2012-10-21
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| PAŹDZIERNIK (czytano: 628 razy)
W październiku wystartowałem w czterech biegach, z których najważniejszym startem był dla mnie Półmaraton w Legnicy. Chronologicznie idąc wyglądało to następująco:
06.10.2012 – Dziesiąta Edycja Biegu Przewietrz się na Olimpijskim. Dystans 8 km (organizatorzy podają 8,1 km, ale Garmin pokazał równe 8 km). W związku z tym, że na kolejny dzień miałem zaplanowany Półmaraton w Legnicy, start ten potraktowałem typowo treningowo. Pogoda doskonałą, no może poza silnym wiatrem. Trasa klasyczna dla wrocławskich biegów czyli między mostami i na terenie kompleksu przy Stadionie Olimpijskim. Pierwsze 6 km pobiegłem dość szybko w średnim tempie około 5:00 min/km. Od 7 km zaciągnąłem hamulec, mając w głowie czekający mnie półmaraton. Ostatecznie czas na mecie 41 minut, co dało średnią 5:08/km.
Następnego dnia czyli 07.10.2012 stanąłem na starcie 13. w moim życiu półmaratonu – XXV Bieg Lwa Legnickiego. Miałem nadzieję, że tym razem 13 okaże się szczęśliwa. Bieg rozgrywany był w okolicach stadionu w Legnicy oraz na alejkach parkowych. Start, meta i początek każdej z 4 pętli usytuowany był na lekkoatletycznym stadionie z super bieżnią. Trzeba przyznać, że cała infrastruktura sportowa w Legnicy zrobiła na mnie duże wrażenie. Temperatura raczej niska, około 10 stopni czyli w sam raz do biegania. Na początek tradycyjna rozgrzewka z Grześkiem, który też pojawił się na biegu. Tradycyjnie też ustalamy na jakie tempo biegniemy. Grzesiek optuje za tempem około 5:00-5:10, ja jednak wiem, że nie pobiegnę 21 km tak szybko. Moja aktualna życiówka 1:54 przekłada się na tempo rzędu 5:25 więc postanowiłem pobiec w okolicach 5:20. Pierwsza pętla zgodnie z planem, średnie tempo około 5:19. Starałem się biec zawsze z kimś i zmieniać się na prowadzeniu, to bardzo pomaga. Po kilku kilometrach przyśpieszam i szukam następnego sojusznika. Taka taktyka sprawdza się na pierwszy dwóch pętlach, później różnice między zawodnikami są coraz większe, więc głównie trzeba było sobie radzić samemu. Na 17. kilometrze dopada mnie lekki kryzys, tempo spada do 5:30 i jest to najwolniejszy kilometr w całym biegu. Na szczęście po chwili wszystko wraca do normy i wracam do swojego tempa, na ostatnim kilometrze podkręcając je do 5:10, a na finiszu na bieżni rozpędzam się do tempa poniżej 3:30/km, to już dla mnie naprawdę kosmiczna prędkość. Wynik na mecie netto 1:51:38 czyli życiówka poprawiona o 3 minuty!
13. października we Wrocławiu zadebiutowała nowa impreza biegowa czyli Bieg Gerharta Hauptmanna na 10 km. Szkoda, że trasa biegu eksploatuje po raz enty trasę między mostami Swojczyckim i Jagiellońskim, ale widać póki co w naszym mieście nie ma szansy na prawdziwy bieg uliczny poza Maratonem. O ile tydzień przed biegiem, po udanym półmaratonie w Legnicy chodził mi po głowie jakiś dobry wynik, to niestety ostatnie dni przed biegiem przyniosły jakieś problemy żołądkowe. W czwartek musiałem odpuścić trening szybkościowy i cały czas czułem się nie za dobrze. Postanowiłem jednak pobiec. Trasa praktycznie analogiczna jak zeszłotygodniowym Biegu – Przewietrz się na Olimpijskim tylko trochę dłuższa. Na starcie coś w okolicach 400 osób, przemówienie gościa z Niemiec, przypomnienie kim był G.Hauptmann i ruszamy. Pierwsza piątka w dobrym tempie około 5:00/km. Niestety to było wszystko na co było mnie stać w tym dniu. Osłabienie po grypie żołądkowej dało znać o sobie i od 7 kilometra praktycznie już truchtałem. Ostatni kilometr to już ból brzucha i myślałem już tylko o mecie. Dodatkowo kompletnie nietrafiony strój, zamiast pobiec na krótko założyłem długie leginsy i bluzę męcząc się w słońcu niemiłosiernie. Na mecie zameldowałem się z czasem netto lekko poniżej 52 minut i biorąc pod uwagę okoliczności byłem umiarkowanie zadowolony. Na mecie medal, którego lepiej, żeby nie było. Kawałek chińskiej blaszki, kiedyś taki dostała moja córka w biegu przedszkolaków :-). Mam nadzieję, że biorąc pod uwagę patrona biegu i współpracę polsko-niemiecką przy jego organizacji pojawi się szansa na zmianę trasy i zorganizowanie we Wrocławiu prawdziwej ulicznej dyszki.
Ostatni październikowy start to III Cross Góry Św. Anny w Oleszce – dystans 15,2 km. W zeszłym roku byłem pierwszy raz na tym biegu, udało mi się uzyskać czas 1:32 i uważałem, że w tym roku powinienem spokojnie pobiec co najmniej 5 minut szybciej. Trasa w Oleszce jest bardzo ciekawa, dwie pętle po ok. 7,5 km, najpierw pofałdowana część po asfalcie, później zaczynają się górki i trasa crossowa, na końcu pętli szalony zbieg do Oleszki. Chcąc do mojego biegania dodać trochę nauki, postanowiłem przeprowadzić badanie pod tytułem „Czy wino pomaga w bieganiu?” :-) W sobotę była część związana z winem, w niedzielę z bieganiem. Nie wchodząc specjalnie w szczegóły, wykresy etc. odpowiedź na zadane pytanie brzmi: NIE, NIE i JESZCZE RAZ NIE :-). Mój występ w Oleszce to jedna wielka katastrofa, aczkolwiek w pięknych okolicznościach przyrody. Tak pięknych, że momentami postanowiłem z Crossu Góry Św. Anny zrobić Spacer po Górze Św. Anny :-). Czas o minutę gorszy niż w ubiegłym roku! O takich „występach” chciałoby się jak najszybciej zapomnieć. Podsumowując - impreza zorganizowana była perfekcyjnie, a tereny Góry Św. Anny są stworzone do biegania. Za rok na pewno mnie tam nie zabraknie.
Teraz następny tydzień bardzo luźny i tylko dwa treningi. Potem przygotowanie do listopadowych startów, które planuję 3: Półmaraton Wodzisławski, Bieg Niepodległości w Obornikach Wlkp. (15 km) i Barbórkowy Bieg Skalnika w Graczach (ok. 15 km). Najważniejsze są dla mnie pierwsze dwa starty, jeżeli pogoda i samopoczucie pozwoli chciałbym powalczyć o jakieś dobre wyniki.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |