2012-11-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| podróż do przeszłości (czytano: 937 razy)
powrót do przeszłości
W ostatnim wpisie wspomniałem o próbie biegania kiedy miałem 13-14 lat. Dzisiaj, korzystając z dnia wolnego, postanowiłem wrócić do przeszłości. Ten wpis będzie długi ale też podróż, którą odbyłem biegła przez wiele lat.
Pojechałem do Ostromecka. Samochód postawiłem przy przejeździe kolejowym, niedaleko budynku dawnej poczty, gdzie do dzisiaj mieszka mój szkolny kolega. Przeszedłem przez przejazd i zaraz skręciłem w lewo. Krótka rozgrzewka i jestem na miejscu startu. Wcześniej tylko rzut oka na budynek stacji kolejowej w Ostromecku, w którym mieszkałem i wchodzę do lasu. To gdzieś w tym miejscu ruszyłem kiedyś do swojego pierwszego biegu. Po lewej stronie były tzw. redliny, nieduży obszar, z kilkuletnimi sosenkami. Dalej był już wysoki, stary las. To w nim znalazłem kiedyś największego swojego borowika (czyli jak my mówiliśmy – prawdziwka). To do tego lasu chodziliśmy na jagody, poziomki, grzyby. Tego lasu już nie ma. Ścięto go a na jego miejscu posadzono nowy. Jest młodszy ode mnie a już dużo wyższy:).
Więc ruszam. Na ten bieg specjalnie przygotowałem sobie do słuchania płytę Chicka Corei „My Spanish Heart”. To najważniejsza płyta w moim zbiorze. To od wysłuchania tej płyty zaczęło się moje zainteresowanie jazzem. Włączam muzykę, uruchamiam zegarek i zaczynam bieg. Niebo zachmurzone ale słońce próbuje czasem zaświecić rzucając jasne smugi w lekko zamglony las. W powietrzu dużo wilgoci a pod nogami jesienny dywan brzozowych listków. Nie staram się biec szybko. Dzisiaj jest inny bieg.
Biegnę prosto przed siebie i po kilkuset metrach przecinam drogę łączącą dwie inne drogi – do Wałdowa i drugą, do Czarnowa. To po tej drodze często spacerowali moi Rodzice. A ja, jak uwolniony ze smyczy piesek, biegałem to tu, to tam. Tylko co chwila oglądałem się gdzie oni są. Bo z Rodzicami zawsze było bezpiecznie.
Dalej droga prowadzi przez już dosyć stary las. To tu teraz przychodzę zbierać grzyby. Kiedy byłem dzieckiem, ten las po prostu się mijało. Nie było w nim grzybów. Widocznie las był za młody.
Krótki ale mocny zbieg i już widzę w oddali Wysokie Napięcie. Ta nazwa pewnie powoli ginie w Ostromecku. Wzięła się z tego, że biegła przez las linia energetyczna, na wysokich, drewnianych słupach. Dzisiaj już jej nie ma ale kiedy rozmawiam z kimś o grzybach, to Wysokie Napięcie jest pomocne w określeniu, gdzie ktoś te grzyby zbierał.
Zaraz za Wysokim Napięciem po lewej stronie las, w którym zbierałem kurki a dalej czerwone koźlarze (rzadkość w ostromeckich lasach). Piaszczysta droga prowadzi dalej do Dużego Lasu. Po drodze powinno być drzewo, dzika jabłoń, bardzo stara. Rosła sobie w lesie i do dzisiaj się zastanawiam skąd się tam wzięła. Nie ma jej. Pewnie doczekała końca swojego bytu. Czegoś mi zabrakło.
W Dużym Lesie zbieraliśmy wiele lat grzyby. Całą rodziną czasem. Las jest już bardzo stary i pewnie czeka już na ścięcie. Kiedy to się stanie, będzie to dla mnie dużą stratą. Tak po dziecięcemu miałem dla tego właśnie lasu szczególny stosunek, który nazwałbym szacunkiem. Kiedyś wydawał mi się lasem bardzo odległym a dzisiaj to zaledwie 3km.
Przed Dużym Lasem skręcam w prawo a po chwili w lewo. Ciągle wilgotno, jesiennie. Lubię taki las. Dobrze się biegnie. Chcę dobiec do drogi na Stanisławki. Po lewej mijam miejsce (może wielkości dwóch boisk do siatkówki) gdzie kiedyś nazbierałem dwa duże kosze sów. Uczta była w domy wspaniała.
Droga na Stanisławki to droga leśna ale dopuszczona do ruchu samochodowego. Auta rzadko się tam pojawiają ale droga ubita. Nie nacieszyłem się nią długo, bo skręcam w lewo, w leśną drogę. Wracam w kierunku Dużego Lasu. Po drodze spotykam grzybiarzy. - Dzień dobry, są jeszcze grzyby? - Dzień dobry, jeszcze trochę jest. Kiedy byłem dzieckiem biegający w leginsach starszy pan uznany zostałby za wariata. Dzisiaj to już nie szokuje chociaż może trochę dziwi. Bo na takim odludziu? Skąd mogli wiedzieć, że biegam po swoich lasach :).
Wracam do Wysokiego Napięcia. Chick Corea gra dalej, ja biegnę i rozmyślam. I cieszę się. Wszystkim.
Biegnę dalej wzdłuż Wysokiego Napięcia, w kierunku drogi do Czarnowa. Skręcam w nią, w prawo i dalej w kierunku Ostromecka. Przede mną podbieg. Droga wyłożona brukiem. To pozostałość po niemieckich, przedwojennych właścicielach Ostromecka, Alvenslebenach. Nie wbiegam jednak na ten bruk lecz skręcam znowu w las. Przecież po to tu przyjechałem. Dobrze, że znam te lasy tak dobrze. Nawet w nocy bym tu nie zabłądził. Na liczniku dopiero 7km a chciałbym przebiec powyżej 10km . Dobiegam do drogi, którą biegłem wcześniej. Dalej skręcam w prawo a potem trafiam znowu na drogę, którą tak często spacerowali Rodzice. Może teraz też tu są? Może idą zajęci rozmową a ja znowu biegam?. Biegam tu, bo z nimi zawsze bezpiecznie było.
Dalej biegnę w stronę Smolnik. To taka stara nazwa części Ostromecka, gdzie kiedyś było boisko piłkarskie i pola uprawne.
Przebiegam obok miejsca, gdzie odbyła się jedna z niewielu wygranych bitew polsko-radzieckich. Było to tak. Wyszedłem z córką na spacer. Była malutka, niecały roczek. Spała w wózku a ja spacerowałem. Droga była wtedy dziwnie rozjeżdżona. Naraz trafiam na radzieckiego żołnierza! Pilnuje trasy, bo wojska radzieckie miały w tych lasach ćwiczenia. I mówi do mnie – nie lzja tędy chodzić. On do mnie, mieszkańca Ostromecka, moralnego posiadacza tych lasów mówi do mnie – nie lzja! Tak mnie zdenerwował, że po prostu go ….. Dobrze, że córka spała:). Biedak tylko schylił głowę i już nic więcej nie powiedział. Polska-ZSRR 1:0 :)
Przed Smolnikami skręciłem znowu do lasu. Po prawej stronie był staw (już wysechł) a za nim góra, na której brat zrobił skocznię narciarską. Tak to nazywaliśmy, ale nie wiem, czy tam się dało skoczyć dalej niż 3 m. Skręt w lewo, podbieg pod górę, z której kiedyś zjeżdżałem sankami i już teraz kierunek do miejsca, gdzie czekał mój samochód.
Jak w dobrze zmontowanym filmie, kiedy wbiegłem na przejazd kolejowy w słuchawkach zabrzmiały ostanie dźwięki z płyty Chicka Corei.
Mój bieg do przeszłości zakończony. Pobiegłem śladami tego małego chłopca, któremu do głowy by nie przyszło, że kiedyś pobiegnie tu jeszcze raz. Już jako dumny ze swojego dokonania maratończyk.
Zacząłem biegać późno. Za chwilę skończę 57 lat. Czy za późno? Myślę, że nie, że w odpowiednim momencie. Bo po moich drugich urodzinach. Bo tak naprawdę to ja mam znowu niecałe 2 lata. A wspomnienia z pierwszego życia nadają szczgólnej wartoście temu co się teraz ze mną dzieje.
Opisałem wszystko co działo się w czasie biegu, opisałem dokładnie jego trasę, bo wiem, że oprócz Was (jeśli kto doczytał do końca) przeczyta to jeszcze ktoś. To mój ostromecki Anioł Stróż.
Dzisiaj Zaduszki. Gdyby nie ten Anioł, to prawdopodobnie obchodziłbym dzisiaj ten dzień w milczeniu a ktoś zapaliłby dla mnie świeczkę.
A ja żyję, biegam, spijam radości życia.
bo…
miałem szczęcie…
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu snipster (2012-11-02,14:23): hmmm po przeczytaniu, na myśl przychodzi mi: Carpe Diem ;) Mijagi (2012-11-02,19:54): Grzegorz, jak tak czytałem Twoje wspomnienia, to i mnie chwyciło i przypomniałem sobie dwoje nadbużańskie rodzinne ścieżki i las, który sadziłem i który jest teraz wielkim lasem.
|