2012-10-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| XX Bieg Uliczny Knurów (czytano: 357 razy)
Wraz z końcówką września kończyła się moja cierpliwość związana z próbami zejścia poniżej 50 minut na dystansie 10 km. Zdaję sobie sprawę, że dla dużej części, żeby nie powiedzieć większości biegaczy jest to słaby wynik, ale dla mnie stał się on jakąś mityczną granicą. Próbowałem już od marca tego roku, co skończyło się piękną katastrofą na Maniackiej Dziesiątce (pierwszy i jedyny jak do tej pory raz na serio rozważałem zejście z trasy). Potem było jeszcze kilka biegów na 10 km, ale zawsze coś „nie zagrało”. A to kontuzja, a to upał, a to paluszek, a to główka i gotowa biegowa wymówka :-).
W ten weekend jednak jakieś anioły rozsądku nade mną czuwały. Po pierwsze zrezygnowałem w ostatniej chwili z udziału w biegu na 10 km w sobotę (Mikołów) i skupiłem się na niedzieli. Po drugie postanowiłem w końcu poddać się logice i mądrym książkom i spróbować równo przebiec cały dystans. Szarże na pierwszych kilometrach miały odejść do lamusa. Po trzecie ranek spędziłem na oglądaniu Maratonu Berlińskiego, co chyba też pozytywnie wpłynęło na moją zszarganą psychikę :-).
Naładowany pozytywnymi emocjami ruszyłem do Knurowa gdzie odbywała się XX Bieg Uliczny. Przy tej okazji odbywały się też Mistrzostwa Polski Górników w biegu na 10 km, jak by nie patrzeć miałem wziąć udział w imprezie rangi mistrzowskiej :-). Na miejscu wszystko bardzo sympatycznie, sprawny odbiór numeru w hali sportowej, zmiana garderoby i delikatna rozgrzewka. Delikatna oczywiście po to, żeby nie wystrzelić znów jak Filip z konopi na starcie :-). Trasa - jedna pętla w Knurowie i okolicach i… najbardziej bałem się tych okolic. Znając tereny Górnego Śląska obawiałem się, czyhających na mnie podbiegów, które mogły zniweczyć mój plan. Gdyby coś, to liczyłem jednak na trening, jaki miałem na Strzelińskiej Dziesiątce w ubiegłym tygodniu, gdzie podbieg miał około 2 km.
Na starcie ustawiłem się spokojnie w tylnych rzędach i czekałem na wystrzał startera. Pierwsze kilometry cały czas właściwym tempem, 4:59 na każdym z pierwszych czterech kilometrów. Niewiarygodne jak udało mi się tak równo pobiec. Na piątym kilometrze był lekki zbieg i udało mi się przyśpieszyć i wykręcić 4:54. Plan realizowany w 100%. Wraz ze wzrastającym zmęczeniem tempo leciutko spadło, ale dalej oscylowało w okolicach 5:00 na kilometr. Końcówka lekko pod górkę i tutaj zrobiło się już ciężko. Na szczęście wizja zejścia poniżej 50 minut dodała mi sił i ostatni kilometr był najszybszy – 4:50. Ostatecznie czas na mecie 49:37 netto. Uff udało się! Muszę przyznać, że nigdy jeszcze nie byłem taki zmęczony po biegu, a raczej nie czułem takiego bólu w mięśniach nóg i płucach. Oj bolało, ale się opłaciło. Mam nadzieję, że jeszcze w tym sezonie uda się urwać przynajmniej kilkanaście sekund z tego wyniku, a najlepiej zejść poniżej 49 minut. Zobaczymy, chociaż biegi, które jeszcze planuję na tym dystansie nie mają raczej tras sprzyjających biciu rekordów.
Za tydzień powalczę dla odmiany o poprawienie życiówki w półmaratonie.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu jacdzi (2012-10-03,09:12): Mnie udalo sie zejsc ponizej 50" na 10km dopiero w trzecim roku biegania. To przychodzi i zaostrza apetyt na wiecej, a raczej na mniej (czasu do mety) ziko303 (2012-10-03,19:18): no w zasadzie u mnie to już też trzeci rok biegania :-) chociaż startów drugi, ale fakt apetyt zaostrza i motywacji dodaje :) Honda (2012-10-03,20:41): Gratulacje! Też mam marzenie, by zejść poniżej 50, ale... odłożę to chyba na przyszłe lata:) ziko303 (2012-10-04,21:20): nie chcę zabrzmieć jak dziadek :-) ale wszystko przed Tobą :)
|