2012-12-27
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Bieg po moczkę i makówki 22.12.2012 :) (czytano: 2617 razy)
W piątek wieczorem pewna przemiła pani na oświetlonej ulicy 3 maja, przy wyjeździe z bramy, trzasnęła nam w samochód. Nie wspominam o tym dlatego, że mnie to jakoś szczególnie zabolało, wszak płaci pani z własnej polisy, bo to jej wina. Wspominam o tym, bo miało to swoje konsekwencje w sobotę, tuż przed Wigilijnym biegiem po Moczkę i makówki w Stanowicach. Start o 12.00 ale do 11.45 trzeba było się pokazać w biurze zawodów. Oczywiście zdążyłabym bez żadnych problemów gdyby nie to, że to był pierwszy raz od niepamiętnych czasów kiedy mogliśmy się z Łysym po prostu wyspać. Oczyska otworzyliśmy około 10.00 więc zanim się wygrzebałam było już nieco późno. Marcin czekał na mnie w samochodzie, silnik pracował, a ja w pełnym biegu lecę żeby dołączyć do mojego męża najlepszego i jedynego. No i jak tak leciałam żeby tylko być szybciej obok mojej połówki i nie usłyszeć, że na mnie to zawsze trzeba czekać, na śmierć zapomniałam, że od piątku przednie drzwi obok kierowcy niestety się nie otwierają, a przynajmniej nie w takim zakresie do jakiego byłam przyzwyczajona. Wyglądało to tak, że z całej siły pociągnęłam drzwi, a one jeszcze usilniej zapragnęły wrócić tam gdzie były przed chwilą i niestety po drodze spotkały się z moją gębą. Dostałam w twarz tak, że prawie usiadłam. Dłuższą chwilę zwijałam się z bólu, a na kości jarzmowej pokazała mi się bardzo nietwarzowa kulka. Od razu wszystkiego mi się odechciało. No ale przecież wyraźnie zaznaczyłam, że będę biegała więc jak tylko się otrzepałam z tego poniżenia i bólu to pojechaliśmy.
Bez żadnego problemu znaleźliśmy szkołę, w której było BIURO. Zostały mi jakieś dwie minutki więc biegłam jak dzik żeby zapłacić i przeżyłam niezły szok przed szkołą. Scena jaką zobaczyłam wprawiła mnie w lekkie zdumienie. To miał być przecież mały bieg. Myślałam, ze bez żadnych tam atrakcji, a tu pełną parą szła rozgrzewka przy muzyce, do tego jakaś tam TVP z kamerą. Myślałam, że źle widzę. Nie miałam niestety za bardzo czasu żeby to jakoś ogarnąć umysłem, więc polazłam ze wstydem pozałatwiać swoje sprawy. Wszystko odbyło się błyskawicznie i po chwili mogłam już przypiąć numer startowy i nieco się poruszać no i wyściskać Miłoszka, którego ostatni raz widziałam chyba w czerwcu na Rzeźniku.
W drodze na start osobiście poznałam kolegów z Żor Mirka i Pawła. Chwilę sobie pogadaliśmy, pośmialiśmy się, że trzeba wyjechać z miasta żeby się poznać, a potem już był start. Matko jedyna.. mój anioł stróż musiał spać albo był nietrzeźwy, bo pozwolił mi lecieć z Miłoszem. Miłosz wyrwał do przodu, ja za nim, mimo że od lat wiem, że na początku muszę WOLNO! Nawet bardzo wolno muszę biec żeby dolecieć do mety w jako takim stanie. Ale nie! Ja poleciałam za Miłoszem i z wywieszonym jęzorem goniłam za nim przez całą trasę. Jak chciałam wyluzować to Miłoszek biegł tyłem(naprawdę mi to robił, biegł tyłem!) i ryczał „no dalej, dalej”. No to co miałam robić? Leciałam za nim modląc się, żeby dożyć do mety, bo naprawdę było krucho. Ale czas na mecie mnie zadowolił. Czyli miałam dwa w jednym. Dobre towarzystwo i dobry czas.
Uwielbiam biegi gdzie całe zaplecze jest zaraz obok mety. Jest to szczególnie fajne kiedy na dworze mróz i wiatr. Tutaj też tak było. Poszliśmy od razu na gorącą herbatę. Kto chciał mógł zjeść albo moczkę albo makówki. Do tego opłatki na każdym stole. Gospodarze pomyśleli nawet o upominkach, które losowało się zaraz po bieganiu. Jak dla mnie rewelacja i do tego doskonała atmosfera. Na koniec, już po biegu zorganizowano dekorację najlepszych zawodników i były nawet nagrody dla tych, którym chciało się na ten bieg przebrać.
Organizacja była doskonała! Nie wiem czy były prysznice ale na pewno była szatnia w której można było się przebrać. Nikt nie robił problemów właścicielom psów i psiaska na równych prawach szwendały się grzecznie na smyczkach po szkole. Jak w szopce. :)
Nie wiem kto na koniec trafił do pizzeri ale kto było to chyba raczej nie żałował. Mi smakowało i stwierdzam, że w Żorach takiej dobrej nie mamy.
Hm.. impreza była naprawde super. Zapisałam się na nią bo regulamin mnie rozwalił. Trochę się zastanawiałam czy to wypali, bo przecież to było zaledwie na trzy dni przed wigilią, wtedy kiedy ma się najwięcej roboty. Ale jak widać wszystko wypaliło. I organizacja i frekwencja. Było dużo więcej ludzi niż myślałam, że będzie. To był taki dzień niespodzianek. Bardzo przyjemny. Mam nadzieję, że w całości uda się go powtórzyć za rok.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Marysieńka (2012-12-27,17:22): Bo własnie doborowe towarzystwo i dobry wynik to to co daje największą radość w tym naszym biegowym "nałogu" :)) kudlaty_71 (2012-12-27,20:05): ...hmmm...masz rację Marysiu :)...wszak w doborowym towarzystwie i o dobry wynik łatwiej :)...hmmm...powiększałem zdjęcie, aby dostrzec na Twojej twarzy Iszko, te ślady po spotkaniu z drzwiami od auta i...hmmm...nic nie zauważyłem :)...dobrze, że w przyszłym tygodniu mam wizytę u okulisty ;)))... DamianSz (2012-12-27,20:38): Fajna ekipa ten bieg organizowała i miałem dylemat gdzie jechać ? Wybrałem Strzelce bo tam za darmo było a za Moczkę chcieli całe 5 zł -) adamus (2012-12-27,20:59): To był bieg z okazji moich urodzin?? Przepraszam, że nie wpadłem :))) mamusiajakubaijasia (2012-12-27,21:18): Bo to taki dzień był:) Ja w sobotę rozwaliłam sobie łuk brwiowy rączką od durszlaka. Zwyczajnie na mnie napadła, ale niegroźnie. Tylko na Wigilii wyglądałam osobliwie - opryszczka, jęczmień, którego nie było widać, ale swędział i strup tuż nad brwią. Co przeżyjemy, to nasze:)............................... A Miłosz..... Ech, Miłosz:)) snipster (2012-12-27,21:55): hehe, ja nie wiem, ale ty masz jakis tick do niestworzonych przygód... ten twój anioł w poprzednim wcieleniu był chyba Louis de Funesem ;) mkmilosz (2012-12-27,22:37): ja z 10 centymetrów nie widziałem tego guza dopóki mi Iza nie pokazałaś palcem, cieszę się że podobało Ci się moje towarzystwo :) zresztą ja też biegłem cały w skowronkach :) jacdzi (2012-12-28,06:42): A ta tajemniczo brzmiaca moczke na mecie dali? paulo (2012-12-28,08:23): fajnie, że są takie miłe imprezy w środku zimy; czyli sezon wiosenny już Cię nie zaskoczy :) Rufi (2012-12-28,08:50): A pyszczka swojego nie pokażesz? :-) Truskawa (2012-12-28,09:38): W moim przypadku właściwie tylko towarzystwo Marysiu. O żadnych wynikach mowy byc nie może. Ale jak czasami coś mi wyjdzie lepiej to oczywiście, że cieszy. :) Truskawa (2012-12-28,09:40): Bo dostałam w pychol bardziej z boku. I na szczęście bez kolorów. Tylko guz. :)) Do dzisiaj wyczuwam zgrubienie i nadal boli choć na szczęście już nie tak bardzo jak na początku. :)) Truskawa (2012-12-28,09:43): Taaaa, zaraz uwierzę że z powodu 5 zeta pojechałeś do Strzelców. Szkoda, że Cię nie było. :) Truskawa (2012-12-28,09:44): Eh Ty Mireczku! Ty akurat z powodu urodzin jesteś zupełnie usprawiedliwiony. :) Truskawa (2012-12-28,09:45): O nieeee.. durszlakiem. :)))) Gabrysiu to może nasz rocznik już tak ma. A Miłoszek to Miłoszek. Wiadomo. :) Truskawa (2012-12-28,09:47): Hm.. ale właśnie mnie to zastanowiło Gabrysiu bo moje durszlaki nie mają rączki. Mają uszka. Może uszka nie poczyniłyby takich spustoszeń na twojej twarzy? :)) Truskawa (2012-12-28,09:49): Piotrek, ja myślę, że w tym akurat przypadku to była kara. Lata temu moja rusycystka opowiadała jak przytrzasnęła sobie głowę drzwiami do samochodu. Wydawało mi sie to tak nieprawdopodobne i zabawne, że ze śmiechu prawie spadłam pod biurko. No i teraz Niebieski mi wyjaśnił właśnie jak to jest możliwe. Na szczęście skończyło się na guzie, bo pani od rusa to miała wstrząśnienie mózgownicy. :) Ale coś w tym co napisałeś jest. :)) Truskawa (2012-12-28,09:50): Nie było go widać Miłoszku, bo na szczęście nie miał kolorów. Ale przecie był! I bolał! A najbardziej na drugi dzień. :)) Truskawa (2012-12-28,09:52): Była moczka Jacku i makówki też. Nie jadłam bo byłam po dość obfitym śniadaniu ale po minach biegaczy było widać, że smakowało. :) Truskawa (2012-12-28,09:53): Sezon wiosenny jak zawsze zaskoczy mnie pewnie całkowitym brakiem formy Paweł. Ale to naprawdę nie będzie nic nowego. :) Truskawa (2012-12-28,09:54): Nie Eluś. I nawet nie chodzi o tego guza tylko o to, że pysk pomarszczony, a to nigdy na zdjęciach dobrze nie wygląda. :) mamusiajakubaijasia (2012-12-28,10:16): No właśnie mój durszlak (stary - chyba mój rocznik) nie ma uszek, na rączkę. Ale po jego sobotniej napaści zastanawiam się nad wymianą agresora na taki z uszkami. Truskawa (2012-12-28,10:43): Wymień dziada. Niech ma za swoje. Uszka wydają się być mniej agresywne niż rączki. :)) kokrobite (2012-12-28,13:40): Cudne pierwsze zdanie. Od razu chce się czytać dalej :-) cosmita (2012-12-28,14:33): Nas też frekwencja zaskoczyła i to pozytywnie, ale w perspektywie ewentualnej drugiej edycji i trochę przeraziła. A z Damka zrobił się "centuś" nie powiem jaki, żeby nikogo nie urazić. A na listę startową był wpisany poza limitem. Miał być traktowany jak VIP. Nawet to go nie skusiło. dario_7 (2012-12-28,14:41): No to niech się Tobie powtórzy za rok!!! Ale niekoniecznie w całości - bez tego spotkania z drzwiami! :D Truskawa (2012-12-28,17:22): Można powiedzieć, że takie z grubej ruty Leszku. :) Truskawa (2012-12-28,17:26): O nieee, tylko nie "ewentualnej". Taka super impreza musi być stała! Byłoby strasznie szkoda. A Damianek widocznie zaszczytów nie szuka, bo nie wierzę, żeby go 5 złotych wystraszyło. Więcej paliwo do Strzelców/ec kosztowało. :)) Truskawa (2012-12-28,17:29): Cóż znaczy uważny czytelnik! Dziękuję bardzo Darku. :)) Rufi (2012-12-28,20:50): To już wiem dlaczego Łysy tak się nadyma na zdjęciach :-) żeby zmarszczek nie było widać :-) ursmen (2012-12-28,21:38): Dziękujemy za miłe słowa, i zapraszamy za rok. A swoją drogą jak się czyta takie relacje to aż się beczeć chce, że ktoś docenia nasz wysiłek włożony w organizację :) Truskawa (2012-12-29,08:47): Ale Monia nie ma zmarszczek a też się nadyma. :)) Truskawa (2012-12-29,08:55): Nie można nie docenić dobrze przygotowanego biegu. Ja się spodziewałam czegoś zupełnie innego. Naprawdę byłam w szoku. Nie tak sobie wyobrażałam biegi koleżeńskie czy przyjacielskie. Było naprawdę świetnie. A siedząc przy makówkach obgadywaliśmy z Miłoszem bieg i się śmialiśmy, że na forum pewnie i tak ktoś będzie miał pretensje o niedokładnie zmierzoną trasę. No i rzeczywiście, dwa głosy się pojawiły. A my na wszelki wypadek zaczęliśmy wymyślać co jeszcze mogłoby się nam ewentualnie niepodobać i mieliśmy z tego niezłą zabawę. :) Dla mnie ten bieg był świetną odskocznią od tego przedświątecznego rozgardiaszu. A! zapomniałam napisać o medalach. Fajny pomysł z piernikami. W domu powiesiłam go tak, żeby moja psina mogła go znaleźć i zjeść. Trochę to trwało zanim w końcu zobaczyłam pustą tasiemkę. Za rok chciałabym zabrać moją Krupską. :) mihone (2012-12-29,13:05): Co do tarsy nie byla zle zmierzona tylko nie udalo nam sie tak jej wyznaczyc by miala 10km. Liczylismy sie z tym ze bedzie krytykaa le to bieg świateczny, przyjacielski "forma luźna" jak byo napsiane.
Za to nie było może 10km ale był pomiar czasy czego miało nie być ale nikt nie zauważył tej zmiany ;)
W przyszłym roku będzie 10km :) data: 21.12.12 Jeszcze nie ma na maratonach bo odrzucili ze względu na brak info na stronie organizatora :) mihone (2012-12-29,13:05): poprawka 21.12.2013 ;) renia_42195 (2012-12-29,19:36): Marysiu masz rację - a wpis mnie z nóg nie powalił - przepraszam :))) Truskawa (2012-12-29,21:24): Michał, ja o długości trasy wspomniałam tylko dlatego, że to najczęstszy zarzut w stosunku do organizatorów. I nie ważne co jest napisane w regulaminie i tak zawsze znajdzie się ktoś, kto napisze, że mu Garmin czy inny Timex inaczej zmierzył. No tak już jest i pewnie tak będzie. Było ok i tyle. Debiut taki, że współczuję Wam w przyszłym roku. :)
|