2012-11-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Olśnienia... (czytano: 805 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.youtube.com/watch?v=zlfKdbWwruY
Są takie dni, kiedy budzę się i wiem, dokładnie wiem, czego chcę od życia. Wiem, czego chce aktualnie moje ciało, czego pragnie dusza, o czym marzy rozum, co czuje moje serce. Wydaje się to takie oczywiste, łatwe i proste w użyciu. Nie mogę zrozumieć, jakim cudem nie wiedziałam tego wcześniej. To właśnie są OLŚNIENIA. Olśnienia, które przychodzą czasem do naszego życia i zmieniają je, nadają nowy sens.
Czy taki był właśnie dzień 11 listopada? Zdecydowanie nie;-) Jedyne, co czułam rano to ból, zmęczenie, niewyspanie i wieeelką chęć przewrócenia się na drugi bok i spania w najlepsze. Przecież jest niedziela! Kto to widział, żeby budzić się o 7:30, jeśli wróciłam do domu o 2:30 z 18-stki, którą całą przetańczyłam aż buty obtarły mnie prawie że do krwi? Kto to widział, żeby po pięciu godzinach snu, z własnej woli wstać, ubrać się w biegowy strój i jechać 40km od domu na bieg? Niestety, nie miałam wyjścia. Skoro ten miesiąc temu zdecydowałam się, że jadę i że pobiegnę – nie mogłam zrezygnować! „Wojownik światła nigdy się nie poddaje!”
Przyjechałam do Lubonia z założeniem: „jeśli ukończę, będę zwycięzcą”. Moja dyspozycja nie była najlepsza, zmęczenie dawało się we znaki, stopy bolały niemiłosiernie (kto wymyślił buty na obcasach i co przyszło mi do głowy, żeby tańczyć w nich przez 6 godz!?), poza tym moje ostatnie ‘treningi’ ograniczały się do wyjścia na półgodzinne truchtanie, podczas którego pokonywałam niecałe 6km. Było mi trochę głupio, gdyż kilka dni wcześniej umówiłam się z kolegą, który ciągnął mnie od 5km do mety w Rakoniewicach, że pobiegniemy na czas ok. 51 minut, czyli o 43 sekundy lepszy od mojej aktualnej życiówki. Stojąc tam na starcie mówiłam sobie „głupiaś ty, jak zwykle robisz coś nienormalnego”.
Nie rozgrzewałam się tak, jak to powinnam zrobić, zadbałam tylko o to, aby obojczyk był dobrze rozciągnięty i poklepałam kilkakrotnie moją prawą łydkę, którą ostatnio dość często nawiedzają nieproszone skurcze. Spotkałam się na starcie z Krzysiem – moim pacemeakerem i… ruszyliśmy;) Postanowiłam biec z muzyką, ustawiłam sobie bardzo motywującą play listę – motywy z Rocky’iego, Rydwany Ognia, Bitersweet symphony, Titanium… i – jak się okazało – najlepsza ze wszystkich Garry Schyman – Praan (piosenka z filmiku „Where the hell is Matt 2008” – polecam!). Jednym uchem słuchałam mojego dopuszczalnego dopingu, a drugą tego, co mówił Krzysiu. A trzeba przyznać, że był bardzo rozgadany;) Cały czas dawał mi rady: „większy krok, bardziej pochylona sylwetka na podbiegach, rozluźnienie rąk na zbiegach, odpoczynek, nie za mocno do przodu, jak się czujesz w skali od 1 do 5?, nie przyspieszać na zbiegach, odpoczywać, pamiętać o równym oddechu, chronić się za kogoś plecami przed wiatrem, już nie będzie takich górek, uśmiech do fotografa, już połowa za nami, zaraz dogonimy tych, co przed nami, to już 8km!, jeszcze tylko 2, pamiętaj o równym oddechu, mocna praca rąk, ostatnia prosta, finiiiiisz!”..
Na mecie założyli mi przepiękny medal w kształcie Polski, jeden z najpiękniejszych, o ile nie najpiękniejszy medal w mojej kolekcji. Po chwili uścisnęłam Krzysia i podziękowałam mu za wspólny bieg, bo na pewno nie dałabym rady, gdyby nie on. Zaraz pojawił się tata tuląc mnie i gratulując nowej życiówki… nie wiedziałam, w jakim przybiegłam czasie, bo nie wzięłam zegarka. Szczęśliwi czasu nie liczą:) Jak się okazało mój wynik to 50:32, czyli ponad minutę lepiej niż miesiąc temu w Rakoniewicach… Trochę szkoda tych 32 sekund, ale… Mam przynajmniej motywację na przyszły sezon:)
Na początku pisałam o olśnieniach… doznałam takiego kolejnego olśnienia, gdy wbiegłam na metę. Chciałam krzyczeć „trwaj chwilo, jesteś piękna!”. Odnalazłam swoje miejsce na świecie, jest mi tu dobrze. Raduje się moje serce, chce wyskoczyć i krzyczeć „tego chcę już zawsze!”. Ciało, choć zmęczone, ale zadowolone. Czuję spełnienie. Radość. Ból, ale tę przyjemną jego odmianę. To po prostu mój świat, który kocham i w którym chcę trwać ;)
Zdjęcie: Krzysiu i ja na ok. 3 km :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu slavkotomysl (2012-11-15,20:42): BRAVO CIOCIU HONDO:) HONDA IS A MANIAC:) A PIOSENKA TA MOTYWUJE MNIE http://www.youtube.com/watch?v=R8LhqdNBIJI slavkotomysl (2012-11-15,20:44): http://www.youtube.com/watch?v=8FftI0oRg2M&feature=related slavkotomysl (2012-11-15,20:45): ALBO TO TEZ MOCNE DO BIEGANIA http://www.youtube.com/watch?v=mYaTrKKiptM Przemes6 (2012-11-15,21:01): Pełen szacunek :) Widać musisz zarywać noce i tańczyć aby wybiegać życiówki heh. Pozdrawiam serdecznie!!! renia_42195 (2012-11-16,06:53): Życiówka po imprezie - gratuluję :) Może faktycznie warto biegać po imprezach ;) ? Człowiek gna szybciej na metę, bo marzy o odespaniu szaleństw imprezowych :) paulo (2012-11-16,08:56): Gratuluję z całego serca. Piękne zakończenie sezonu i nadzieja na radosne bieganie w najbliższej przyszłości Marysieńka (2012-11-16,09:03): Takie "niespodzianki" po imprezie?? Chciałoby się rzec...więcej proszę...gratki:)) snipster (2012-11-16,11:12): Gratulacje :) olśnienia są MEGA, też tak czasem mam :) darianita (2012-11-20,18:48): ..."wojownik światła nigdy się nie poddaje" - nic dodać ,nic ująć...gratulacje , świetny czas. Jak będziesz wypoczęta ,to co wtedy pocznie Twój peacemaker:)
|