2012-08-07
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Karkonosze!!! (czytano: 475 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=UDoqpK0CRww
Mój udział w Maratonie Karkonoskim unaocznił mi po raz kolejny dwie rzeczy… po pierwsze jak pięknymi górami są Karkonosze, a po drugie… jak słaby ja jestem na podejściach. Zresztą obie te rzeczy były dla mnie oczywiste na długo wcześniej…
Karkonosze wręcz uwielbiam, i najczęściej (co nie znaczy jednak że zbyt często) z polskich gór mam okazję bywać właśnie w Szklarskiej Porębie, lub Karpaczu i maszerować, biegać, wspinać się właśnie w tych rejonach, w dużej mierze pewnie z racji niedużej odległości tychże od moich rodzinnych stron. Za każdym razem niezmiennie widoki wręcz zapierają mi dech w piersiach… Nie podczas biegu jednak, tutaj wystarczyła chwila nieuwagi, jedno spojrzenie na chociażby Samotnię z góry, i… już noga szła nie tak jak powinna...
Co do biegu, to pomimo obaw jakie miałem po nieudanym starcie w Rzeźniku, obawiając się kłopotów z kolanem, postanowiłem nie rezygnować i wystartować licząc przede wszystkim na dobrą zabawę. Wyjazd w piątek w dobrym towarzystwie, oczywiście ze mną w roli kierowcy. Miało być trochę inaczej, ale... na szczęście na ostatnią chwilę udało się zebrać komplet do autka. Nocleg tam gdzie zwykle ostatnio nocuję w Szklarce, niestety ... trochę daleko od dolnej stacji wyciągu na Szrenicę, gdzie miał miejsce start maratonu. Z obawy o kolano zakładam zapobiegawczo opaskę elastyczną. Niewiem czemu poprzednio bolało, więc wolałem chuchać na zimne. Z pewnością nie zaszkodzi... a przy okazj będzie powód do kilku zabawnych komentarzy
"Jezu! Pan z takim kolanem tutaj biega! Ale widzę, że daje Pan radę!"
Opaska okazała się raczej zbędna, bo i zbiegów w porównaniu z Bieszczadami zbyt wiele nie było. A zwłaszcza takich mocnych... Ludzie których spokojnie wyprzedzałem na płaskim, po kilku minutach wyprzedzają mnie na podejściach. Tempa nie forsuje, w tym roku chcę tylko zobaczyć z czym się łączy takie górskie bieganie ... i nie zrobić sobie krzywdy. Nie mam żadnych założeń czasowych, poza zmieszczeniem się w limicie. Biegnie się sympatycznie, bez żadnych czarnych myśli które towarzyszyły mi podczas Rzeźnika. Do mety docieram po 6 godz. i 50 minutach, prawie godzinę po kolegach z auta i pokoju. Trochę wkurzające... ale jak się trenuje tylko bieganie po nizinach, i do tego raczej po równym... za to zaczynam powoli rozumieć, nad czym trzeba pracować i na czym to wszystko polega. Na płaskich maratonach w biegu chwytam kubek z wodą na punktach odżywczych, tutaj spokojnie wypijam kilka kubków, uzupełniam camelbaka, tym razem w odróżnieniu od Bieszczad - wody mi nie zabraknie. Przydaje się butelka z wodą. Na płaskich maratonach cały czas biegnę, tutaj jest wiele podejść, marszu... tempo nie zawsze wysokie, a tym samym tętno, zmęczenie ... mniejsze. Po biegu czuję się zaskakująco dobrze... po prostu długie wybieganie...
Nie rezygnuję... przyjadę tu jeszcze za rok, ale już nie na tak rekreacyjnie... a może Maraton Gór Stołowych?
W linku filmik kręcony podczas biegu przez biegaczy z klubu Yulo Run Team Siedlce (załapałem się na filmik z Rzeźnika, a w tym widać moje kolano z opaską 1:25s.) ;-)))
Fotka z galerii Michała Strzygockiego... na Śnieżnych Kotłach
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Novik (2012-08-08,08:03): Piękna przygoda! Byłem tam w zeszłym roku. michu77 (2012-08-10,12:45): a za rok mistrzostwa w biegach górskich właśnie podczas maratonu ;-))) jacdzi (2012-08-14,07:47): MK to niezwykle wyzwanie, zmierzylem sie z nim w 2011.
|