2013-03-22
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Zurich Marato Barcelona (czytano: 808 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.zurichmaratobarcelona.es/cgi-bin/buscate.py
W sobotni poranek nasza płocka ekipa tj. dwójka biegaczy: ja i koleżanka Ania oraz czwórka kibiców: Karolina, Ola i moi rodzice wylądowaliśmy w Barcelonie. Stolica Katalonii przywitała nas piękną słoneczną pogodą. Wylatując z Polski mieliśmy pięciostopniowy mróz a tu +14 stopnie ciepła.
Poczuliśmy w końcu wiosnę:)
Miasto zrobiło na nas bardzo dobre pierwsze wrażenie. Transport pociągiem Renfe z lotniska do wynajętego apartamentu przebiegł wygodnie i szybko. Po dotarciu na miejsce okazało się, że zmieniono nam miejsce zamieszkania z powodu awarii w hotelu. Trochę było chodzenia z ciężkimi torbami i straconego czasu, ale w końcu trafiliśmy do nowego nawet lepszego hotelu.
Później już było lepiej:) Zjedliśmy smaczny obiad. Odbiór numerów poszedł sprawnie, a droga z nowego hotelu na start okazała się nie wiele dłuższa. Wieczorem dla sprawdzenia trasy dojazdu na niedzielny poranny start wybraliśmy się z Karoliną ponownie na Placa Espana, gdzie mieliśmy okazję obejrzeć wieczorny pokaz grającej fontanny. Był to fantastyczny widok.
W niedzielę pobudka o 5:30, śniadanie i ostatnie przygotowania ubioru. O 7:00 wyjście z hotelu i przejazd metrem na start. Tam zostawiamy w depozycie ubrania na przebranie i czekamy na rozgrzewkę. Było ciepło, ale niestety zaczęło padać. O 7:50 rozpocząłem rozgrzewkę a o 8:15 stałem już w drugim sektorze tuż za elitą w oczekiwaniu na start.
O 8:25 wystartowali wózkarze, o 8:30 elita, a ponad minutę po nich dopiero my… czyli reszta 17-tysięcznego tłumu. Tego, że puszczą szybkich biegaczy wcześniej niestety się nie spodziewałem i bardzo mi to popsuło plan taktyczny. Po dwóch kilometrach okazało się, że nie mam z kim biec i praktycznie do 20 kilometra biegłem zupełnie sam. Przerwy między zawodnikami wynosiły około 100 metrów. Przypomniały mi się zeszłoroczne mistrzostwa Polski w Dębnie. Tam też musiałem biec sam a tego na zawodach nie lubię. Trudno wtedy o dobry wynik. Zrozumiałe są dla mnie rozwiązania jakie są w Stanach Zjednoczonych gdzie puszczają elitę kobiet wcześniej aby im mężczyźni nie pomagali ale to co zrobili tutaj to totalny bezsens. Ale wystarczy tego narzekania.
Trzeba było biec zgodnie z wcześniejszymi założeniami. Pierwsza piątka wyszła idealnie tak jak zaplanowałem. Czas 17:25. Minąłem stadion Camp Nou, które mam odwiedzić wieczorem w celu obejrzenia meczu FC Barcelona – Rayo Vallecano. Cały czas od startu było lekko pod górkę, ale tego się spodziewałem. Z mapki profilu trasy, którą oglądałem wynikało, że do 7 kilometra będzie wspinaczka. Kolejne 5 kilometrów wyszło minimalnie wolniej bo 17:32. Biegło się całkiem dobrze. Bez rewelacji, ale swobodnie. Deszcz przestał padać. Wzdłuż trasy pojawiali liczni kibice. Biegłem w koszulce reprezentacji Polski, dało się od czasu do czasu usłyszeć Polska! Polska! Największy doping był gdy wróciliśmy w okolice Placu Espania. Tam były tłumy żywiołowo dopingujących kibiców.
Od 15 kilometra zacząłem czuć w nogach wcześniejsze górki, ale się nie przejmowałem. We Wiedniu, gdzie nabiegałem rekord życiowy również największe zmęczenie czułem na tym etapie, a później było lepiej. Trzecie 5 km pokonałem w 17:48 czyli 20 sekund za wolno. Trzeba było trochę przyspieszyć jednak nie za bardzo czułem moc aby to zrobić. Niby „silnik bardzo dobrze pracował” ale nogi nie dawały rady. Dziwne, bo zwykle było odwrotnie. Według mapki trasa powinna być już płaska, ale nie do końca to się pokrywało z rzeczywistością. Przeplatały się długie proste pod górkę a później z górki. To była chyba przyczyna, że „mięśniowo” czułem się zmęczony. Miało to niestety przełożenie na czas. Na dwudziestym kilometrze pojawiłem się po 1:10.36, więc czwarta piątka była w 17:53. Na półmetku miałem czas 1:14.28, więc musiałem się już pogodzić że rekordu dzisiaj nie nabiegam.
Jednak nie można było się tym martwić tylko dalej walczyć o dobre miejsce i jak najlepszy czas. Byłem w tym momencie na 32 miejscu więc do wykonania planu jaki sobie postawiłem trzeba było wyprzedzić co najmniej dwóch zawodników.
Postanowiłem starać się nie myśleć o zwiększającym się zmęczeniu a cieszyć się pięknem ulic Barcelony. Nie było to w sumie trudne, bo trasa była poprowadzona najciekawszymi ulicami przy słynnych zabytkach. Na 15 kilometrze przebiegaliśmy przy Pedrerze, na 17 obok katedry Segrada Familia, najbliższym moim celem był Placa de les Glories na 28 kilometrze. W międzyczasie minąłem 25 kilometr a piąte 5 km pokonane zostało w 17:52 zatem o sekundę przyspieszyłem:)
Zacząłem zbliżać się do wybrzeża Morza Śródziemnego. Trochę więcej było górek w tym regionie i powiewał mocniej wiatr od morza. Czułem, że biegnę coraz ciężej, tak na wyczucie około 5 sekund na kilometrze i faktycznie się to sprawdziło bo kolejna piątka była w 18:32. Ku memu zdziwieniu mimo, że zwolniłem znacznie to nikt mnie nie wyprzedzał a wręcz przeciwnie odrobiłem 4 pozycje. Na 30 kilometrze byłem już 28.
Biegnąc wzdłuż wybrzeża minąłem Port Olimpijski. Mimo, że miałem już naprawdę sporą „bombę” i tempo spadło mi na kolejnych 5 kilometrach na 19:16 to moich przeciwników „wycięło” jeszcze bardzie bo wyprzedziłem kolejnych 5 osób.
Minąłem Park de la Ciutadella i przebiegłem przez budowle, która zrobiła na mnie największe wrażenie. Był to Łuk Tryumfalny przez który przebiegaliśmy. Było w tym miejscu mnóstwo kibiców i bardzo głośny doping. Zacisnąłem mocno zęby i próbowałem jeszcze wykrzesać z siebie jak najwięcej sił. Pozostało do pokonania już tylko 7 kilometrów.
Dzięki temu, że wbiegłem w najciekawsze zakątki miasta czyli Placa Catalunya wzdłuż trasy było coraz więcej kibiców. Motywowało to bardzo do walki. Dzięki temu utrzymałem tempo. Kolejna piątka była pokonana w 19:30. Na 40 kilometrze minąłem Pomnik Kolumba. Oznaczało to tylko jedno – trzeba rozpocząć finisz!
Zebrałem resztę sił i mimo, że było pod górkę przyspieszyłem. Dzięki temu wyprzedziłem na finiszu jeszcze czwórkę biegaczy i na mecie na Placu Espania „zameldowałem” się na 19 pozycji z wynikiem 2:34.12.
Podsumowując z perspektywy kilku dni, które minęły od biegu myślę, że uzyskane 19 miejsce w międzynarodowym biegu w którym uczestniczyło ponad 15 tysięcy osób to dla amatora biegania pracującego zawodowo na 3 zmiany to ogromny sukces. Na gorąco, po przekroczeniu mety czułem dużą sportową złość, że nie udało mi się osiągnąć czasu na poziomie swojego rekordu, ale teraz widzę, że złożyło się kilka czynników, które tego wyniku osiągnąć nie pozwoliły. Na pewno były to: nie łatwa trasa, średnia pogoda, krótki czas mojej aklimatyzacji w Hiszpanii i jeszcze kilka innych.
Kończąc dziękuję mojej żonie Karolinie za wyrozumiałość gdy wychodziłem na długie godziny na treningi, całej rodzinie i znajomym za doping i gratulacje, które otrzymałem po biegu. Bratu Mariuszowi za opracowanie bardzo dobrego planu treningowego. Firmie Orlen za sfinansowanie podróży do Barcelony oraz firmie Nike za sprzęt który pomagał mi w treningach i tym bardzo trudnym wyścigu.
Kolejny etap zakończony. Teraz czas na przygotowania do biegu na 10 km w ramach Orlen Maratonu!
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora giza (2013-03-22,10:54): Trener ma duży niedosyt... benek (2013-03-22,11:19): Kolejny maraton na wysokim poziomie! Brawo! Co prawda nie ma życiówki ale nie schodzisz poniżej wysokiego pułapu :) Krzysiek_biega (2013-03-22,14:31): Przemku jak biłeś rekord życiowy we Wiedniu to również wówczas pracowałeś na 3 zmiany? Sam po sobie wiem że nieprzespane nocki mają duże znaczenie.. Przemek_G (2013-03-22,23:46): Tak, pracuję na 3 zmiany od 8 lat. Równiez w weekendy. Dlatego tak mało startuję w zawodach. Po nocnej zmianie biegam zwykle lżejsze treningi. Nie jest łatwo, ale trzeba to jakoś godzić. maurice (2013-03-23,08:11): Poważnie myślałem o Barcelonie w przyszłym roku, jednak opis profilu trasy chyba mnie zniechęcił. Wielkie gratulacje dla Ciebie i dalszych sukcesów życzę. Przemek_G (2013-03-23,08:18): Warto pojechać mimo to bo maraton jest świetny, tylko trzeba potrenować więcej na wzniesieniach:) barcel (2013-03-25,15:01): Wielkie gratulacje !!!
|