2012-09-08
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Skąd się wzięła? (czytano: 279 razy)
„Przyszła do mnie nie wiem skąd, zawróciła w głowie tak dokładnie...” – tak wiele lat temu śpiewał Oddział Zamknięty. Do mnie też dziś przyszła i zawróciła w głowie. Kto? Raczej co – forma biegowa.
Gdy spojrzałem na stoper po przebiegnięciu mety kolejnego etapu GP Mysłowic, to wyrwało mi się głośnie „k...”. Przepraszam, jeśli ktoś poczuł się zgorszony słysząc to. Ale zobaczyłem wtedy, że zrobiłem swój drugi w życiu wynik na tej trasie (w trzynastym na niej biegu) i dosłownie tylko paru sekund zabrakło mi do życiówki. Gdybym wcześniej się zorientował, że mam szansę ją pobić, to pewnie by się udało – i stąd to wkurzenie. Ale skąd się mogłem tego spodziewać? Po ostatnich „wyczynach”, kiedy to ustanawiałem raczej „antyżyciówki” nie liczyłem na zbyt wiele...
Skąd taki nagły przypływ formy? Dokładnie to nie jestem pewien, ale jakieś przemyślenia mam. Po pierwsze – zrobiło się wyraźnie chłodniej. A to już wiem i parę razy o tym pisałem – moje wyniki zależą chyba bardziej od temperatury niż przygotowania. Ale jest też zapewne i drugi czynnik. Przez ostatni miesiąc, od kiedy zacząłem znowu biegać po prawie trzytygodniowej przerwie, naprawdę dużo zrobiłem. Po pierwsze – dłuższe wybiegania. Co tydzień kolejno: 21, 21, 26 i 30 km. (Tak na marginesie, tę dzisiejszą „prawie-życiówkę” na 6,6 km zrobiłem trzy dni po „trzydziestce”!) Te wybiegania przeplatałem, również co tydzień, jakimiś startami. Te ostatnie, jak już pisałem, wychodziły mi tragicznie. Ale, jak się okazuje, były dobrymi treningami szybkościowymi. Gdzieś przeczytałem, że najgorsze zawody (oczywiście pod względem wyniku, a nie np. organizacji) są lepsze od najlepszego treningu. Nie jest to chyba do końca prawda, ale mi przyniosło efekt. Gdy dołożyłem do tego jeszcze trochę górek, to wszystkie klocuszki zaczęły się układać w ładną całość.
No i teraz, po tym dzisiejszym biegu, zaczynam się zastanawiać, czy nie zbyt pochopnie zrezygnowałem z Warszawy. Chociaż, w sumie przecież miejsca jeszcze są..., choć trochę droższe.
Dobra, nie chcę popadać ze skrajności w skrajność – z niemal przerażenia i załamania marnymi wynikami w huraoptymizm. Zobaczymy jak mi pójdzie w przyszłą niedzielę na połówce w Tychach. To będzie poważniejszy sprawdzian formy. W tym tygodniu nie będę już robił żadnej trzydziestki. Czuję, że muszę trochę poluzować, żeby nie przesadzić z intensywnością treningu. Trochę regeneracji się przyda. A wynik w Tychach i tak będzie zależał od pogody :).
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu DamianSz (2012-09-10,21:47): Ja wlaśnie teraz rozważam czy nie zrezygnowac z Warszawy - tzn. ze startu bo złamnia 3 h już dawno niestety zrezygnowałem. Mam nadzieję, że też jeszcze przyjdzie do mnie forma, ale wątpie żeby odwiedziła mnie w najbliższym czasie.
Do zobaczenia w Tychach. DamianSz (2012-09-10,21:49): Krzysiek - może podobnie jak ja rozważ wyjazd 28-go października na maraton do Frakfurtu z krakusami ? creas (2012-09-10,21:56): Damek - ale widzę, że górskie maratony biegasz, a takie "treningi" na pewno dużo dają. Zresztą co ja będę mistrzowi radził :). Na Tychy już się cieszę. Co do Frankfurtu, to termin wydaje się świetny na życiówki (pogoda!). Tylko to chyba dość droga impreza... Ja w tej chwili na październik nic pewnego nie mogę zaplanować, bo na pewno w niektóre weekendy będę musiał pracować, tylko jeszcze nie wiem w które :(
|