2012-12-04
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Mikołajowy zawrót głowy (czytano: 714 razy)
Porywanie się z motyką na słońce albo i księżyc opanowałam już chyba do perfekcji :) Nie ma w tym nic mądrego ani też nic racjonalnego, ale jest jedno, co tak bardzo pociąga – adrenalina, dreszczyk emocji, niepewność „czy się uda?”.
O tym, że wystartuję w Toruniu wiedziałam już rok temu, gdy oglądałam zdjęcia i filmy z IX edycji Półmaratonu św. Mikołajów. Rzesza czerwono-białych Mikołajów, które łączy tak wiele… po prostu musiałam tam być! Obiecałyśmy sobie z siostrą, że za rok i my staniemy na starcie tego biegu w czerwonej bluzce i mikołajkowej czapce na głowie. 24 maja, dokładnie w dzień urodzin siostry, ruszyły zapisy… „to przeznaczenie!” Nasze nazwiska widniały na liście startowej już w pierwszy dzień:) a z każdym kolejnym przybywało na niej coraz to więcej biegaczy…
Ostatecznie na starcie stanęłam bez siostry, ponieważ w jej brzuchu jest już całkiem niezłej wielkości mały smyk, który zapewne też kiedyś pobiegnie z nami:) Postanowiłam wystartować właśnie dla Wery, zrobić „rozpoznanie” trasy, aby za rok wrócić tu znowu… już z nią:) Mimo, że byłam tam bez niej, nie czułam się samotna. Z każdej strony otaczały mnie Mikołaje i Mikołajki… nie mogłam wśród nich poznać moich znajomych, głowa bolała niemiłosiernie od wytężania wzroku, ale przynajmniej się odnaleźliśmy:)
10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1… START! Prawie 2500 tysiąca czerwono-białych Mikołajów ruszyło… fala wylała się na miasto wywołując uśmiech na twarzach wszystkich:) Początkowo Mikołaje manewrowały pomiędzy samochodami, by po sześciu kilometrach wbiec w spokojny las i na jakiś czas stać się „płynącą” rzeką.
Do pierwszego wodopoju biegłam z klubowym kolegą Markiem, który potem postanowił zaczekać na Chyżaków i razem z nimi dobiec do mety. Początkowo też chciałam to zrobić, ale biegło mi się tak dobrze, tak lekko, że nie chciałam tego przerywać. Wyruszyłam w samotną podróż po lesie, mijając i będąc wyprzedzana przez kolejnych Mikołajów…
Na 12 km zaczęła się walka. Pomiędzy głową a nogami, które miały po swojej stronie stopy. Dosłownie czułam, jak zdziera mi się skóra i robią się wielkie bąble. Głowa mówi „ile razy już to przeżywałaś, dasz radę!”, na co nogi „ej, ty tam u góry, pomyśl trochę o nas! Z reguły dajesz nam spokój już po 12km, jesteśmy już zmęczone, daj nam odpocząć!”; głowa jednak nie daje za wygraną „jeszcze tylko 9km, przecież nie możesz się poddać, nie możesz pozwolić nogom stanąć, bo wtedy nie będą chciały już ruszyć!”, nogi nadal zbuntowane „daj nam chociaż chwilkę, malutką chwilkę odpoczynku”, głowa była silna, zmotywowana i nie pozwoliła im ani na chwilę się zatrzymać! Choć z każdym kolejnym krokiem, z każdym podniesieniem kolana, z każdym oderwaniem się od podłoża, czułam, że nogi mają szanse, aby w tej bitwie odnieść zwycięstwo. Bolało strasznie, szczególnie podczas biegu po korzeniach, ale przecież jestem na to przygotowana! Dam radę! Kto, jak nie ja!?
Po zażartej walce wbiegłam na stadion z uniesionymi rękami, nadal w czapce Mikołaja i białym szaliku, a na mojej szyi zawisnął najpiękniejszy medal, jaki tylko mogłam wymarzyć – dzwonek w kształcie mikołajkowej głowy:)
A nogi… obrażone, że przegrały bitwę, postanowiły pokazać pazur dnia następnego… brat musiał mnie wyciągnąć z łóżka, bo nie miałam siły się podnieść. Stópki czeka „kuracja”, gdyż widnieje na nich 9 pięknych bąbelków… i mimo, że potwornie bolą i w dużej mierze uniemożliwiają mi normalne chodzenie to… cieszę się, że je mam! Bo są dowodem mojej walki, mojego zwycięstwa nad samą sobą!
Na fotce: ja na drugim wodopoju. Zdjęcie wykonane przez pana Grzegorza, któremu jeszcze raz dziękuję za doping w bardzo trudnym dla mnie momencie, kiedy nogi prawie wygrały walkę... ale im się nie dałam!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Przemes6 (2012-12-04,17:34): Brawo Honda! Znów wygrałaś ze zmęczeniem,nogami etc. Pozdrawiam! Robert (2012-12-04,18:24): gratulacje:) majorek (2012-12-04,19:33): ;] renia_42195 (2012-12-04,21:00): Gratuluję :) Kempes (2012-12-04,23:05): Gratki! ja niestety pobiec nie mogłem, ale przynajmniej pokibicowałem :) snipster (2012-12-04,23:10): brawo Mikołajko :) Marysieńka (2012-12-05,08:12): "adrenalina, dreszczyk emocji, niepewność „czy się uda?”. ...też tak mam...i wcale nie żałuję, nie mam zamiaru się tego "wyzbywać" :)))
kasjer (2012-12-05,08:33): Gratulacje!. Z przyjemnością czytam takie emocjonujące opisy walki. Tej największej walki - ze sobą. Do tego ta trasa nie była łatwa. Nawet z Laponii do Polski lepsza droga prowadzi;)
A że może trochę pomogłem to tym bardziej się cieszę:)
ps. Coś czuję, że ten medal zawiśnie w tym roku na choince :))) paulo (2012-12-05,09:47): Honorato, pięknie walczyłaś i wspaniałe tę walkę z samym sobą opisałaś. Jesteś Zwyciężczynią!!! Gratuluję. darianita (2012-12-05,16:42): ...nie widziałem Cię "Mikołajko" na trasie , rzeczywiście , wypatrzyć kogoś znajomego było niezmiernie trudno. Gratulacje!
A o pęcherzach zaraz zapomnisz:) tatamak (2012-12-06,09:21): To mnie rozłożyło (...)"na co nogi „ej, ty tam u góry, pomyśl trochę o nas! " :-). Pzdr... marcinpl88 (2013-01-04,15:11): Świetna relaja z dozą humoru ;) Gratuluję
|