2013-03-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Rekordowy luty (czytano: 325 razy)
Nie tak dawno wcale, jeszcze ze 3 lata temu, nawet przez myśl by mi nie przemknęło, że będę tyle biegać. I ŻYĆ! A właściwie żyć, bo biegam!
Luty 2013 to mój swoisty rekord - 301,3 km przebiegnięte.
W moim regularnym trenowaniu(od września 2010, wcześniej po prostu troszkę truchtałam) standardowo mieściłam się w objętości 210 - 230km, z lekkimi wahaniami w zależności od zdrowia lub czasu. Przekroczenie 300km zdziwiło mnie samą, przede wszystkim czasem... kiedy ja to zrobiłam?!
Po zastanowieniu się ... faktycznie części kilometrów "nie zauważyłam" bo nie traktowałam ich jako zwykły trening biegowy, a element innej aktywności. O ile rozgrzewki przy morsowaniu to jakieś marne 1-2 km, to już truchty po kriokomorze dały znaczący kilometraż. Na kriokomorę chodziłam przez 10 dni, po 1,5 min do 3 min temperaturki - 175C potrzebowałam ok 3-5 km by się rozgrzać, w sumie "wpadło" ok 40 km (raz skorzystałam z rowerku). Azot pozbawił mnie chyba czucia mięśniowego, bo czasem były dwa biegi dziennie - rano normalny trening, wieczorkiem bieganie po krio, a ból i zmęczenia jakoś się nie pojawiały.
Niestety, z końcem krio mięśnie "się odmroziły" i jedyny (na szczęście)słabszy dzień przypadł w ubiegłą niedzielę, gdzie miałam ochotę odpuścić sobie długie wybieganie.
Rekordem dla mnie jest też trenowanie codziennie - po raz pierwszy przez 2 kolejne tygodnie praktycznie każdego dnia był bieg (czasem dwa razy) i dodatkowo ogólnorozwojówka, choć uczciwie trzeba przyznać, że tą ostatnią bardzo ograniczyłam.
Najfajniejsze, jest to, że mi więcej biegam tym więcej mam energii na inne rzeczy. W trakcie wybiegania mogę "przetrawić" zarówno zagwozdki zawodowe, jak i tygodniowy rozkład zajęć. Później wszystko idzie efektywniej, a ja ma czas na pracę, trening, znajomych i przyjemności (kolejność dowolna) :-)
Tylko jak niebiegającym wytłumaczyć, że bieganie "daje" czas na inne rzeczy, a nie go zabiera?
Hmmm, nie będę tłumaczyć... będę przykładem :) A właściwie już jestem... choć znajomi jeszcze mnie nie naśladują, to już nie robią "pięciozłotowych" oczu, że realizując trening maratoński jeszcze mam czas na kawę ze znajomymi, masaż i zakupy w jednym tygodniu, i (o zgrozo, w piątkowy wieczór) "katuję" się operą :-)))
A przecież nie takie rzeczy wielu biegaczy potrafi!!!
Kurczę, my to jesteśmy zdolni :-)))
fot. czysta radość z biegania :-) a do życiówki zabrakło tylko 3 sekund ;-)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2013-03-02,13:40): też mam to samo; im więcej biegam tym mam dużo więcej energii i sł do innych rzeczy. Zawsze uważałem, że jest to cudowna pasja. alchemik (2013-03-02,14:25): Bo " kto biega nie błądzi" i jest czas na zorganizowanie tego pozostałego czasu , człowiek nie zastanawia się co ma jeszcze zrobić bo to wie.Miłego dnia. Marysieńka (2013-03-02,16:55): Jak jak porządnie się nie zmęczę, czuję się jak ryba wyjęta z wody:)) ultramaratonka (2013-03-02,17:08): Hehehe, ja wcale nie lubię się bardzo męczyć! Wręcz przeciwnie! Dlatego to 300 km zrobione bez większego wysiłku tak cieszy :-))) Nie umiem się zmusić by pójść "na max". Dlatego za załączone zdjęcie dostałam lekką burę po zawodach - zamiast przebierać nogami, traciłam energię na uśmiechy do fotek ;-) Truskawa (2013-03-03,18:57): Gratulacje Ewa! Pięknie! :) ultramaratonka (2013-03-03,19:07): Dzięki Iza :-) Jest szansa, że w Dębnie powalczymy! (2013-03-14,07:33): Nonono, taki kilometraż - póki co ja mogę tylko o takim pomarzyć!
|