2013-03-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Lutowa odbudowa (czytano: 250 razy)
Luty (mam nadzieję, że ostatni zimowy miesiąc) był dla mnie przyzwoity biegowo. Początek to wychodzenie z choroby i wracanie do normalnego biegania. Muszę przyznać, że nie było to łatwe. Osłabienie po chorobie plus kiepskie warunki wynikające z leżącego śniegu, albo błota pośniegowego powodowały, że przez pierwszy tydzień biegało mi się ciężko. Na szczęście jakoś zacząłem dochodzić do siebie i tak dochodziłem, dochodziłem, aż doszedłem do Zimowego Biegu Trzech Jezior w Trzemesznie :).
Pierwszy raz byłem na tej imprezie, skuszony pochlebnymi recenzjami z poprzednich edycji. Trzemeszno leży rzut beretem od Gniezna, gdzie mam swoją „bazę” będąc w Wielkopolsce. Trasa biegu to 15 km, po lasach wokół tytułowych trzech jezior, biuro zawodów zlokalizowane było w hali sportowej w Trzemesznie, start i meta w Ośrodku Wypoczynkowym w miejscowości Gołąbki. Dojeżdżając na miejsce startu zobaczyłem ciągnik i ludzi wysypujących z naczepy piasek na leśną drogę. Co jest? Czyżby posypywali trasę piaskiem? Niemożliwe. Na miejscu sprawnie zorganizowany parking. Kierowany przez Pana strażaka parkuję i wypadałoby wyjść na rozgrzewkę. Niestety zaczyna padać śnieg z deszczem i jakoś nie bardzo chce się wychodzić z ciepłego samochodu. Na szczęście były to chwilowe opady i po kilkunastu minutach można było się udać na oddalony o kilkaset metrów start. Podczas rozgrzewki zobaczyłem, że faktycznie trasa posypana jest piaskiem, potwierdził to też spiker zawodów. Naprawdę duże brawa za ten ruch organizatorów, widać że wiedzą o co chodzi w całej tej zabawie w bieganie. Wreszcie nadchodzi czas startu, ustawiam się raczej na końcu i ruszamy. Na początek około kilometra, może dwóch po asfalcie potem już cały czas leśnymi drogami. W związku z tym, że we Wrocławiu ostatnimi czasy biegałem tylko po asfalcie i chodnikach była to dla mnie duża odmiana, oczywiście na plus. Po kilku kilometrach zrobiło mi się tak gorąco, że czapka i rękawiczki powędrowały do kieszeni kurtki. Tempo nie było zabójcze, nawet jak dla mnie – okolice 5:20-5:30 min/km, co dało na mecie czas 1:22. Do rekordu daleko, ale nie taki był tym razem cel. Na mecie bardzo fajny medal i pyszna herbata, z części kulinarnej jak zwykle nie korzystałem. Raz, że nie bardzo mam ochotę od razu po biegu na jedzenie, a dwa że dla wegetarian jedynym możliwym do spożycia posiłkiem jest najczęściej suchy chleb :). Oczywiście kwestia kulinarna nie ma wpływu na moją ocenę biegu – dają bez wahania dychę!
Tydzień później już we Wrocławiu wystartowałem w XIII Zimowym Biegu Piasta, na nieśmiertelnej trasie między mostami. Tym razem, ze względu na remont biegliśmy tylko po jednej stronie rzeki. Bieg nie tylko z nazwy był zimowy, na całej trasie sporo śniegu. Postanowiłem pierwszy raz wkręcić do moich Asicsów kolce i zobaczyć jak się biegnie. Rzeczywiście było zdecydowanie lepiej. Dystans biegu to 6 km, realizuję plan spokojnego startu i stopniowego przyśpieszania. Zacząłem od 5:29 min/km, kończąc na 5:03 min/km. Czas na mecie 31:46. Na szybsze bieganie przyjdzie czas w marcu :).
Następnego dnia udaje mi się zrobić jedyne w lutym dłuższe wybieganie – 25 km. Miało być 28, ale warunki momentami były paskudne, odwilż i roztapiający się śnieg powodował, że już po kilku minutach miałem mokro w butach. Luty zakończyłem 15 biegami i łącznym dystansem 188 km.
Plany na marzec to kilka startów, z których najbardziej zależy mi na dobrym wyniku na Maniackiej Dziesiątce w Poznaniu. Poza tym kultowy Półmaraton w Sobótce (tutaj chcę pobiec po prostu szybciej niż w zeszłym roku) i dwa lokalne biegi Wrocławska Dycha i ostatni bieg z cyklu zBiegiem Natury.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu visentin (2013-03-04,11:07): Asics z kolcami ?! ziko303 (2013-03-04,17:26): http://www.asicsamerica.com/footwear/running-shoes/gel-arctic-4-wr-t1d3n-mens/
|