2013-03-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Życie po czterdziestce (czytano: 1359 razy)
„Czterdziestka Bandiego”
Bieg Urodzinowy Andrzeja Budnego (Bandiego)
Lubliniec, 16.03.2013r.
Dystans: 14.600 stóp Bandiego
Po raz drugi w tym roku, teren lublinieckiej leśniczówki stał się miejscem imprezy urodzinowej, zorganizowanej tym razem na cześć naszego klubowego kolegi - Andrzeja Budnego.
Spotkanie o charakterze sportowo-integracyjnym, zorganizowane przez działaczy Wojskowego Klubu Biegacza „META” Lubliniec, zgromadziło wokół ogniska liczną grupę przyjaciół klubowych i urodzinowych gości.
Tradycyjnie jednak, zanim przystąpiono do konsumpcji wojskowej grochówki, pieczonej kiełbasy oraz pałaszowania ciasta, rozegrany został bieg na dystansie 14.600 stóp Bandiego…
Jako, że podany dystans dla większości uczestników stanowił zagadkę, przed startem Prezes zdradził jej rozwiązanie. Otóż, wywodzi się on od stopy Piasta Kołodzieja, która mierzyła podobno 0,288 cm, co pomnożone przez dni życia Andrzeja Budnego (14.600 dni) daje nam dystans ok. 4,2 km. Tyle właśnie mierzyła oznaczona trasa dla Nordic Walking, która po niewielkich modyfikacjach została zaadoptowana również na potrzeby biegaczy.
Do wspólnej rywalizacji przystąpiło łącznie 24 uczestników, którzy biegiem, marszem lub jadąc w wózku przemierzali leśne ścieżki.
Podobnie jak na urodzinach „Żółtego”, prym wiedli nieco dojrzalsi klubowicze, by przekonać Solenizanta, że tak naprawdę życie zaczyna się po czterdziestce… Zwyciężył co prawda będący jeszcze pretendentem do kat. M40 - Mariusz Zembroń przed Krzysztofem Szwedem i Grzegorzem Lancmanem. Wśród pań, u których jak powszechnie wiadomo kategoria ta nie występuje :), zwyciężyła Dorota Kubisz przed Dominiką Durmowicz i Karoliną Lancman.
Każdy uczestnik podczas dekoracji otrzymał nagrodę rzeczową, którą mógł wybrać spośród wszystkich atrakcyjnych upominków, w kolejności zależnej od zajętego miejsca, na przemian: dziecko, kobieta, mężczyzna.
Po biegu, szampan na toast i odśpiewane tradycyjne „100 lat!” zapoczątkowało wspólną biesiadę przy ognisku, wojskowej grochówce i pieczonej kiełbasie. Dla łasuchów pyszne cisto prosto z blachy, a dla tych którzy wolą na kwaśno – ogórcy! :) .
Ze wszystkich pyszności największe wzięcie maiła jednak wojskowa grochówka, której nie dość, że „poszło” 50 litrów, to jeszcze kocioł został wylizany do czysta, choć do tego żaden z obecnych na imprezie psiaków nie chciał się przyznać..
Swoją drogą, to ciekawe uczucie, gdy kładziemy się spać jako facet po trzydziestce, a budzimy się jako chłop przed pięćdziesiątką….
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |