” po śniegu i lodzie. W końcu zrobiłem te 21 km (średnio coś po ok. 6:15/km), ale dobiegłem do domu ledwie żywy. Gdy sobie pomyślałem, że miałem w planach biec tego dnia maraton po 5:40, to mógłbym się z tego jedynie śmiać, gdybym tylko miał na to siłę.
Tak, miałem już tu nie narzekać, ale na razie nie potrafię się zdobyć na biegowy optymizm. Po tej przedświątecznej chorobie, która ciągnęła się przynajmniej dwa razy dłużej, niż miała, nie potrafię znaleźć formy. W dodatku na pierwszym treningu po tej chorobowej przerwie poczułem, że boli mnie lewe kolano i... tak już zostało. To znaczy nie boli nieustannie, ale co jakiś czas się odzywa – a to w czasie biegu, a to podczas siedzenia przy biurku, a to jeszcze kiedy indziej. Dobrze, że ten ból jest na tyle lekki, że mogę z nim biec, ale trochę mnie niepokoi.
Tak na to wszystko patrzę i coś mi się wydaje, że na Silesia Marathonie będzie bardzo ciężko. O życiówce przestałem już marzyć i teraz kombinuję tylko, jak doprowadzić się do takiego stanu, aby ten maraton przebiec w ogóle, w jakimkolwiek czasie. Zostały jeszcze cztery tygodnie – i niech będzie, że to jest optymistyczny akcent na koniec :).
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Namorek (2013-04-15,21:23): Wydaje mnie się że po sobotnim biegu - 16 km . Bieg w niedzielę na dystansie 21 km to troszkę dużo . Prawie maraton na raty . Dlatego też w niedzielę biegłeś wolniej . Oczywiście bieg w maratonie napewno by Cię bardziej zmotywował . :-) creas (2013-04-15,21:32): Też się pocieszam, że na zawodach jest zawsze inna atmosfera i motywacja. No i oczywiście człowiek jest wypoczęty i zregenerowany. Po na dzień przed "prawdziwą" połówką (czy innymi zawodami) to najwyżej spacerek z psem i mecz w TV :) jarekh (2013-04-15,23:03): Zupełnie nic nie wspominasz o Dąbrowie Krzychu. DamianSz (2013-04-16,08:05): Damek mądry po szkodzie -( Nie lekceważ tego bólu w kolanie. U mnie zaczęło się od kostki, potem kolano a teraz boli mnie kręgosłup i jestem pewien, że to wssystko ma ścisły związek. Nie chciałem odpuścić kilka treningów to teraz muszę odpuścic kilkanaście i przełożyć bicie rekordów na jesień. creas (2013-04-16,17:12): Jarek, o Dąbrowie nie wspomniałem, żeby nie zapeszyć. Bo ostatnio, co sobie zaplanuję, to potem zmieniam. Ale zapisany jestem i mam nadzieję, że samochód do tego czasu będę już miał. Tylko się raczej nie pościgamy, bo ja będę walczył przede wszystkim z własnymi słabościami i... może się zmieszczę w 2 godzinach. creas (2013-04-16,17:18): Damek, masz świętą rację. Każdemu innemu też bym poradził, aby sobie odpusćił. Ale najtrudniej samemu się do takich rad zastosować ;). Na szczęście przez pracę i tak musiałem zrobić teraz dwa dni przerwy w bieganiu. Dziś kolano nie boli i mam nadzieję, że jutro na treningu będzie tak samo!
|