Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [55]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
kokrobite
Pamiętnik internetowy
Widziane z tyłu

Leszek Kosiorowski
Urodzony: --------
Miejsce zamieszkania: Jelenia Góra
216 / 300


2012-09-17

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Usti (czytano: 542 razy)

 

Miałem reisefieber, więc wstałem już o czwartej trzydzieści, a wyjechałem o 5.45. Jazda przez Liberec, Ceske Kamenice i Decin była bardzo przyjemna – cicho, pusto, widoki rewelacyjne. Za Libercem na tej trasie nigdy nie byłem, ze dwadzieścia lat temu jechałem tędy pociągiem. Pamiętam z tamtej podróży dymiące fabryki w środku miast. Teraz w oczy rzuca się przede wszystkim przyroda.

W Usti nad Łabą przed dziewiątą spokojnie zaparkowałem 300 metrów od rynku, gdzie usytuowano start. Zaplanowano go na południe, ale centrum już od rana było zamknięte dla samochodów. Zamknięte było także przez parę godzin po półmaratonie, dopóki ludzie się nie rozeszli, a organizatorzy nie spakowali wszystkich płotków, banerów i innych takich rzeczy.

Wydawanie numerów w obszernym biurze informacji turystycznej w rynku – bez kolejek. W pakiecie, pomiędzy różnymi gazetami i ulotkami, praktyczne rzeczy – plecak, kubek na piwo z pokrywką i kupon zniżkowy na 100 koron na koleje czeskie.
Potem śniadanie ze sklepu w samochodzie i ponad 20 minut biegania na rozgrzewkę. Czułem się bardzo dobrze, ostatnio przyhamowałem z bieganiem, by w Usti lecieć na świeżości i walczyć o jak najlepszy wynik, najchętniej o 1:41, czyli życiówkę.

1551 na starcie plus prawie pół tysiąca na dychę. Organizatorzy chwalili się, że biegacze są z 24 krajów, i to pewnie prawda, ale zagranicznych w sumie jest ze setka. To bardzo czeski bieg. Polaków troje – jeszcze Adam Draczyński walczący z przodu i dziewczę, które znam tylko z listy wyników.

Trasa w całości po mieście, dwa razy po pętli. Gdy dycha kończy, robi się luźniej. Sporo kibiców na trasie. Lubię to czeskie, bardzo szybkie wołanie: „hop, hop, hop, hop!”.

Z mostu na Łabie piękne widoki – po prawej jakiś zamek, po lewej potężna skała. Interesujący fragment wiedzie też przez fabrykę chemiczną – normalnie ten odcinek jest zamknięty dla ruchu publicznego. Po prawej i lewej zabudowania fabryczne, nad głowami metalowe rury.

Kilka podbiegów i zbiegów. Ciepło, 19 stopni na starcie, potem więcej, albo mi się tak wydaje, bo czuję się jak pochodnia. Choć polewam się wodą przy każdej okazji. Jak mogłem nie wziąć czapki?

Pierwszą dychę lecę szybko – ze średnią 4:49. Myślę sobie, że wystarczy to utrzymać i będzie dobry wynik. Ale od trzynastego nogi nie chcą już wzorowo współpracować. Ostatnie sześć robię ze średnią 5:13. Jeszcze mocne ostatnie 200 metrów, by zejść chociaż poniżej 1:45.

Młode wolontariuszki dają medale i srebrne płachty termiczne. Strefa tylko dla zawodników na dziedzińcu dużego postmodernistycznego budynku. Siedzę i muszę prostować nogi, bo skurcze łapią łydki.

Pod prysznice na pokładzie naczepy TIR-a długa kolejka, więc idę do innej – po gulasz i piwo bezalkoholowe. Party odbywa się pod kościołem Wniebowzięcia NMP – podczas nalotów wojennych został uszkodzony i jego wieża odchyla się od pionu o 182 centymetry.

Jeszcze prysznic na TIR-ze i w drogę do domu, ale nie mogę sobie odmówić skręcenia z głównej trasy - do Czeskiej Szwajcarii. To kraina gęstego lasu i skałek, w której nigdy nie byłem. Na chodzenie po niej czasu nie ma, ale na obiad w knajpce (na zdjęciu) przy lesie – jak najbardziej. Czosnkowa i ser smażony, kofola i turek, czyli kawa po turecku, stawiają mnie na nogi i poprawiają humor.

Wynik zrobiłem taki sobie, ale ogólnie było świetnie. Wpisowe wynosiło 20 euro, gdy zapisywało się, jak ja, wczesną wiosną (potem skoczyło do 30 euro). Drogo, ale wszystko było tak perfekcyjnie zorganizowane, że nie uważam udziału w tej imprezie za przepłacony.

Poznań za cztery tygodnie. Połówka, na której dostało się za swoje, bo się za mocno zaczęło, wspaniale przygotowuje do maratonu. Przypomina o pokorze. Inna rzecz, że na połówce można ryzykować zbyt szybkie tempo bez większego ryzyka. Straci się najwyżej kilka minut. To za krótki dystans, by trafić na ścianę, która zabierze kilkanaście czy kilkadziesiąt minut. Poza tym – fajnie czasem zaszaleć.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Marysieńka (2012-09-17,20:26): No to się spotkamy....nie wiem jeszcze jak to zrobię, wszak nie biegam...ale na pewno w Poznaniu wystartuję:))
kokrobite (2012-09-17,21:23): Skoro będziesz, to pobiegniesz, jak Cię znam. Do zobaczenia :-)
lipton65 (2012-09-17,22:38): I może być taka relacja i wynik też i zdjęcie fajne. Nie byłem a mi się spodobało na biegu w Usti
kokrobite (2012-09-19,10:54): Wyszła z tego w sumie fajna niedzielna wycieczka.







 Ostatnio zalogowani
Andrea
00:03
STARTER_Pomiar_Czasu
23:04
Gryzli
22:36
INGL66
22:31
MagKosz
22:24
rys-tas
21:59
kos 88
21:54
BOP55
21:50
egus75
21:50
Stonechip
21:47
Admin
21:46
anielskooki
21:21
modzel11
21:20
rolkarz
21:14
Volter
20:55
bula
20:51
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |