2012-08-07
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 17 Międzynarodowy Bieg Uliczny Jaworzno 04.08.2012 (czytano: 361 razy)
W sobotnie popołudnie 4 sierpnia odbyła się 17-sta edycja Międzynarodowego Biegu Ulicznego rozgrywanego w Jaworznie na dystansie 15 km. Był to mój drugi start w tej imprezie.
W przypadku biegu w Jaworznie sformułowanie międzynarodowy nie jest na wyrost. W tym roku na starcie zameldowali się reprezentanci z Białorusi, Ukrainy, Kenii, Włoch czy Węgier. Tak więc obsada była naprawdę doborowa. Jeżeli chodzi o elitę polskich biegaczy długodystansowych, to w związku z rozgrywanymi w tym samym dniu Mistrzostwami Polski na dystansie 10 km w Gdańsku, nie zobaczyliśmy w tym roku w Jaworznie najlepszych naszych zawodników. Warto wspomnieć, że zwycięzcą ubiegłorocznego biegu w Jaworznie był nasz Olimpijczyk z Londynu i rekordzista Polski w maratonie – Henryk Szost.
Trasa w Jaworznie jest dość ciężka, obfitująca w podbiegi i zbiegi. Pierwszy kilometr prowadzi dość mocno pod górkę, z kolei finiszujemy z górki, co pozwala się mocno rozpędzić. Przed biegiem głównym odbywa się kilka biegów dla dzieci i młodzieży, które umilają rozgrzewkę. Wreszcie o 16 wystrzał startera i dźwięki The Final Countdown Europe – ruszamy.
Na początku jak zwykle dość duży tłok (ponad 650 uczestników), ale od drugiego kilometra można już biec swoim rytmem. Ze względu na warunki pogodowe moim celem było poprawienie zeszłorocznego wyniku (1:26:59), bez spinania się na rekord życiowy. Pierwsze kilometry zgodnie z planem, ale ciężko ze względu na upał. Na kolejnych punktach z wodą, nie tyle piłem, co wylewałem na siebie po kilka kubeczków wody. Lekki kryzys dopadł mnie mniej więcej na 10 kilometrze, który był najwolniejszy w całym biegu. Gdzieś w okolicach 12 -13 km na trasie szalał kibic, którego ubiór i stan świadczył o tym, że ciągle czuł się jak na Euro. Biało-czerwony cylinder, koszulka i szalik plus przyśpiewki rodem ze stadionu połączone z wyznaniami miłości do wszystkich biegaczy i Polaków. Nie sposób było Go ominąć nie przybijając piątki. Jego żywiołowy doping trochę odwrócił uwagę od zmęczenia i okazało się, że podbieg zaraz się skończy i rozpoczyna się szalony kilometr finiszowy. Przed metą udało mi się rozpędzić do tempa około 3:45 min/km, co jest dla mnie nie lada wyczynem. Czas netto na mecie 1:22:42. Plan zrealizowany - zeszłoroczny wynik pobity o ponad 4 minuty. Za tydzień czas na Półmaraton Henrykowski, gdzie RKB pojawi się większą ekipą!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |