2012-09-06
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| To nie wszystko mieć boisko... (czytano: 868 razy)
„To nie wszystko mieć boisko” – czy ktoś z was pamięta tą bajkę? Słuchałem jej jako dzieciak. Mieliśmy ją na płycie winylowej. Generalnie chodziło w niej o to, że zwierzaki w lesie okropnie się nudziły i mądry słoń zarządził budowę boiska. (A swoją drogą co słoń robił w lesie!? Może dostał taki przydział w PRL-owskiej rzeczywistości? ) W każdym bądź razie zwierzęta się wzięły do kupy i w czynie społecznym, dumne i blade z osiągnięć własnej myśli inżynierskiej, wybudowały piękne boisko. Zaprosiły zwierzęta z innego lasu na mecz po czym dostały straszne lanie. Chyba 4:0 jeśli dobrze pamiętam (i tak lepiej to od naszej reprezentacji w piłce kopanej w meczu z Hiszpanią ;)). Na końcu bajki słoń wypowiada znamienne słowa: “To nie wszystko mieć boisko i trybuny mieć - nie wszystko. Dobre chęci to za mało, by się mecze wygywało. Trzeba do tego trenować!...” No właśnie...
A więc poniższy tekst będzie o tym jak to „gadżeciarz” dostał po nosie. Może komuś się przyda morał z lekcji jaką dostałem.
Dokładnie trzy lata temu zacząłem swoją przygodę z triatlonem. Jeśli ktoś ma ochotę poczytać co wtedy przeżywałem to zapraszam TUTAJ . Był to dla mnie bardzo udany debiut. Jedno z najmilszych sportowych wspomnień jakie przechowuję w swojej głowie. W ubiegłą niedzielę znów stanąłem na tej samej plaży. Tym razem już w piance. Wtedy stałem w kąpielówkach i szczękałem zębami tak, że musiałem się łapać za żuchwę by nie odpadła. Pod pianką mam strój triatlonowy. Na łydkach opaski kompensacyjne renomowanej firmy 2XU (czyli niby 2 razy ja - ma się razumieć jestem w nich 2 razy mocniejszy). W strefie zmian stoi „rower-rakieta”. Może nie z najwyższej półki, ale prawdziwy rower triatlonowy, a nie „zwyczajny rower szosowy”. Już się nie patrzę na inne maszyny jak na statki kosmiczne. Sam jestem pilotem jednego z nich. Na ręku Garmin. 3 lata temu był najprostrzy pulsometr sigma PC 15, który gdy nie miałem opaski pulsometru przechodził w stan spoczynku po kilku minutach działania. Na bieg czekają na mnie ultralekkie startówki. No po prostu full wypas sprzętowy w porównaniu ze stanem z przed trzech lat.
Warunki pogodowe są bardzo zbliżone do tych z debiutu. Też pada, wieje i zimno, ale również i teraz na start się uspokaja. Jedyna różnica, że teraz wciąż asfalt jest mokry, ale trasa identyczna jak wtedy. Na starcie jest co prawda prawie dwa razy więcej ludzi, ale już nie ustawiam się w ostatnim szeregu. No i co? A no dupa zbita. Ten żółtodziub z przed trzech lat okazał się być lepszym od tego „doświadczonego” z dnia dzisiejszego.
Co prawda dzięki piance z wody wyszedłem o całe 11 sekund szybciej, ale mocując się przy zdejmowaniu pianki zmiana na rower zajęła mi więcej czasu niż 3 lata temu. Wtedy było 1m18s a teraz 1m53s, czyli uwzględniając czas pływania na rower wsiadłem 24 sek później. No tak, tym razem zakładałem jeszcze skarpety (pomny doświadczeń z innego deszczowego triatlonu w zeszłym roku, kiedy to po jeździe na rowerze nie czułem wręcz palców u nóg) i czynność ta zajęła mi pewnie około tych 24 sekund.
W debiucie jechałem na starej szosówce z dziecięcymi przełożeniami. Bez pedałów SSL czy SPD, tylko zwykłe noski i buty biegowe. Teraz śmigam w pozycji areo i w butach Shimano wpiętych do pedałów roweru. Owszem byłem teraz szybszy niż 3 lata temu. Wtedy 22km pokonałem w 40m24s, a teraz w 39m42s choć generalnie jechałem chyba trochę asekuracyjnie, zwłaszcza w zakrętach (wynik upadku na rowerze na tej trasie 2 lata temu). A więc 32,67km/h trzy lata temu do 33,25km/h teraz i oszałamiający zysk 42 sekund! Wow! Co z tego, kiedy wtedy w strefie zmian powiesiłem tylko rower i pobiegłem dalej (bo przecież już byłem w butach biegowych) a teraz przebierałem buty na moje żarówiaste startówki, w których notabene nie dałbym rady przebiec tych 5,3km bez skarpet... I tak po ostatniej zmianie wyszedłem na bieg z przewagą 18 sekund w stosunku do mojego debiutu. Mam doświadczenie kilku lat biegania, startówki, opaski kompensacyjne na łydkach, a na metę przybiegłem z czasem dokładnie o 59 sekund gorszym od mojego debiutu...
Jaki z tego wniosek? A no prosty i jasny. „To nie wszystko mieć boisko i trybuny mieć nie wszystko... Trzeba do tego trenować!”
A ja co? Jest mnie o kilka kilo więcej niż wtedy, ostatnio jak już coś biegam to jedynie wolne rozbiegania. Czego ja się spodziewałem? Że pianka sama popłynie, rower sam pojedzie, a buty same pobiegną wspomagane dopalaczami w postaci opasek kompensacyjnych, a ja się nawet nie zmęczę? To, że to wtedy był to mój debiut, że teraz mam doświadczenie, lepszy sprzęt, więc będzie tylko lepiej? I co mi po nim skoro przegrałem z sobą samym na zmianach i w głowie podczas biegu? Wtedy prawie nic nie wiedziałem o trenowaniu. Rower miałem od miesiąca. Pływania z założenia nie trenowałem. Tylko trochę biegałem, Ale za to zapieprzałem jak głupi, ciesząc się, że z treningu na trening idzie coraz lepiej, szybciej. Byłem przyzwyczajony do biegania na bardzo wysokim tętnie. A teraz nie byłem wstanie wykrzesać z siebie więcej energi, choć ta na pewno była, bo po zawodach nie czułem się zajechany tak jak 3 lata temu. Wtedy na biegu dałem z siebie wszystko, choć nikogo nie miałem do bezpośredniej walki, pulsometr mi nie mówił jak szybko zapierniczam i że może nie dosiągnę tym tempem do mety. Stoper wszeszedł w stan spoczynku i widziałem tylko upływające minuty. Pulsu nie monitorowałem... Efekt? Najszybsze tempo biegu na dystansie 5km w życiu, pomimo preludium w postaci pływania i roweru.
Jednym słowem „gadżeciarz” dostał pstryczka w nos. I dobrze mu tak. Się nauczy... Oczywiście nie żałuję zakupu tych wszystkich cudeniek. Cieszę się nimi jak dziecko i wiem, że na dystansach dłuższych niż sprint (a zwłaszcza 113 czy 226km dla których inwestowałem w ten sprzęt) ich pomoc będzie większa, ale wiem też, że same nic nie zrobią. Przypomniało mi się jaką frajdę sprawiało mi podczas debiutu jak mijałem na moim roweru triatlonistów w ich bolidach. To musiało być dla nich tak mega deprymujące, jak dla mnie budujące. W tym roku na szczęście ci co mnie wyprzedzili na rowerze siedzieli na jeszcze lepszych bolidach niż mój, więc się tym nie dołowałem :)
Wszystkim, którzy zaczynają swoją przygodę z triatlonem radzę, aby nie patrzyli na innych, nie dali się omamić koniecznością wydawania nie wiadomo jakich pieniędzy na lepszy sprzęt, tylko robili swoje i zasuwali na treningach, a na pewno będzie dobrze. I życzę pokonania na zawodach takiego „gadżeniarza” jak ja. To fantastyczne uczucie! :)
Jest jeden pozytywny dla mnie wniosek z tych zawodów. Jeśli nawet nie trenując dalej mieszczę się w pierwszych 10% (amatorów) to znaczy, że jakiś potencjał we mnie jest. Trzeba tylko trenować i będzie dobrze. Teraz są inne priorytety, ale jeszcze odbiję się od mojego dna kondycyjnego i jeszcze powalczę. Ja uwielbiam ten triatlon, nawet jak mi przetrzepie tyłek i da pstryczka w nos... Ostatnie słowo będzie należało do mnie i takiej wersji się trzymam! :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu gerappa Poznań (2012-09-06,12:38): ... dajesz mi często dużo do myślenia :) i tym wpisem również :) tdrapella (2012-09-06,12:48): Aga, cieszę się :) Kiedy debiutujesz w triatlonie? ;) gerappa Poznań (2012-09-06,12:49): wiesz... trochę wody jeszcze upłynie, bo bieganie jakoś idzie, rowerek też uskuteczniam, ale najpierw pływać muszę nie nauczyć :) renia_42195 (2012-09-06,12:53): Tomku, niestety wiele osób daje się skucić na takie "gadżety" i chyba będzie z tym coraz gorzej. Uśmiałam się z pływającej samodzielnie pianki i reszcie sprzętu zasuwającego do mety :) A ja muszę sobie kupić buty, które same biegają :) I koniecznie te skarpety (połowa Poznania je ma) renia_42195 (2012-09-06,12:57): Aga, są przecież pianki, które same pływają ;) Ja już umiem te trzy rzeczy zrobić (pływanie, rower i trucht) tylko, ze nie ma tak dużych limitów czasowych na zawodach triathlonowych :((( Trwałoby to całe wieki, albo i ciut dłużej :)) tdrapella (2012-09-06,13:00): Aga, na początek żabką też można, a przynajmniej cały czas wiesz dokąd płyniesz... A po za tym pływanie jest świetną regeneracją po rowerze czy bieganiu :) Serdecznie namawiam abyś spróbowała. Polecam na początek jakiś sprint lub zawody w Wińcu. Wiem, że nie pożałujesz :) tdrapella (2012-09-06,13:02): A tam Renia opowiadasz z tymi limitami :) A co do skarpet, to choćby miały tylko efekt placebo, to jeśli dadzą Ci większą pewność siebie to warto. Tylko trzeba pamiętać, że same nie pobiegną ;) tdrapella (2012-09-06,13:03): A w piance Aga, po prostu nie da się utopić, jeśli tylko nie spanikujesz :) gerappa Poznań (2012-09-06,13:33): Biegacze do tych "skarpet" mają różny stosunek... tyle różnych komentarzy przeczytałam, że aż zaczęłam się nad tym głębiej zastanawiać... i zaczęłam biegać czasem bez nich. Efekt: dłuższa regeneracja i mniejsza wydolność. Dla mnie są ok. i nie zamierzam z nich rezygnować.Ale... jeśli komuś nie odpowiadają - potrafię to zrozumieć. renia_42195 (2012-09-06,13:44): Tomku, z limitami nie przesadzam. Nie chciałabym być "orgiem" i czekać na taką ślamazarę jak ja :) No i właśnie - skarpetki same nie pobiegną :) Trzeba trenować, trenować i jeszcze raz trenować :) Marysieńka (2012-09-06,13:44): I tak zazdroszczę Tobie tego triatlonu.....i całkowicie zgadzam się ze stwierdzeniem, że gadżety za Ciebie nie "polecą":)) mamusiajakubaijasia (2012-09-06,15:30): Lubię Twoje pisanie:) Tak po prostu. tdrapella (2012-09-06,15:41): Reniu, tu gdzie startowałem limit był 3h na pokonanie 400m choćby żabką, 22km na rowerze i 10km truchtu. Nie wierzę, że to by było dla ciebie za mało jacdzi (2012-09-06,15:42): Bez pracy nie ma kolaczy. Trzeba trenowac i juz. A sprzet, gadzety, to drugorzedne. tdrapella (2012-09-06,15:42): Marysiu, coś mi mówi że jeszcze nas zaskoczysz swoim triatlonem tdrapella (2012-09-06,15:43): Gabrysiu, dziękuję. Bardzo mi miło :) tdrapella (2012-09-06,15:47): Czasem Jacku jednak o tym zapominam. Człowiek się napatrzy na te wszystkie gadżety, reklam się nasłucha, kupi... Truskawa (2012-09-06,16:10): No tak. I miej tu potem człowieku pretensje do dzieciaka, że chce coś co zobaczył w reklamie. :) Nie jesteś zbyt surowy dla siebie? tdrapella (2012-09-06,16:18): Iza, mysle ze nie. Po prostu ten start pokazal/przypomnial mi co jest najwazniejsze aby osiagac wyniki i sprowadzil na ziemie moje wybujale ambicje. Ja wiem jakie sa teraz moje realia, ale mimo wszystko chcialoby sie po trzech latach widziec postep Truskawa (2012-09-06,16:26): Ale przecież różnica jest niewielka i tak naprawdę może chodzić tylko o gorszy dzień. Nie wydaje mi się żebyś był gadżeciarzem. Może i masz gadżeciki ale masz też umiejętności a to niestety umieszcza Cię w zupełnie innym miejscu. :) snipster (2012-09-06,21:14): najlepsze rzeczy robi się na niewiedzy ;) ale najlepsze jest to, że teraz jest podwójna motywacja ;) tdrapella (2012-09-06,21:59): Dzięki Iza za miłe słowa :) No cóż postaram się jeszcze zrobić użytek z tych gadżetów. tdrapella (2012-09-06,22:00): Ha! Przypomniał mi się właśnie tekst kolegi mojego brata, który jest Anglikiem i który jest nałogowym prawie gadżeciarzem: "the one who dies with most toys wins!" ;) tdrapella (2012-09-06,22:02): No właśnie Piotr! Jak to kiedyś powiedział Einstein: "wszyscy wiedzą, że to jest niemożliwe. Ale przyjdzie taki jeden co tego nie wie i on właśnie to zrobi". To na cholere ja czytam o tych treningach, hę? renia_42195 (2012-09-07,00:26): Tomku, 10 km to jak na razie robię w 1:17 :( Rower - 12 km w 1:10 a gdzie jeszcze 10 km rowerem i pływanie??? Znam siebie i niestety jestem do d...y :) Kiedyś w dalekiej bardzo przyszłości spróbuję TRI - tak tylko dla dobrej zabawy :)))) Rufi (2012-09-10,23:05): Dlatego właśnie nie inwestuję więcej w triathlon. tdrapella (2012-09-10,23:08): I słusznie robisz :) Ja też. No jeszcze tylko... ;)
|