2012-08-26
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Jesień idzie... (czytano: 337 razy)
Wczoraj podjąłem decyzję, że nie będę się porywał na maraton w Warszawie. Wcześniej postanowiłem, że wybiorę się tam jedynie wtedy, gdy będę czuł, że mam realne szanse na złamanie 4 h. A widzę, że przy obecnej formie zrobienie tego za miesiąc nie jest raczej możliwe. Dlaczego?
Pierwsze przygotowania na początku lipca szły dobrze. Tak jak planowałem, zacząłem robić długie wybiegania po 25 – 30 km, co było dla mnie zdecydowanie najważniejsze. Potem jednak wszystko się posypało – wyjazd na wakacje i dwa małe, ale upierdliwe urazy sprawiły, że w bieganiu zrobiła mi się prawie trzytygodniowa przerwa. Teraz już nic mi nie dolega i od ponad dwóch tygodni trenuję normalnie, ale widzę, że forma zupełnie wyparowała. Wczoraj postanowiłem zrobić ostateczny test – pobiec na maksa dyszkę w Parku Śląskim podczas Biegu do Słońca. Od wyniku uzależniłem decyzję, czy zapisywać się do Warszawy (trzeba by to było zrobić w tym tygodniu, bo od 1 września opłaty znacznie rosną). No i sprawdzian w Chorzowie wypadł fatalnie – zrobiłem antyżyciówkę, najgorszy wynik na 10 km. Na trasie, na której na wiosnę pobiegłem 15 km w tempie poniżej 5 min/km, wczoraj na dystansie 10 km udało mi się wyciągnąć tylko 5:09 min/km. Nawet biorąc pod uwagę, że warunki pogodowe były teraz gorsze, to różnica w wynikach jest ogromna. Jasne, wiem, że czas z 10 km nie musi przekładać się na maraton, ale akurat w moim przypadku mogę być pewien, że jak nie idzie mi na krótszym dystansie, to na dłuższym może być tylko gorzej. Tym bardziej, że z długich treningów zrobiłem po tej wakacyjnej przerwie tylko dwa razy po 21 km. Czyli wytrzymałości też na pewno nie zbudowałem.
Co w takim razie, jeśli nie Warszawa? Nastawiam się na okoliczne półmaratony, których w jesieni trochę będzie. Prowizoryczny plan mam taki, żeby 16 wrześnie w Tychach pobiec na maxa, aby zobaczyć „gdzie jestem”, na ile mnie stać. Potem, tydzień później w Bytomiu, raczej regeneracyjnie, „na zaliczenie”, głównie po to, aby ukończyć mocniejszy dłuższy trening i po biegu wylosować samochód. No i zwieńczeniem wszystkiego będzie Silesia Półmaraton 7 X, na którym będę chciał powalczyć o życiówkę lub przynajmniej najlepszy wynik w sezonie. Ale to tylko plan, a życie pewnie i tak go zweryfikuje.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu DamianSz (2012-08-27,06:38): Ja z podobnych powodów również zrezygnowałem z Wawy a dokladnie z biegu po życiówkę, bo pobiegnę tam jako pacemaker. Podobnie w Poznaniu. Łamanie 3 h zostawiam na późną jesień lub na bliżej nieokreśloną przyszłość. creas (2012-08-27,10:33): Damek, fajnie by było, gdybyś kiedyś, gdy będę gotowy, biegł gdzieś jako pacemaker na czwórkę. Bo pamiętam, jak stawiałem pierwsze kroki biegowe, że chyba często na ten czas prowadziłeś. W takim towarzystwie byłbym spokojny o wynik :) DamianSz (2012-08-27,16:39): Jak chcesz mogę biec z Tobą na ten czas 20-go października na Biegowej Koronie Ziemi tylko, że tam trasa bez atestu -( creas (2012-08-28,10:10): Damek - dzięki! Brak atestu jakoś bardzo mi nie przeszkadza - w sumie biegam i tak dla siebie. Gorszy jest chyba brak specyficznej odświętnej atmosfery, która pozwala dać z siebie wszystko, gdy już się biegnie tylko silą woli. Choć, tak szczerze mówiąc, to na Silesii Marathonie tej atmosfery też nie było, gdy ja kończyłem... Najważniejsze, żeby forma była - a z tym na razie krucho. Dlatego teraz lecę na długie wybieganie :)
|