2012-10-06
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Miedzy Warszawą a Kaliszem (czytano: 544 razy)
Sześć dni nie biegałem. Nie biegałem, bo przeziębienie nie odpuszczało. Nie biegałem, bo trzeba było odpocząć po warszawskim maratonie. Nie biegałem, bo po prostu mi się nie chciało. A dzisiaj wreszcie ruszyłem się. Co prawda nadal gil mnie dręczy, ale chciałem już się ruszyć i tyle. Pobiegłem sobie sam na znane mi trasy wokół pilskich jeziorek: Płotki, Bagienne i Jelonki. Taki leśny crossik, czyli to, co lubię. Jak tylko nogi poczuły grunt, ruszyły niczym chart za zwierzyną. To miała być taka lekka wycieczka biegowa, a wyszło dość szybko, jak na tydzień po maratonie. Najważniejsze jednak, ze dobrze się czułem. Zawaliła tylko pogoda, bo jak na złość zaczęło lać. Pomny na pod dwutygodniową walkę z chorobą musiałem, niestety, trochę skrócić te moje leśne szaleństwa do trochę ponad 18 km. W lesie szaro buro, bo słońca brak. Nie widać było tej polskiej złotej jesieni. Biegaczy też jak na lekarstwo. Czyżby wystraszyli się pogody? A może to „wina” zbliżającego się maratonu w Poznaniu i innych planów treningowych z tym faktem związanych? Kto wie. Zwykle kogoś mijałem. Tym razem tylko grzybiarze byli jedynymi osobami ,które spotkałem. Do domu wróciłem cały mokry, ale zadowolony. Znowu chce mi się biegać, męczyć, pocić. Ten prawie tydzień przerwy był rzeczywiście potrzebny.
Wczoraj skończyłem czytać bardzo fajną książkę, o której już wspominałem - „Jedz i biegaj” Scotta Jurka. Po „Urodzonych biegaczach” to druga książka, która powinna być obowiązkową lekturą dla miłośników ultra biegania. Znowu myślami przeniosłem się na trasy tych fantastycznych imprez, gdzie startujący zmagają się z samym sobą, z naturą i … rozmarzyłem się. Też bym tak chciał. Po „Urodzonych biegaczach” postanowiłem spróbować sił w Biegu Rzeźnika i udało się. W takim razie co po „Jedz i biegaj”? Hm… zobaczymy. Żałuję tylko, że nie będzie mi dane spotkać tego fantastycznego biegacza, który przyjeżdża do Polski. No cóż, mam inne plany na ten czas. Ale choćby jego autograf w książce chwycić. To może się uda. Od czego ma się przyjaciół.
A za dwa tygodnie Kalisz. Kolejne wielkie wyzwanie. Ale kto nie ryzykuje i nie stawia sobie wyzwań, ten …
Na zdjęciu finisz Bohatera Narodowego
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora żiżi (2012-10-06,15:30): No Wojtku-Kalisz czeka:)) Mijagi (2012-10-06,15:41): W końcu obiegałem, że zajrzę ... Namorek (2012-10-06,17:32): Wojtku jesteś mocny . 18-stka po maratonie tak szybko - podziwiam . Ja nadal odpoczywam . Większe plany na jutro .
Pozdrów Ziżi ode mnie w Kaliszu . Życzę pełnej setki ! ;-) Mijagi (2012-10-06,17:58): Biegło się nadzwyczaj lekko. oczywiście pozdrowię
jacdzi (2012-10-07,00:00): Kalisz, to dopiero jest wyzwanie. Ja jeszcze tego nie doswiadczylem, moze za rok? Mijagi (2012-10-07,08:40): Jacku, koniecznie! Patriszja11 (2012-10-07,10:22): Trzymam kciuki! Supermaraton to brzmi dumnie:) ostatnio miałam przyjemność oglądać finiszujących zawodników "Biegu 7 dolin" w Krynicy to było naprawdę coś, emocje jak zmęczenie znacznie większe niż po zwykłym maratonie nawet tylko obserwując tych ludzi wbiegających na metę czuło się ogromne wzruszenie i chęć by za rok też tam być wśród nich:) Mijagi (2012-10-07,11:01): Pati, to moje marzenie - ukończyć Kalisz! 7Dolin planuję na kolejny sezon.
|