2013-01-05
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Maleńki comeback (czytano: 460 razy)
Gdybym był egzaltowanym delikacikiem napisałbym coś w stylu: "Tatry choć są balsamem dla duszy, najgłębszym wytchnieniem, niezbędnym fundamentem do osiągnięcia wewnętrznej harmonii... ble ble ble... to ich siła tak destrukcyjnie działa na moje kolana". Staram się nie być takim fircykiem... Zatem napiszę po swojemu "po górach chodzić lubię, ale przez to na... mnie kolana". Wyrażenie ekspresji przez wulgarność! Jakież to proste:).
Praktycznie cztery miesiące biegowego niebytu. Na początku września najpierw wybieganie po wzgórzach Gubałówki, upał mnie zabił. Potem chłodne wybieganie po Dolinie Kościeliskiej, (uuu jak pięknie;)). Dwa dni przed Wrocławskim rozruch, zawróciłem po 850 metrach. Rozsądek nakazywał nie biec maratonu, ale gdzie...:). Po długich zbiegach na półmaratonach Karkonoskim i Henrykowskim poczułem się nieśmiertelny:). Gdzieś przed połową 2012 przestałem robić ćwiczenia wzmacniające. Cóż sam sobie jestem winien:). Maraton przeczłapałem, z czasem 4:20 z ogonkiem, jako największy sukces trzeba odnotować przejście kilometra w czasie 8:07, ha!:)
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że czeka mnie kilkumiesięczna przerwa. Tydzień po maratonie czułem się nieźle i chciałem wznowić treningi. Kolano zastrajkowało, zaczęła się dość żmudna rehabilitacja (zawsze to lepsze od operacji;)). Pamiętam, że oglądałem wieczorami "Rodzinę Soprano" z zimnym okładem wokół kolana;). W październiku wystartowałem w Biegu Hauptmanna, na jednej nodze, bardzo ostrożnie czas 56:09, cholernie się cieszyłem, nie ma to jak naćpać się endorfinami po długiej przerwie:). Kolano wciąż coś tam pobolewało, więc postawiłem na cierpliwość. W listopadzie wyszedłem raz, znów niewielki ból. Na początku grudnia pomagałem znajomym w organizacji biegu Mikołajkowego (dokładniej o tym później, chłopaki zasługują na osobną notkę:)), przebiegłem jakieś 1,5km w butach górskich, nie bolało! 25 grudnia pobiegałem po parku w Legnicy. Wyglądało to już naprawdę nieźle. Drugi, czwarty stycznia to już bieganie na moich stałych rewirach, dawno już przebiegnięcie pięciu kilometrów tempem powyżej szóstki nie było takim wyzwaniem!;) Do końca miesiąca planuję delikatne bieganie. Mam nadzieję, że już wszystko będzie dobrze:).
Jestem strasznie wkurzony, że przegapiłem moją ulubioną porę roku do biegania. Na szczęście brzuch mi za bardzo nie urósł:). W dodatku przez cały ten czas w miarę regularnie ćwiczyłem hantlami i na drążku. Pewnie zaraz podpadnę większości biegaczy, ale we wrześniu chyba pierwszy raz wizja niebiegania mnie zupełnie nie przeraziła...:)
Wracam:).
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora a.Klimczak (2013-01-05,22:52): Jakoś Ci trzeba będzie wybaczyć Twoje wybryki! shadoke (2013-01-06,16:14): Ufff!! Czy wrócisz również do challengu?:) Pytanie z tych retorycznych:)
|