2013-03-10
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Serce i głowa (czytano: 241 razy)
Dycha w Brzeszczach miała być pierwszym wiosennym sprawdzianem formy. Gdyby tak ją teraz traktować, to musiałbym powiedzieć, że ten sprawdzian wypadł fatalnie. Na szczęście taką ocenę mogę wystawić sobie przede wszystkim w zakresie formy psychicznej. Z biegową nie jest chyba aż tak źle.
Zaczęło się od tego, że w sobotę obudziłem się z jakimś paskudnym bólem z lewej strony klatki piersiowej. Kłuło mnie coś w okolicy serca, szczególnie przy ruchu lewą ręką, a nawet przy głębszym wdechu. Przestraszyłem się trochę, tym bardziej, że czytałem niedawno w „Bieganiu” artykuł o różnych zagrożeniach, jakie na biegaczy czyhają, szczególnie na takich, którzy się nigdy szczegółowo nie badali (czyli tak jak ja). No więc zacząłem się poważnie zastanawiać, czy jechać do Brzeszcz. Niby, jak wyszedłem z psem i kilkanaście metrów przebiegłem, to nic złego mi się nie działo, ale to kłucie cały czas czułem, raz bardziej, raz mniej. W czasie śniadania nawet zdecydowałem, żeby jednak nie jechać na zawody, ale gdy mijał już ostatni czas, aby jednak się spakować i pojechać, zrobiło mi się żal. Szybko się ubrałem w biegowe ciuchy, wskoczyłem do samochodu i udało mi się zdążyć przed zamknięciem biura. Pomyślałem, że przecież zawsze mogę się wycofać przed samym biegiem, albo nawet w trakcie. Służby medyczne na pewno będą na trasie.
Przed startem ból w klatce w ogóle mi przeszedł, ale i tak postanowiłem, że ścigać się z nikim, ani z sobą samym, nie będę. Zacznę spokojnie, tak po 5:15/km, albo nawet wolniej, i zobaczę, co się będzie działo. Gdy ruszyłem, to wydawało mi się, że właśnie w takim mniej więcej tempie biegnę. Trochę się zdziwiłem, gdy Garmin po pierwszym kilometrze pokazał średnie tempo 4:50, ale pomyślałem, że pewnie GPS coś przekłamuje. Po drugim kilometrze pokazywał jednak dalej dokładnie takie samo tempo, więc to nie mogła być pomyłka. A mi biegło się naprawdę dobrze, luźno, fajnie. Jednak zimowe treningi w zaśnieżonym, zabłoconym, pagórkowatym lesie zrobiły swoje. Gdy po raz pierwszy od dawna pobiegłem po płaskim asfalcie, to nogi same niosły, a mi wydawało się, że to całkiem spokojne tempo.
Nic co dobre, nie trwa jednak wiecznie. Gdzieś w okolicy czwartego kilometra poczułem, jak coraz mocniej kłuje mnie z lewej strony. Tym razem przestraszyłem się poważnie. Zwolniłem, a nawet przeszedłem na chwilę do marszu. Tak się tym strachem nakręciłem, że tętno mi skoczyło, oddech stał się szybszy niż wtedy, gdy biegłem, a nogi jakoś dziwnie miękkie. Kawałek przeszedłem i... wszystko się uspokoiło. No, skoro żyję, to mogę chyba biec? Zacząłem więc biec, ale już ostrożnie, w tempie takim, jak sobie przed startem zakładałem. Do mety dobiegłem w ok. 50 i pół minuty i wcale jakoś szczególnie zmęczony się nie czułem, tym bardziej, że nie próbowałem przyspieszać nawet na finiszu.
Dziś rano znowu trochę kłuło mnie w boku, ale mimo to wybrałem się na ponad 15 km wybieganie. Fajnie i lekko mi się biegło, co pokazuje, że nie dałem wczoraj z siebie wszystkiego. I nagle, w czasie tego wybiegania mnie olśniło! Chyba wiem skąd ten ból. W piątek byłem w lesie na spacerze z psem. W jednym miejscu (właśnie tam, gdzie to teraz sobie przypomniałem) było trochę lodu i błota, pies mnie pociągnęła, straciłem równowagę i prawie się wywaliłem. Prawie, bo jak padałem, oparłem się na ziemi lewą ręką. No i pewnie wtedy naciągnąłem sobie jakiś mięsień przy żebrach i to on mnie teraz kłuje... Nie wiem, dlaczego zupełnie o tym w sobotę zapomniałem.
Jak widać, strach ma wielkie oczy, a ja na takie lęki jestem dość podatny. Po raz kolejny okazało się, że pracować muszę nie tylko nad szybkością i wytrzymałością, ale również, a może przede wszystkim, nad głową... A kolejna „dyszka” będzie za dwa tygodnie w Parku Śląskim.
Zdjęcie z mety. Fot. J. Sielski
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu DamianSz (2013-03-10,20:02): Krzysztof wg mnie takie lęki to objawy, ogólnie ujmując, starzenia się -) Też mnie to czasem łapie -( creas (2013-03-10,20:57): Damek, boję się, że możesz mieć rację :(. U mnie dochodzą jeszcze różne stresy z pracy i to wszystko się tak nakłada. Dobrze, jak można to sobie jeszcze wybiegać w lesie.
|