2012-08-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Góra i "górki". Bieg z Policją w Górze i Półmaraton Wałbrzych (czytano: 696 razy)
W miniony weekend postanowiłem zrobić coś lekko ekstremalnego (oczywiście w moich kategoriach), i poczuć się jak nasi przyjaciele ze Wschodu i Afryki czyli wystartować w dwóch biegach. Na tym oczywiście podobieństwa się kończą, oni zawsze walczą o czołowe lokaty, mnie zaś interesuje druga lub trzecia…. setka. Wybór padał na Górę i 3 Bieg z Policją na dystansie 10 km i reaktywowany po kilku latach XIII Półmaraton w Wałbrzychu.
Na pierwszy ogień, w sobotę bieg w Górze koło Rawicza. Po ostatnim biegu w Kobylinie na 15 km byłem pełen optymizmu co do zakończenia, moich co najmniej półrocznych zmagań, pod tytułem: Jak przebiec 10 km poniżej 50 minut. Międzyczas z 10 km z Kobylina był w okolicach 50 minut, średnie tempo na 15 km 5:05 min/km, więc można było realnie myśleć o pokonaniu tej mitycznej dla mnie bariery. Potrzebowałem tylko jednego – dobrej pogody. Dobrej tzn. temperatury poniżej 20 stopni. Niestety, o ile rano można było jeszcze mieć nadzieję, to po dotarciu do Góry około 15 rozpogodziło się i zrobiło bardzo ciepło. Czułem, że szansa na dobry wynik się oddala, ale postanowiłem spróbować. Niestety gdzieś tak na 4 km wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Na 5 km zameldowałem się co prawda z czasem około 25.10, ale wiedziałem, że nie utrzymam tego tempa. Pomyślałem, że jutro czeka mnie półmaraton, więc nie ma sensu walczyć i osiągnąć wynik 51-52 minuty, tym bardziej, że prognoza pogody na niedzielę była bardzo zachęcające. Trzecią pętle przebiegłem w tempie około 5:20-5:30, a na ostatniej zrobiłem już sobie trucht wypoczynkowy w tempie lekko ponad 6 min/km. Najfajniejszy w moim wykonaniu był finisz, dzieciaki wyrywały się do przebiegnięcia ze mną ostatnich metrów na stadionie, ale jak na złość cały czas ktoś w szybkim tempie pokonywał ostatnie metry. Spokojnie poczekaliśmy z boku i jak zrobiło się luźno minęliśmy wspólnie linię mety.
Jeżeli chodzi o sam bieg to moim zdaniem zorganizowany był dobrze, chociaż nie do końca jestem zwolennikiem biegania tylu pętli. W Górze mieliśmy aż 4, do tego dużo zakrętów i trzykrotne pokonywanie bieżni na stadionie. Na pewno jednak taka formuła jest ciekawa dla kibiców. Warto odnotować bardzo ciekawy medal z podobizną zwycięzcy biegu na 10.000 m na IO w Sztokholmie w 1912 roku – Hannesa Kolehmainen. Co ciekawe czas jaki wtedy uzyskał – 31:02 dałby mu w Górze dopiero 3 miejsce.
W niedzielę ruszyłem na podbój Wałbrzycha. Pogoda dopisywała - 12 stopni, lekki deszcz czyli to co biegaczy doprowadza do ekstazy, a nie biegającym każe przewrócić się na drugi bok, mruknąć niecenzuralne słowo i spać dalej.
Po dojechaniu do centrum Wałbrzycha zacząłem pytać o halę lekkoatletyczną, gdzie znajdowało się biuro zawodów. Moje zdziwienie wywoła wskazówka dwóch, lekko sponiewieranych sobotnim wieczorem młodzieńców, którzy stwierdzili: Pan skręci w lewo i potem taką serpentyną w górę. Widziałem, że trasa ma być trudna, ale bez przesady. Pewnie koledzy wczoraj balowali w górach i coś im się pomyliło. Niestety mieli rację, co gorsza na tej drodze poustawiane były pachołki, co wskazywało, że jakiś szaleniec wytyczył tam trasę półmaratonu. No to pozamiatane - pomyślałem, nie będzie czwartej pod rząd życiówki w półmaratonie. Odebrałem pakiet, przebrałem się i ruszyłem w dół do Rynku, gdzie zlokalizowany był start. Wstyd się przyznać, ale truchtając w siąpiącym deszczu i zimnie zacząłem bardzo ciepło myśleć o wczorajszej pogodzie z biegu w Górze.
Na starcie dość tłoczno, ale przynajmniej w grupie ciepło, wreszcie 11.00 i ruszamy na pierwszą pętlę. Po jakimś kilometrze z hakiem pierwszy raz wita nas 800 metrowy podbieg, który wcześniej pokonałem samochodem. Jakoś udało się dostać na górę, tam punkt z wodą i dla odmiany lekko szaleńczy zbieg w dół. Potem jeszcze kilka podbiegów, kostka, nawroty i jestem znowu na rynku – czas około 38 minut, czyli walczymy. Potem jeszcze dwie takie same pętle i dwa razy ten sam piekielny podbieg. Na trzeciej pętli naprawdę dawał w kość. Czas cały czas na granicy rekordu życiowego. Niestety Garmin sprawił mi psikusa (trasa była atestowana wiec tutaj nie można mieć zastrzeżeń) i 21,097 km „piknął” jakieś 300 metrów przed metą. Finalnie czas netto lekko poniżej 1:56, więc wiceżyciówka.
Na takiej trasie naprawdę nie ma powodów to narzekań. Jak się okazało po wrzuceniu danych z Garmina do komputera – łączny wzrost wysokości na tym półmaratonie to 602 metry. Więcej było tylko w Biegu na Jawornik 672 metry. Dla porównania Półmaraton Ślężański 280 metrów. Trudno w to uwierzyć, może coś się popsuło?
Bieg zorganizowany rewelacyjnie, dzieciaki dopingujące, występy capoeiry, zespół muzyczny. Widać, że Półmaraton był sportowym wydarzeniem w Wałbrzychu. Za rok na pewno tam wrócę.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |