2012-11-24
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| LISTOPAD czli zejście z trasy, Góra i Skalnik (czytano: 284 razy)
Listopad w moim wykonaniu miał być miesiącem lekkiego zluzowania z bieganiem (co się udało, pierwsze 2 tygodnie to bieganie nie przekraczające 30 km tygodniowo) i równocześnie 3 startów, gdzie po cichu liczyłem na jakiś dobry wynik.
Na pierwszy ogień poszedł start w Półmaratonie Wodzisławskim 04.11.2012 i szczerze powiedziawszy najwięcej obiecywałem sobie właśnie po tym biegu, licząc po cichu, że uda się złamać granicę 1:50. W najczarniejszych myślach nie przypuszczałem jaką piękną katastrofą skończy się dla mnie ten występ. Pracować na nią zacząłem dzień przed biegiem. Korzystając z weekendu w rodzinnym domu, objadałem się bez opamiętania różnymi frykasami. Kto zna śląską kuchnię ten wie o co chodzi . A śniadanie przed biegiem…. ech, dobra nie będę się już kompromitował. Efekt tych wszystkich zabiegów był taki, że na starcie czułem się jak Pan Gruby ze skeczu Monty Pythona. Wtedy należało przynajmniej włączyć rozsądek i zacząć asekuracyjnie, a najlepiej zapomnieć o planie pobicia życiówki. Ale gdzie tam, pierwszy kilometr pobiegłem w tempie 4:48 min/km, czyli takim w jakim nie powinienem na dzisiaj zaczynać nawet biegu na 10 km. Specyfiką półmaratonu w Wodzisławiu jest 10 pętlowa trasa, która w przypadku kiepskiego samopoczucie może człowieka dobić. Z każdym kolejnym kółkiem czułem się gorzej, bez nadziei na poprawę. W końcu stało się - po czwartym kółku zeszedłem z trasy, nie widząc sensu męczenia się jeszcze przez 6 okrążeń. Dzisiaj nawet mnie to bawi, ale po biegu do samego wieczora wypowiedziałem tylko kilka słów . Tak więc mam za sobą kolejne doświadczenie – zejście z trasy.
W kolejnym tygodniu planowałem odwiedziny u rodziny żony czyli kierunek Wielkopolska i Bieg Niepodległości w Obornikach Wielkopolskich na dystansie 15 km. Niestety perturbacje zdrowotne dzieciaków sprawiły, że wyjazd nie wypalił i trzeba było Święto Niepodległości obchodzić na Dolnym Śląsku. Z szybkiej analizy kalendarza biegów wyszło mi, że najlepiej ten dzień będzie uczcić na dyszce w Górze czyli XIX Biegu Niepodległości.
Z Góry miałem dobre wspomnienia z rozgrywanego latem Biegu z Policją, więc bez większego wahania obrałem kierunek na północne rubieże województwa dolnośląskiego. Jadąc na bieg, coś jednak dziwnie się czułem żołądkowo – czyli deja vu Byłem tym lekko zdziwiony, gdyż tym razem moja dieta była, no może nie idealna, ale powiedzmy…. dobra Na miejscu okazało się, ze bieg prowadzi praktycznie w 90% po trasie znanej mi z Biegu z Policją, a więc 4 pętle po centrum Góry. Biegło mi się nieźle, aczkolwiek narastały problemy żołądkowe i na ostatniej pętli musiałem trochę zwolnić. Czas na mecie netto równe 51 minut czyli vice vice życiówka . Odbudowa po Wodzisławiu udała się znakomicie. Po powrocie do Wrocławia moje samopoczucie było coraz gorsze i szybko zorientowałem się, że tym razem mój synek sprzedał mi w promocji jakiegoś wirusa grypy żołądkowej, który był przyczyną moich kłopotów, które zresztą trwały jeszcze następny dzień.
Ostatni start w listopadzie zaplanowałem w Graczach na Opolszczyźnie. Rozgrywany był tam XVIII Barbórkowy Bieg Skalnika na dystansie 15 km. Wiele dobrego słyszałem o tym biegu. W ubiegłym roku niestety zmogła mnie choroba i nie mogłem wystartować. Na szczęście tym razem wszystko było OK., samopoczucie dobre plus idealna pogoda na bieganie – około 10 stopni i słonecznie czyli polska złota jesień. Biuro zawodów ulokowane było Zakładowym Domu Kultury w Graczach. Wchodząc do środka przeżyłem lekki szok. Kawa i herbata do woli dla biegaczy, otwarta sala główna ze sceną, stołami i krzesłami (po biegu odbyła się tam dekoracja), można było spokojnie usiąść i czekać na bieg. Sprawnie odebrałem numer startowy i ruszyłem na rozgrzewkę. Plan na ten bieg był taki, żeby zejść poniżej 1:20 - czyli bez szaleństw. Absolutnie nie czułem się ani psychicznie, ani fizycznie na siłach rzucić wyzwanie życiówce z Kobylina czyli 1:16. Trasa to jedna pętla Gracze-Radoszowice-Tarnica-Rogi-Góra-Rutki-Gracze. O godzinie 11.00 ruszamy. Pogoda wrześniowa, biegło się bardzo przyjemnie tym bardziej, że trasa była rewelacyjna: asfaltowa droga prowadząca, przez pola i wioski, lekkie podbiegi i zbiegi. Miejsce idealne do biegania. Ostanie kilometry to fragment drogi szutrowej ze sporym zbiegiem. W tym miejscu postanowiłem przyśpieszyć i ostatnie dwa kilometry pobiegłem w tempie około 5min/km. Na finiszu małe ściganie, mnie chciał dogonić zawodnik z tyłu, z kolei biegnący przede mną nie był świadomy, że się zbliżam. Ale od czego mamy kibiców Gromki okrzyk jednego z nich: goni Cię! wywołał reakcję łańcuchową. Ja znacznie przyśpieszyłem, „uciekając” przed goniącym mnie zawodnikiem, kolega z przodu zareagował tak jakby ktoś go obudził i ruszył do sprintu. Ostatecznie każdy z nas utrzymał swoją pozycję, ale dzięki temu zrywowi otrzymaliśmy gromkie brawa od kibiców Mój czas netto na mecie 1:18:57, co jest moim drugim wynikiem na tym dystansie. Gracze wchodzą na moją listę biegów obowiązkowych na rok 2013.
Podsumowując starty w listopadzie, jestem umiarkowanie zadowolony pomimo „wodzisławskiej wpadki”. Zejście z trasy też może przecież czegoś nauczyć. Teraz pozostały spokojne treningi. W grudniu jest plan na kilka startów bez większego spinania: 02.12 –Bieg Barbórkowy Rybnik 10 km; 08.12 Zbiegiem Natury Wrocław 5 km i na koniec dwa kultowe biegi czyli Strzelecki Bieg Uliczny na 15 km i Bieg Sylwestrowy w Trzebnicy na 10 km. Oczywiście plany te są uzależnione od pogody, jeżeli nastąpi jakiś atak ekstremalnej, śnieżnej zimy to pewnie sobie odpuszczę. Priorytetem jest trening, który ma zaprocentować na wiosnę.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |