2012-10-11
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Oswajanie śmierci... (czytano: 562 razy)
Ludzie od zawsze bali się śmierci, często (najczęściej) bali się zmarłych, rzeczy ostatecznych - tego, czego nie znamy, nie rozumiemy, tego z czym za życia czasem się spotykamy i zawsze są to spotkania bolesne, a z czym kiedyś każdy z nas zetknie się osobiście - można powiedzieć dogłębnie.
I tak, jak staramy się oswoić sobie małe straszki czy fobie, po to, żeby stały się mniej straszne czy przerażające, tak samo od zawsze postępowało się ze śmiercią. Starało się ją oswoić.
Ale że śmierci oswoić się nie da, bo ona jest na oswajanie totalnie niepodatna, bo jest zbyt tajemnicza a nasz strach zbyt wielki, więc i zawsze odbywało się to na zasadzie wisielczego (najczęściej) humoru.
Stąd odzywki typu:
"Doktor Glinka wszystko wyleczy";
stąd zapowiedzi wyprawy do "Parku Sztywnych";
stąd totalnie makabryczne (a zarazem dobijająco prawdziwe) "Dzisiaj żyjesz, jutro gnijesz".
To ostanie traci jakby na trafności, gdy wkroczyliśmy w erę spopielania zwłok i pochówków w urnach. O żadnym gniciu nie może być w tym wypadku mowy.
Ja staram się nie unikać śmierci, ale też za nią nie gonię i nie wyszukuję w okolicy bądź w rodzinie.
Dzieciom też nie mówię, że wujek jest chory, ale na pewno wyzdrowieje, kiedy wiem, że ten wujek umiera.
Mówię, że umiera, towarzyszę dziecku w płaczu a potem rozmawiamy i tłumaczę mu, że choroby, cierpienie, śmierć w końcu są elementami życia i że tak się po prostu dzieje; że każdy z nas umrze, że całe nasze życie jest droga ku śmierci, ale że nie jest to powód, żeby tym się zadręczać tylko do tego całym swoim życiem przygotować.
Wiem już troszkę jak to jest żyć, jak bardzo życie może boleć, jak czasem nie ma się już do tego życia sił.
Wiem, jak to jest chorować, jak to jest cierpieć.
Wiem z obserwacji jak ciężka może być starość - schorowana, samotna. Ale z drugiej strony jak może być piękna - wśród bliskich, zanurzona w miłości i szacunku.
Chciałabym mieć właśnie taką starość - pełną miłości, szacunku, pogodzenia z losem, ludźmi i Bogiem. Z drugiej zaś strony boję się, że raczej taka nie będzie - zbyt dużo we mnie egoizmu, niecierpliwości, złości, nerwów... Boję się, że całego życia nie starczy na to, by urnę z garstką prochu, która ze mnie zostanie chowano w ziemi z przekonaniem, że żegna się osoba prawą, dobrą, kochaną i po prostu fajną.
Pół życia (pewnie większa jego część nawet) już za mną i boję się, że reszta tego życia to za mało, by wypracować w sobie postawę, która wyklucza pierwotny lęk przed śmiercią.
Kilka razy (bezpośrednio czy pośrednio) spotkałam się ze śmiercią i nie mam złudzeń, wiem, że przejście na drugą stronę to jest straszliwy wysiłek i nie mniejszy ból. I tego nie uniknę, bo to jest częścią życia, klamrą to życie spinającą.
Chciałabym bardzo swoim życiem zasłużyć na to, by ktoś chciał mi do grobu wrzucić kwiatek.
Czy mi się uda? Nie wiem.
Dziś byłam na pogrzebie wujka.
I choć zakopanie w ziemi urny nie niesie w sobie tej dozy makabry, którą ma dźwięk pierwszej łopaty ziemi spadającej na wieko trumny, choć pogoda była piękna i w ogóle wszystko jak trzeba, to jednak czuję się rozbita.
Bo wujek był prawym, dobrym, kochanym i fajnym człowiekiem.
I dlatego, że każdy kolejny pogrzeb w rodzinie coraz bardziej zbliża mnie do wieka trumny.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora adamus (2012-10-11,21:27): Gaba, z tym oswajaniem śmierci to zbyt szybko się nie identyfikuj... Jeszcze wiele lat życia przed Tobą, świat tak szybko do Ciebie się nie uwolni:) Jeszcze będziesz miała wiele okazji aby pokazać nam wszystkim i tym, którzy Cię nie znają jakim jesteś człowiekiem :P Namorek (2012-10-11,22:22): Świeć Panie nad Jego Duszą ... Amen .
Gabrysiu - tak długo żyjemy jak długo o nas ktoś pamięta .
Gdy przestaną o nas wspominać - to na zawsze umrzemy .
Ja moim dzieciom często wspominam o ich pradziadkach których nawet ja nieznałem . Oni niechętnie o tym słuchają lecz Ci ludzie przez to nadal żyją i są mi poniekąd bliscy . Im zawdzięczam to że żyję ja i moje dzieci ... . Truskawa (2012-10-12,10:42): Całkowicie nie zgadzam się z tym, że śmierci nie da się oswoić. Podobnie jak z tym, że pierwsza łopata ziemi brzmi upiornie. Dla mnie tylko smutno. A tak naprawdę, jesli ktoś umarł w skutek wyjątkowo parszywej i bolesnej choroby, ta pierwsza łopata ziemi mnie wzrusza. Śmireć nie jest ani zła ani tajemnicza.
Szczerze mówiąc Gabrysiu zawsze jestem zdziwiona takimi wynurzeniami u osób wierzących. Przecież dla nich, to tylko przejście do lepszego świata. Problem mają niewierzący. Nie Ty. :) mamusiajakubaijasia (2012-10-12,11:21): Iza, ja nie mam problemu. Ale mam świadomość, że kiedyś stanę przed Bogiem. Z cała moją niedoskonałością i wszystkimi tymi chwalebnymi i niechwalebnymi rzeczami, których w ciągu życia dokonałam. I staram się do tego spotkania przygotować, i wiem, że jest ciężko. Bom robakiem jest wobec Jego miłości i potęgi. jacdzi (2012-10-14,06:21): Nie da sie oswoic. Jestesmy ludzmi, nie robotami ktore mozna wyzbyc uczuc i przystosowac do otoczenia. A doswiadczenie smierci jest bardzo silne.bardzo, bardzo.
|