Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [100]  PRZYJAC. [99]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Mijagi
Pamiętnik internetowy
Z pamiętnika "młodego" biegacza

Wojciech Krajewski
Urodzony: 1974-02-15
Miejsce zamieszkania: Piła
372 / 427


2012-10-27

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Heavy metalowa Tuchola (czytano: 527 razy)

 

Iron Maiden, Metallica, AC DC, Slayer, Megadeth itp. itd. Ponad dwie godziny mój mózg bombardowany był tego rodzaju muzyką w drodze do i z Tucholi. Miałem to szczęście, że dzisiejszą podróż na III Bieg św. Huberta spędziłem z miłośnikami mocniejszego uderzenia. Jaco, Wo i Macias rozmawiali o jakiś tam nowych płytach, płytach tych nieco starszych, o perkusistach, gitarzystach, utworach… A ja? No cóż, niewiele miałem do powiedzenia, ale siedziałem grzecznie i udawałem Greka. Cieszyłem się, że w takiej ekipie jechaliśmy na ten, zapowiadający się ciekawie, bieg. Nie spodziewałem się wiele po moim starcie. Tygodniowy odpoczynek po kaliskiej przygodzie pozwolił mi zregenerować się i chciałem po prostu pobiegnąć sobie tak „dla towarzystwa”. Przynajmniej początkowo takie miałem zamiary. Poza tym zapowiadał się miły towarzyski zlot GOCHÓW. I nie przypadkowo. W końcu Tuchola jest miejscem postoju naszej „gochowskiej” biegowej pielgrzymki z Bytowa na Jasną Górę. Mamy tu wielu wspaniałych przyjaciół z Darkiem Sicińskim na czele. Nie mogło więc mnie zabraknąć! W trakcie „metalmanii” w drodze okazało się jednak, że Macias postanowił właśnie w Tucholi powalczyć o życiówkę. Trzeba więc było chłopakowi pomóc. A co mi tam. Niech będzie. W tucholskiej aglomeracji trochę pokręciliśmy się i dzięki „zawiłej” podpowiedzi miejscowej niewiasty jakoś dotarliśmy na miejsce zbiórki. W biurze poszło szybko i sprawnie. Od razu zauważyłem wiele znajomych twarzy. Przede wszystkim bytowska brygada z Majkim na czele. To było bardzo miłe spotkanie z bardzo fajnymi ludźmi. Spotkałem też Jarka, Ola, Jurka, Bogusia, Ireczkę i Mirka i wielu innych. Miło jest spotkać znajomych. A potem standardowo: skok w ciuszki i ostatnie przygotowania i, oczywiście odezwało się … moje ADHD. Czekaliśmy na autobus, który miał zawieść nas na miejsce startu, a mnie już nosiło. Chłopaki mieli ze mnie niezły ubaw. Czekając na spóźniające się nieco autobusy Macias pokazywał nam jakieś joginowe pozycje, które miały nam pomóc w rozgrzewce. Dziękuję za jogę. Po takiej sesji chyba z tydzień bym się nie pozbierał. W końcu znalazły się i autobusy, które zawiozły nas na start. Wyskoczyliśmy i … od razu ruszyliśmy w drogę powrotną do Tucholi. Takie tam 15 km po pięknych Borach Tucholskich. Rozgrzewka? No cóż, w trasie się rozgrzejemy. Pierwsze kilkaset metrów było ustawianiem się w szeregu i ustalaniem tempa. Wo i Jaco śmignęli mi koło prawego ucha i tyle ich widziałem. Macias się znalazł i ruszyliśmy Trasę już znałem z poprzedniego roku i wiedziałem, że czeka nas trochę „kępek” , więc nie było co szaleć. Przypominała mi ona tę, którą często pokonuję na treningu, więc czułem się „jak u mamy”. Trzymaliśmy tempo i parliśmy do przodu. Jak czołgi. Noga, o dziwo, niosła nieźle. Macias musiał mnie trochę stopować, bo niechcący podkręcałem tempo. Kilometr za kilometrem. Byle do przodu.
Macias żyjesz? – pytałem.
Żyję, żyję – słyszałem odpowiedź.
Dasz radę?
Dam.
Jeszcze siedem kilometrów, jeszcze sześć, pięć … Wbiegliśmy na szosę i znowu pojawiły się górki. Na szczęście było coraz bliżej. I już tylko trochę ponad kilometr po kostce. Przy drodze pojawili się reporterzy z aparatami fotograficznymi, więc pierś do przodu, banan na twarz i ostatni sprint do mety. I Macias dał radę. Udało się „zrobić” życiówkę. Brawo chłopie!!! Wo i Jaco już byli na mecie. Wykręcili treningowo czas o kilka minut lepszy. No i pięknie. Na mecie tez był już Majki, który jak „młody bóg” wykręcił niezły wynik. Zaczęli pojawiać się kolejni znajomi. Pięknie! Chwila odpoczynku okraszona ciepłą herbatką i czas było ruszyć dokonać „oczyszczenia” naszych spoconych ciał. A potem jeszcze coś na ząb w postaci pysznej kiełbaski z bigosem, być może myśliwskim (nie znam się aż tak na tym) i można było rozsiąść się na hali OSIRu w oczekiwaniu zakończenia imprezy. Uroczyste rozdanie nagród i podziękowanie sponsorom pierwsza klasa. Inni organizatorzy mogą do Tucholi przyjeżdżać po naukę. Wszystko zakończyło tradycyjne losowanie fantów. Było blisko, o koński ząb. No cóż, może następnym razem. Rozstaliśmy się miło z bytowskimi GOCHAMI i już zapowiedzieliśmy się na grudniową klubową imprezę i ruszyliśmy do domu. Po drodze, oczywiście, czekała mnie druga część metalmanii. Wszyscy byli zadowoleni i o to chodzi. Po raz kolejny przeżyłem bardzo fajną biegową przygodę. Po raz drugi w Tucholi na Biegu św. Huberta. Za rok po raz trzeci? A czemu nie.



Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


Macias (2012-10-28,11:58): Dzięki Wojtek jeszcze raz za pomoc przy poprawianiu życiówki. Bez tej pomocy było by mi znacznie ciężej a i tak lekko nie było :). PS. W odróżnieniu od seksu w jodze mamy asany nie pozycje :)
Mijagi (2012-10-28,15:28): Widzisz, człowiek całe życie się uczy.







 Ostatnio zalogowani
Zając poziomka
02:31
Andrea
00:03
STARTER_Pomiar_Czasu
23:04
Gryzli
22:36
INGL66
22:31
MagKosz
22:24
rys-tas
21:59
kos 88
21:54
BOP55
21:50
egus75
21:50
Stonechip
21:47
Admin
21:46
anielskooki
21:21
modzel11
21:20
rolkarz
21:14
Volter
20:55
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |